środa, 29 lutego 2012

Jednak Coś Więcej?


 ,,Nic Więcej..."

auto-tryptyk

akryl na płótnie + faktura

3 x 50x70

2010



 ,,Nic Więcej..."
akryl na płótnie + faktura
50x70

 Minęło półtora roku kiedy powstał cykl prac, w których po raz pierwszy zamknąłem swój stan emocjonalny... Pierwszy raz zrobiłem coś, co zgromadziło w sobie cały swój lęk, strach, słabość, małość, bezsilność wobec swoich skrajnych emocji, które stawały się poprzeczką do niemożności stanięcia przed prawdą...

Lustrem...
Odbiciem...

Pierwsze prace, które obnażyły to co głęboko skrywam dla oka pod słowem ,,has" & ,,pląs".
Ujawniły się ,,noce duszy", ujawniła się melancholijna i mroczna natura rozwydrzonego ,,dziecka".

Wraz z przybyciem obrazów powstały pierwsze nocne raporty (na łamy bloga), które po jakimś czasie zniknęły z poletka- a wiem, że dzięki nim przybyło mi wtedy wielu stałych czytelników. 
To było konieczne.



 ,,Nic Więcej..."
 part II
akryl na płótnie + faktura
50x70

 Nie lubiłem tego tryptyku- nigdy...

Nie tylko dlatego, że zbyt osobiście do niego podszedłem (i gdy na niego patrze przeszywa mnie strach), nie zważając na formę i proporcję, ale uważam, że jest po prostu... słaby technicznie.

Za namową Doro, wyciągnąłem go zza szafy i przez kilka dni powiesiłem na ścianie pracowni.
Nie dałem rady- zniknął znów za szafą, by wraz z kurzem nie wychodzić na światło dzienne...

Podczas egzaminów na ASP wyszedł po raz drugi na światło dzienne, po raz trzeci podczas wystawy w Artefakcie (relacja hds'a), i znów za szafę- będąc jeszcze owinięty brązową taśmą...
tak pozostało do dziś.

do dziś...


,,Nic Więcej..."
part III
akryl na płótnie + faktura
50x70

Nieoczekiwanie (i pod moim wielkim zaskoczeniem) tryptyk znalazł swojego odbiorcę...

Jest mi niezmiernie miło, że ktoś zupełnie mnie nie znając, nie śledząc poczynań, patrząc naglę na to co robię, widzi w tym ,,coś więcej" (Nic Więcej?).
Przecież to tylko chrabąszcze...
To forma autoterapii, by nie zwariować i wyrzucać z siebie emocje...
Tym bardziej, że malarstwo (z całą świadomością tego słowa) może reprezentować ktoś tak uzdolniony w tej materii jak Kapro (przed którym zawsze będę zrzucał czapkę z głowy z wielkim szacunkiem).

Uderzyło mnie to totalnie, słysząc od zupełnie obcej sobie osoby, takiej interpretacji prac, że staniecie w osłupieniu to mało. 
Pierwszy raz (pierwszy raz!) zrozumiałem, że nie robię tego tylko dla siebie...
Kiedy pada słowo ,,dzieło", zastanawiam się czy to dotyczy tego co robię, szczypiąc się dwa razy...
To nie zamówienie sobie portretu... To nie zamówienie stylizowanego aktu...
to chęć posiadania tego co we mnie wylazło pod wpływem chwili, emocji- dość skrajnej...

Pakując obrazy popatrzyłem na nie po raz ostatni- jest we mnie niepewność i strach, a za razem czuje ulgę- jakbym stracił zalegający w sercu balast
(nie tylko z racji zwolnionego miejsca za szafą)

Mam nadzieje, że znajdzie swoje miejsce wśród ,,prawdziwych dzieł" artystów w Olsztyńskich progach.


Czy można wierzyć w przypadek, że dzieje się to akurat teraz?


czas do fryzjera...


Polepiony...




Odpowiedzialność & Dorosłość... 
Słowo przyprawiające o dreszcz na karku...

Więcej pracy, więcej samozaparcia, więcej determinacji, więcej świadomej konsekwencji swoich planów i działań.
Wszystkiego teraz więcej, więcej, więcej, jednocześnie mówiąc mniej, mniej, mniej. 

Zatoczone koło i kolejny powrót do pracoholizmu, z łezką powracając do chwil, gdy w ciągu tygodnia robiło się kilkanaście rzeczy na raz, łapiąc sroki za ogon- udawało się- więc tym razem się uda (bo są uda dwa).

Czy z chaosu można wydobyć porządek?
Czy z nadmiaru pracy można odszukać odpowiedzi, nie gubiąc się i nie zatracając jednocześnie?
Można?
Tak.

(dlaczego? pytać- Anety, ja jestem za młody)




Dotychczasowy ,,kit" potrzebny do zaklejania rzeczywistości, czas wymienić na coś bardziej stabilnego i trwałego.
Zaklejania ran wymaga czasu, zaufania, oddania i spojrzenia... do lustra (który przestanie zmieniać obraz w swym krzywym zwierciadle). 

 Może klej szybkoschnący?
Ewentualnie do stalówek gotowych do pracy...
(oraz naprawienia naszyjnika Dorowego) 
idzie wiosna...


,,Tyle sprzecznych zdań przeczących sobie nawzajem
Wypowiadam w tak krótkim czasie
Nie dowiesz się co myślę przyglądając się mej mimice ona nie zdradzi nic nie nie zdradzi nic
Jest mnie dwóch może trzech tylko ty możesz temu zaradzić
Poukładaj mnie kawałek po kawałeczku poukładaj mnie proszę
Bo taki podzielony na części jestem zupełnie do niczego poskładaj tak jak dziecko składa klocki lego
Jeden do drugiego drugi do trzeciego, a wtedy usiądę wygodnie w fotelu zakładając nogi na stół
I polepiony solidnie by nigdy nie było takiej siły która znów rozdzieli mnie na pół
Będę się czuł jak nowo narodzony jak z zarzutów oczyszczony sam z sobą pogodzony
Stanę przed Tobą o tak od dołu do góry przez Ciebie polepiony
Ja się nie zmienię więc poukładaj mnie a ja zapuszczę w tobie korzenie...

(,,Polepiony", Fisz)

P.S.
na blogu pojawiła się zatracona małpa, jako amulet chroniący przed złymi wibracjami z zewnątrz ;)

poniedziałek, 27 lutego 2012

,,Shame..." Painting...


 ,,Shame..."

akryl + olej na płótnie
200x250

skala proporcji ciała 1:1

(powiedzmy, że udało mi się zrobić w miarę dobre zdjęcia- ale jeszcze nie jest to- dół się świeci. jak wyschnie powędruje w inne miejsce- bez światła po prawej stronie)


 Zostało powiedziane już tak wiele na temat tego projektu, że dziś nie powiem nic- ino odeślę do linków:


,,Wstyd/Shame" by hds




,,Wstydliwa recenzja czyli QW84" by hds



 ,,Shame..."  Drawing by K.I.M.



 ,,Shame..." Odliczanie... 3... by K.I.M.


,,Shame..." Odliczanie 2... by K.I.M.
(klik)




P.S.
Znajdź różnice ;)
Czyli gdzie K.I.M. jebnął się w proporcjach przypadkowo a gdzie... celowo ;P
a może to wina zdjęcia (i drgnięcia... ręki)?
o_O

niedziela, 26 lutego 2012

,,Daddy..." part 1, akwatinta- podejście 1


 ,,Daddy..."
part 1

akwatinta
(podejście pierwsze)

100x70

Pierwsza, robocza rycina nad tryptykiem ,,Daddy's..." w grafice warsztatowej.
(,,...Tacierzyństwo z fasolką..." cyt. prof O.)

O projekcie i założeniu można przeczytać w tryptyku szkicowym, który rozpoczął całą machinerię (przypominam, że głównym efektem tuszowych szkiców, są również rysunki, które już niebawem).

Jak wspomniałem- mój najbardziej osobisty (jak na razie) cykl prac.



Matrycą na której powstał ryt, stała się druga strona blachy do dyptyku ,,Ofelion..." (nogi).
Zaczynam teraz eksperymentować i bez nadzoru robić swoje...

Podczas powrotu do pracowni, mówiłem  o ,,zmasakrowaniu" blachy... tak też się stało (ukazana rycina powstał 2 tyg temu, obecnie jest już prawie ukończona i przymierzam się do następnej).
Rysy na samej blaszce, które są wynikiem ,,wyjedzenia" przez mocny kwas, podczas pracy nad ,,Ofelionem", popchnęły mnie by dodać do ryciny agresywnego wyrazu- świadomie wybrałem poniszczoną blachę- kontynuowanie masakrowania jej gwoździem oraz kolejnego lawowania mocnym kwasem.
Obecne blachy dostałem gratisowo od prof.O (nieużyteczne, poniszczone matryce) wraz z kolejnymi, własnoręcznie wykonanymi narzędziami- ponownie zostałem otoczony przez Niego ciepłem i wsparciem- a towarzyszące przy tym rozmowy wkładam głęboko do swojego serca- tym bardziej w tak ciężkim momencie w jakim obecnie jestem- potrzebuje tego jak nigdy wcześniej...


Teraz mała anegdotka związana z moją kontuzją graficzną, o której nabąknąłem przy preludiumie ,,Shame..."

Przy powrocie do pracowni, pokazałem min. z jakimi materiałami się pracuje. Zaznaczyłem również, że nie dziobie w rękawiczkach i w fartuchu- nie lubię- proste.

Przy ostatnich zajęciach Tomek (asystent- jeszcze dorwę Go swym aparacikiem) tym razem nie chciał mnie wpuścić do ,,kwaszarni" bez rękawiczek (brak nadzoru prof O.). Zatem pokornie się dostosowałem, zamykając się w pomieszczeniu.
Pech chciał, że mając nawet te pindolone rękawice, mocny kwas azotowy wylądował na moim przedramieniu. Mimo szybkiego obmycia go wodą, pozostawił swój ślad, ,,wyjadając" mi w piękny, piekący i pachnący sposób skórę. Na szczęście oparzenie nie było głębokie (nie doszło do martwicy skóry), ale obecnie wyglądam jak biedronka (piękne zwęglenie)- mając po szybkim zagojeniu na ręce kilkanaście brązowych plam (kilka tonów ciemniejsze od mej karnacji), które już teraz pozostaną miłą pamiątką z warsztatu ;)

A ja chciałem mieć tygrysie pasy jako tatuaż na rękach (lub pierścienie)- stałem się naturalnym gepardem (choć zawsze wolałem pantery), więc by było synchronicznie, czas ,,zakwasić" sobie drugą dłoń ;>

(choć wobec Kurki, nadal jestem szopem, choć widać zalążek wychodzenia z tej fuchy)




Co do emocji...
zapraszam do Kapro na odsłonę ,,Red Pill
(moim powiedzonkiem ,,Marazm 2012")
Szok!

o_O

p.s.
Dezaktywując swoje konto na fejsbuku znaczy, że już nie funkcjonuje i mnie nie ma? 

Wstydliwa recenzja czyli QW84

W pierwszym odruchu, po obejrzeniu tego filmu, ogarnęła mnie fala paniki, że nie jestem w stanie napisać jego recenzji, bo w tym przypadku brak będzie jakiegokolwiek obiektywizmu.
Po zastanowieniu, skoro obiecałem ocenę obrazu, postanowiłem dać najbardziej krótką wypowiedź ever, a miała wyglądać tak:
Zmieniłem zdanie...
Poznajcie moją subiektywną ocenę.

"Wstyd" jest nudny, pusty i perfekcyjnie sterylny.

Posłuchajcie poniższej suity, która określa ten film idealnie.

W błękitnej pościeli leży półnagi bóg.
Leży... leży... leży... leży... leży... leży...
Jest tak blady, że wydaje się martwy.
Zegar tyka, czas kapie niemiłosiernie, ludzie zaczynają wychodzić z sali, bóg też wreszcie zwleka się z wyra i okazuje się być zwykłym śmiertelnikiem. Nagi człapie odlać się do kibla. Kutas dynda po całym ekranie, mocz leje się w porcelanę, kolejni "oburzeni" wychodzą. Prysznic, walenie konia, śniadanie, wspomnienie wieczornego ruchanka, ludzie wyłażą, droga do pracy, łowy w metrze, boring job, masturbation, ludzie wychodzą, wieczorna imprezka, szybki numerek, domek, przegląd pornostronek, spanko. Kolejny dzień spłynął, widzowie chrapią.

Główny bohater (Brandon) jest ucieleśnieniem cnót wszelakich. Miły, uprzejmy, pomaga przechodniom, piękny, lubiany w pracy, szarmancki, uwodzicielski, bogaty.
Mister Perfection!!! Bez żadnej zewnętrznej skazy, a w środku wiatr wyje po ciemnych kątach.
Pan Idealny ma siostrę. Totalne przeciwieństwo. Rozchwiana emocjonalnie, ciapowata, narzucająca się innym, rozlazła bździągwa.
Pomimo tych różnic są tacy sami.

Ten film jest o nałogach. Jak wyjaśnił reżyser, padło akurat na seks, bo o innych uzależnieniach powiedziano już wiele, a seks cały czas traktowany jest jak niechciany bękart, choć tak naprawdę jest najbliższy człowiekowi.
Ten film jest o bolesnej samoświadomości i bezsensie istnienia.
Ten film jest o egzystencjalnej pustce, którą główni bohaterowie (rzeczone rodzeństwo), próbują na swój sposób, kompulsywnie zapchać nałogami. Tylko, że jest to czarna dziura bez dna.

Pod koniec filmu, Brandon świadomie rzuca się w wir autodestrukcji, przekraczając kolejne kręgi własnego piekła. Samookalecza się, panując cały czas nad sytuacją, niby szaleństwo, a idealna maska nie opada.
To zwykłe wołanie o pomoc.
Nie inaczej jest z jego siostrą, po licznych próbach samobójczych.
Tylko co z tego, że krzyczą, skoro w próżni dźwięk się nie rozchodzi? Co za różnica, czy zacznę drzeć się wniebogłosy, na zalanym strugami deszczu nabrzeżu (jedyna przesadzona, zbyt patetyczna scena w filmie), czy jedynie cichutko jęknę "Oh, God"?
I tak nikt nie usłyszy.

Wszyscy znają mit o Narcyzie. To ten gostek, który tak bardzo umiłował siebie, że kontemplując własne odbicie w tafli jeziora, wpadł do niego i tyle było z tego piękna. Pytanie, czy był to zwykły przypadek? Może zrobił to świadomie?

Dziękuję za uwagę.
Lecę przypudrować nosek, bo chyba odpadło mi odrobinę "tapety".
Byle do wiosny, co bym mógł wreszcie nago hasać po zielonych łąkach, wśród świergotu ptaków i nie myśleć tyle o życiu ;DDD

Jeszcze na koniec inna recenzja (bardziej obiektywna), z którą w pełni się zgadzam.

sobota, 25 lutego 2012

... ... ...

raz kolejny zapłakałem cicho, twarz w pościeli zakrywając... 

tym razem się tego nie...  wstydzę 

mówiąc sobie, że był to ten raz ostatni...


,,Shame..." Drawing...


 ,,Shame..."

ołówek na kartonie
2 x 100x70
(200x70)
skala proporcji ciała 1:1

złożone w całość w corelu,
(efekt przejścia jednej kartki w drugą)

tym razem bez zbędnego naciągania kontrastu ;)

(przepraszam za jakość zdjęć- ale aparat płata figle, to jest właśnie złośliwość rzeczy martwych a brak naświetlenia słonecznego robi swoje- tym bardziej przy takiej skali)


o więcej szczegółów samego zamierzenia projektowego do obrazu (i szkicu) odsyłam na bloga hds'a, gdzie we wpisie, ukazał początki rodzącego się pomysłu- który nie jest tylko zwykłym, pokazaniem Jego sterczącego prącia...

(oraz odsyłam do preludiumów do obrazów- tu, tu i tu)

zawsze byłem bardziej graficzny niż malarski- i tego trzymać się będę ;>
Chciałem udowodnić sobie, że można- mimo, że uciekam już od dawna od fotorealizmu, na rzecz form komiksowych i luźniejszych (po co się katować?)




Po wczorajszej premierze filmu pozostał mi tylko niedosyt- ale o tym napisze innym razem,...
ponieważ rysunek jest pierwszą odsłoną dyptyku, więc będę miał jeszcze okazję ;>



Po wyjściu z kina ,,musiałem" (chyba chciałem również) wdać się w dyskusję (więc przepraszam za cichość w eterze) wychodząc na piwo (jedno, drugie, trzecie, czwarte, piąte... dzisiaj kac) i odpowiedzieć na kilka nurtujących pytań- Czy rzeczywiście historia ukazana w filmie, pokazuje ciemną stronę życia (i natury) hds'a, którego moimi przyjaciele nie mogli dostrzec za naszych świetlanych czasów? Jak ja się czułem? Jak to jest możliwe by aż tak?

 Nie mam najmniejszego prawa o tym mówić (film faktycznie mnie poruszył mimo kilku mankamentów, ponieważ zobaczyłem problem od tej drugiej strony, tym bardziej że utożsamiłem się z inną postacią o_O ale o tym też w późniejszym terminie), więc zacytuję tylko Jego słowa z bloga: 

,,...Nie mam najmniejszego zamiaru, wyflaczać się przed Wami z własnych słabości, skąd się wzięły, jak wpływają na najbliższych. Ciekawskich zapraszam do obejrzenia filmu, wsłuchania się w treść piosenki, popytania odpowiednich specjalistów, przejrzenia moich lutowych wpisów (poukrywałem w nich sporo tropów) oraz oględzin obrazu..."



Miałem odpowiedzieć na ,,pstryczka", którego załadował mi hds podczas wpisu- wczoraj miałem wystrzelić stertę wyrzutów w komentarzu pod wpływem ciągłego impulsu i działaniu chwilą, powstrzymałem się ostatecznie kasując komentarz- dziś już mi się nie chce- tym bardziej, że ino winni się tłumaczą ;)

Pozostawiam niedopowiedzenie mego czynu (pierwszy raz zrobiłem przedsmak obrazowy ukazując jego detale), który był świadomą prowokacją i pierwszym z mej strony pstryczkiem do Jego ciągłego ,,fun'u" i rozgrzewania atmosfery (i swoich statystyk)


piątek, 24 lutego 2012

Wstyd / Shame


Znalazłam sny z dziecięcych lat przewiązane białą wstążką
Nie taki w nich zmyśliłam świat, nie tak miałam żyć
Zasłaniam ręką twarz, bo jest mi wstyd
Sprzedałam swoje "ja", by tylko kochaną być
Jest mnie coraz mniej i mniej co dnia
Zasłaniam ręką twarz, smutno mi...

Ludzie wciąż pytają mnie, czego jeszcze chcę
Oni zawsze wiedzą lepiej, co jest dla mnie dobre, a co złe
Zasłaniam ręką twarz, bo jest mi wstyd
Sprzedałam swoje "ja", sprzedałam im
Już prawie nie ma mnie, już nie mam nic
Zasłaniam ręką twarz, smutno mi...

I coraz bardziej lubię niebieskie sukienki
Coraz szybciej jeżdżę samochodem
Coraz częściej jest mi wszystko jedno
I milczę coraz częściej!

Zasłaniam ręką twarz, bo jest mi wstyd
Przed sobą z tamtych lat, gdy miałam sny
Codziennie uczę się nowych kłamstw
Zasłaniam ręką twarz, smutno mi... 
Varius Manx


Słowa powyższej piosenki (pomijając żeński podmiot literacki) są głównym kluczem do interpretacji obrazu, w który z premedytacją został wmanipulowany Kimonek
Generalnie temat WSTYD, przewałkowano przez różnych malarzy i fotografów doszczętnie. Jednakże wszystko co znam, zrobione jest na jedno kopyto - zawstydzona persona, z opuszczoną głową, trwożliwie zakrywa swoje łono.
Booooooooooring...
A gdyby tak zrobić coś w totalnej kontrze?
Krocze to organ, jak każdy inny (ręka, noga, wątroba), z niewiadomych przyczyn, napiętnowany mianem "zakazanego owocu". Opowiastka o zjadaniu jabłek z drzewa, to wielka bujda, w świetle jeszcze istniejących plemion, gdzie nagość jest absolutnie naturalnym stanem.
Czego tu się wstydzić?
Wstydliwe są emocje wypisane na twarzy (grymasy, barwa skóry, łzy)!
Koncepcja takiego wizerunku, chodziła mi po głowie od paru lat.
Dodatkową (późniejszą) inspiracją, stał się cykl numerowanych aktów Wojciecha Ćwiertniewicza, na których nagość przedstawiona jest zupełnie naturalnie, wręcz obojętnie.
Przy okazji prezentacji obrazu "Manipulation" (swoją drogą dość okropnego), z właściwą sobie subtelnością, zaoferowałem Marianowi modelingowe usługi, widząc z jednej strony spory potencjał do wyzwolenia, z drugiej niezrozumiały wstyd w operowaniu nagością na obrazach.
Dalszą historię z grubsza znacie: wygrane Candy, konkurs związany z obrazem itd.
Gdzieś po drodze, przy okazji planowania zabawy, odbywaliśmy długie rozmowy na gg, podczas których "mimowolnie" drążyłem temat aktów i lęku przed pokazywaniem pełnej (genitalnej) nagości. Najczęstszymi odpowiedziami w tej delikatnej polemice, były jakieś śmieszne, pensjonarskie, małomiasteczkowe, zahukane, pseudoartystyczne wywody, w rodzaju piękna niedopowiedzeń.

Pewnej nocki rzuciłem rękawicę, która dopiero niedawno została podjęta.
Poniżej zapis fragmentu rozmowy, dotyczącej tematu:

hds
2011-03-27 03:14:53 wymyśliłem sobie kiedys baaardzo odważną pozycję do aktu
Kimonek
2011-03-27 03:15:05 czyli :D
hds
2011-03-27 03:15:21 pt Wstyd 
Kimonek
2011-03-27 03:15:34 ???
hds
2011-03-27 03:16:21 stoję dosłownie i w przenośni, z twarzą ukrytą w dłoniach 
Kimonek
2011-03-27 03:16:38 do 2011-03-27 03:16:47 ŚMIECH
hds
2011-03-27 03:18:02 mam dużo durnych pomysłów ;]

O filmowym "Wstydzie", pierwszy raz usłyszałem przy okazji zeszłorocznego (przełom sierpnia i września) Festiwalu w Wenecji, gdzie wzbudził skrajne emocje. Okazało się, że porusza problematykę osobiście mi bliską. Gdzie człowiek staje się niewolnikiem własnych zachcianek, ogólnodostępnego konsumpcjonizmu. Bojąc się emocjonalności, buduje gruby, "lodowy" pancerz, a największym wstydem jest uczuciowe odsłonięcie "miękkiego podbrzusza". 
Paradoksalne jest to, iż omawiany akt, porusza w jednym ujęciu te same kwestie.
"Wstyd / Shame"
by Kimonek
akryl + olej na płótnie
wielkość 250 x 200

Nie mam najmniejszego zamiaru, wyflaczać się przed Wami z własnych słabości, skąd się wzięły, jak wpływają na najbliższych. Ciekawskich zapraszam do obejrzenia filmu, przeczytania tejże recenzji, wsłuchania się w treść piosenki, popytania odpowiednich specjalistów, przejrzenia moich lutowych wpisów (poukrywałem w nich sporo tropów) oraz oględzin obrazu.
Pytanie, dlaczego on taki maluśki?
Bynajmniej nie wynika to z nagłego zawstydzenia własną nagością ;p
Po pierwsze, chodzi o zwykły, złośliwy pstryczek w kimoni nochal, który bez wcześniejszego uzgodnienia, w kilku zapowiadających wpisach i zamieszczonych w nich dość szczegółowych zdjęciach oraz szkicach, zdradził koncepcję całego obrazu, przez co czar niespodzianki prysł, niczym bańka mydlana.
Zatem po detale zapraszam tutaj, tutaj, tutaj oraz tutaj.
Nie potrafię zrozumieć, jak świadomie można, tak rozwadniać, wręcz niszczyć efekt końcowego zaskoczenia finalnym produktem.
Zamiast subtelnego rozpalania ciekawości czytelników, serwuje się drobiazgowe raporty z placu boju.
To jest coś, czego mimo moich usilnych starań, Kimon nigdy nie załapał i również z tego powodu jest mi wstyd.
Po drugie, jakość zamieszczonych zdjęć jest żałosna. Spowodowane jest to wielgachnymi rozmiarami płótna, na którym moja sylwetka przedstawiona jest w skali 1:1. Przez tą wielkość, ciężko go było rozwiesić tak, aby nie zaginał się, a także wystawić do naturalnego światła. Zatem zdjęcia są nieostre, z zaburzoną paletą barw. Jest to wielka plama na honorze malarza, za co kazał widzów serdecznie przeprosić, obiecując poprawę.

Wiem, że już nie miało być piątkowych wpisów. Ten jeden raz, dałem sobie dyspensę.

UPDATE 27.02.2012.
Odrobinę lepsze jakościowo zdjęcia obrazu, można obecnie podejrzeć here.

,,Shame..." Odliczanie... 1...


 Zatem odliczanie czas zakończyć...


 zapraszam wieczorem na poletko swoje...


 ...oraz Freak'a.


a Ja zbieram się prosto z warsztatu (mam małą kontuzję związaną ze stycznością z mocnym kwasem azotowym- stety niestety nie zeżarło mnie całego- zatem żyć jeszcze będę...) na seans filmowy- którego recenzja również pojawi się na hds'owym poletku :)


;)



środa, 22 lutego 2012

Przodownik pracy - Model

Zeszłego lata, wspominałem zmarłego Ryśka Łucyszyna. Na koniec tego wpisu napisałem: "Poznanie go sprawiło, że moje życie potoczyło się w zupełnie nieoczekiwanym kierunku". Czas najwyższy wyjawić o co kaman i dlaczego częste deklaracje o bezinteresownej pomocy, pewnemu początkującymi artyście są prawdziwe i nie wynikają z chęci łechtania, dostatecznie już zaspokojonego, próżnego ego ;D
foto by Beata Jarzębska 
Jestem modelem.
Słusznie zauważył ten fakt Pan Wu, w komentarzu do kimonkowego obrazu.
Stali, uważni czytelnicy bloga, domyślali się tego od dawna, bo nawet specjalnie się z tym nie kryłem. Gdy pisałem o pracy nad własnym ciałem, również mocno sugerowałem, czym się dorywczo zajmuję.

Tak jak wiele innych rzeczy, które zdarzyły mi się w życiu, jest to wynik wielu niesamowitych, przypadkowych zdarzeń, a nie zamierzone dążenie do celu.
Zatem najpierw było ciało, potem Ryśko,
następnie sugestie wszystkich znajomych (patrzących na profesjonalne zdjęcia), że powinienem coś zrobić z posiadaną urodą, kolejnym krokiem było wyszukanie w necie i gazetach najlepszych (tych których modele najczęściej pracowali) agencji modelingowych w kraju (jak coś robić, to z przytupem), wysłanie zgłoszenia do jednej z nich i ogromny SZOK, gdy dostałem angaż o_O

Nieśmiały (it's true) wieśniak, do niedawna chuderlak, okularnik i kujon, mający alergię na wielkomiejski szum oraz celebrycki blichtr, późno startujący w tym zawodzie (miałem wtedy 28 lat), z mizerną znajomością języka angielskiego (podstawa jeśli się chce robić zagranicą).
Trafiło się ślepej kurze ziarnko lol
Jednakże na każdym kroku, cały czas jeszcze słyszę (teraz z racji starczego wieku coraz rzadziej) - Masz ogromny potencjał! Tymczasem, uparcie nie rzucam znienawidzonej pracy, nie przeprowadzam się do Warsiawki (tam jest robota), nie szlifuję języka, nie lansuję się i rzadko bywam... w stolicy.
Pokaz garniturów marki Bytom

Przez to sporadyczne pobyty, dotychczas zrobiłem niewiele.
Jest to mój własny, świadomy wybór, a lista modelingowych dokonań krótka:
- sesja modowa w czasopiśmie dla prawdziwych facetów,
- kilka spacerków na wybiegu (ciuchy, fryzury),
- ogólnopolska kampania reklamowa firmy obuwniczej (plakaty, banery, reklamy w prasie),
- "gazetka" producenta mebli,
- dwa epizody (sekundowe migawki) w reklamach TV (KFC, Dr Oetker),
- kilka zbiorowych sesji fotograficznych, dla ogólnopolskich gazet,
- hostess(a) na zamkniętej (VIPowskiej) imprezie promocyjnej pewnej marki tytoniowej (to właśnie wtedy poznałem bliżej światek pudelkowych celebrytków i uznałem że nie chcę być jego stałą częścią składową).
Kampania Converse by Andrzej Dragan

Latem zeszłego roku, uczestniczyłem w próbnych zdjęciach do kalendarza dla pewnego, czasopisma kobiecego. Projekt przewidywał występ kobiecych gwiazd, w towarzystwie roznegliżowanych modeli. Szkoda że nie wypalił, bo bardzo mi się podobała ta koncepcja.
Z niezrealizowanych jeszcze, cichutkich marzeń, pozostała mi okładka ogólnopolskiego czasopisma (cały czas żartuję, że trafię do PinkPress'u) oraz maleńka rola w serialu lub teledysku.
Czy jacyś decydenci od Kylie, Madonny, Lady Gagi, lub chociaż Dody to czytają??? ;D
Zrobię wszystko!!! ;DDD
Później tylko zasłużona emerytura, bujany fotel, ciepły koc, kominek i cała masa wspaniałych wspomnień ;)

Miałem przyjemność pracować ze znanymi i rozchwytywanymi fotografami (ostatnio Marcin Tyszka), projektantami, stylistami, reżyserami, fryzjerami, modelkami i modelami. Mogę powiedzieć, że świat reklamy pokazany w takich filmach jak "Zoolander" czy "Pret-a-porter" jest jak najbardziej prawdziwy, choć pokazany w mocno pokrzywionym zwierciadle. Mogę też powiedzieć, że praca modela/modelki, nie jest tak łatwa, miła i przyjemna, jak by się mogło stereotypowo wydawać. To ciężka harówa, gdzie stojąc lub chodząc po osiem i więcej godzin, w ostrym świetle, pełnym makijażu, niewygodnej pozie lub ubraniu, należy cały czas zachować świeżość i promienny uśmiech.

Wykonuję ten zawód głównie For Fun. Mógłbym ponarzekać na robotę i pracodawców, ale tego nie uczynię, właśnie z tego powodu, że modeling nie jest dla mnie celem samym w sobie, zaplanowanym na osiąganie zamierzonych wyników.
Jest praca, jest zabawa, przygoda i dodatkowa kasa.
Nie ma pracy, to jakoś specjalnie nie szlocham z tego powodu ;)

Na co dzień, w żadnym przypadku, nie jestem stereotypowym przedstawicielem modela. Ciuchy noszę byle jakie, workowate i nijakie (znamienitych marek w szafie nie posiadam), no chyba że mam kaprys i specjalnie ubieram się niczym Królowa... Kiczu (szczególnie latem) ;D Przed lustrem też nie siedzę godzinami, golę się sporadycznie, a czesanie ograniczam do przyklepania "kogutów" ręką. Jedynie pobytami na siłce, nadrabiam pozostałe "mankamenty". Powiedziałbym wręcz, że jestem antymodelem ;)
Przykładowo pojechałem kiedyś, po kilku miesiącach pokazać się w Agencji (że żyję). Wygląd mniej więcej taki (może ociupinkię bardziej wygładzony). Wchodzę. Bookerzy dziwnie na mnie zerkają i wreszcie jedna z dziewczyn zagaja: - A Pan w jakiej sprawie?
Własny pracodawca mnie nie poznał o_O hahaha

Na koniec chciałbym bardzo serdecznie podziękować (niczym na gali rozdania Oskarów):
- Rychowi, za zauważenie;
- Szefowej, za danie szansy i cierpliwe znoszenie ciągłych eksperymentów z wyglądem;
- koleżankom i kolegom z agencji, za traktowanie mnie jak swojego, mimo że jestem tam sporadycznym gościem;
- wszystkim osobom, z którymi dotychczas współpracowałem, za niezasłużone komplementy (niech żyje fałszywa skromność hahaha).

Odpowiednie MAGNUM to podstawa w tym zawodzie!!!
;DDD

,,Shame..." Odliczanie... 2...


 Wczoraj oficjalnie rozpocząłem odliczanie (z krótką przypowieścią) do premiery ,,Shame" (obrazowo- filmowej), choć ,,Wstyd" się przyznać ominęła mnie poniedziałkiem krakowska pra-premiera ;/ dopiero dziś podczas moczenia dłoni w farbie drukarskiej, Kurka zrobiła yyyyyyyy ale to już było ;>
byłbym do przodu z tematem i nie musiałbym jak na szpilach oczekiwać seansu...
Ale, ale w piątek pomiędzy warsztatem a... warsztatem (czyli mały, dłuższy wyskok z pracowni o 13.50) zasiądziemy przed ekranem ;)
hell yeah!
Nie byłem wieki w kinie- więc tym bardziej będzie to dla mnie czysta przyjemność...

Czas uchylić kolejnego rąbka tajemnicy- tym razem padło na efekty podczas prac...

Powyżej warstwa akrylowa- poniżej nakładanie oleju.
Mała ciekawostka- pierwszy raz nie użyłem czerni w obrazie.
Szok!

Choć wiadome jest od dawna, że odrzuciło mnie totalnie od malarstwa ;)
więc sama praca na tak wielkim płótnem jest dość... dziwna i paradoksalna...


K.I.M. v.s. Shame
(150 + kapelusz vs. 250) 
mały, chudy (ale) byk jednak rady dał ;>

 i to nie było moje ostatnie słowo...



 Z racji dzisiejszego (pokornego) dnia- odsyłam na poletko hds'a ;)
By być w tym (i tamtym) temacie, również i ja ukażę grzeszne atrybuty (a fuj fuj), które były konieczne do powstania ,,Shame..."


 Proszę nie pytać w jakich warunkach powstawały te prędkie szkice wstępne (projektowe?) na zwykłych karteluszkach ;) buhah
choć ten kształt, już znacie z ,,Malinowego Sputnika"- jedynie z innej perspektywy ;P

(na śpiocha wszystko da się ogarnąć, szczególnie przed oficjalnym ,,powstaniem" z łóżka- może fotografii obiecałem nie robić (komentarze- klik)- ale kto zabronił mi szkicować? hem?)

a materiał się przydał ;P


a fu!


a be!


a tfu!


a yh!


muzycznie dziś znowu powrót do Walk OFF The Earth z kolejnym znakomitym coverem
(który obecnie doprowadza do odruchu wymiotnego)


ale warto to zobaczyć :)