W pierwszym odruchu, po obejrzeniu tego filmu, ogarnęła mnie fala paniki, że nie jestem w stanie napisać jego recenzji, bo w tym przypadku brak będzie jakiegokolwiek obiektywizmu.
Po zastanowieniu, skoro obiecałem ocenę obrazu, postanowiłem dać najbardziej krótką wypowiedź ever, a miała wyglądać tak:
Zmieniłem zdanie...
Poznajcie moją subiektywną ocenę.
"Wstyd" jest nudny, pusty i perfekcyjnie sterylny.
Posłuchajcie poniższej suity, która określa ten film idealnie.
W błękitnej pościeli leży półnagi bóg.
Leży... leży... leży... leży... leży... leży...
Jest tak blady, że wydaje się martwy.
Zegar tyka, czas kapie niemiłosiernie, ludzie zaczynają wychodzić z sali, bóg też wreszcie zwleka się z wyra i okazuje się być zwykłym śmiertelnikiem. Nagi człapie odlać się do kibla. Kutas dynda po całym ekranie, mocz leje się w porcelanę, kolejni "oburzeni" wychodzą. Prysznic, walenie konia, śniadanie, wspomnienie wieczornego ruchanka, ludzie wyłażą, droga do pracy, łowy w metrze, boring job, masturbation, ludzie wychodzą, wieczorna imprezka, szybki numerek, domek, przegląd pornostronek, spanko. Kolejny dzień spłynął, widzowie chrapią.
Główny bohater (Brandon) jest ucieleśnieniem cnót wszelakich. Miły, uprzejmy, pomaga przechodniom, piękny, lubiany w pracy, szarmancki, uwodzicielski, bogaty.
Mister Perfection!!! Bez żadnej zewnętrznej skazy, a w środku wiatr wyje po ciemnych kątach.
Pan Idealny ma siostrę. Totalne przeciwieństwo. Rozchwiana emocjonalnie, ciapowata, narzucająca się innym, rozlazła bździągwa.
Pomimo tych różnic są tacy sami.
Ten film jest o nałogach. Jak wyjaśnił reżyser, padło akurat na seks, bo o innych uzależnieniach powiedziano już wiele, a seks cały czas traktowany jest jak niechciany bękart, choć tak naprawdę jest najbliższy człowiekowi.
Ten film jest o bolesnej samoświadomości i bezsensie istnienia.
Ten film jest o egzystencjalnej pustce, którą główni bohaterowie (rzeczone rodzeństwo), próbują na swój sposób, kompulsywnie zapchać nałogami. Tylko, że jest to czarna dziura bez dna.
Pod koniec filmu, Brandon świadomie rzuca się w wir autodestrukcji, przekraczając kolejne kręgi własnego piekła. Samookalecza się, panując cały czas nad sytuacją, niby szaleństwo, a idealna maska nie opada.
To zwykłe wołanie o pomoc.
Nie inaczej jest z jego siostrą, po licznych próbach samobójczych.
Tylko co z tego, że krzyczą, skoro w próżni dźwięk się nie rozchodzi? Co za różnica, czy zacznę drzeć się wniebogłosy, na zalanym strugami deszczu nabrzeżu (jedyna przesadzona, zbyt patetyczna scena w filmie), czy jedynie cichutko jęknę "Oh, God"?
I tak nikt nie usłyszy.
Wszyscy znają mit o Narcyzie. To ten gostek, który tak bardzo umiłował siebie, że kontemplując własne odbicie w tafli jeziora, wpadł do niego i tyle było z tego piękna. Pytanie, czy był to zwykły przypadek? Może zrobił to świadomie?
Dziękuję za uwagę.
Lecę przypudrować nosek, bo chyba odpadło mi odrobinę "tapety".
Byle do wiosny, co bym mógł wreszcie nago hasać po zielonych łąkach, wśród świergotu ptaków i nie myśleć tyle o życiu ;DDD
Jeszcze na koniec inna recenzja (bardziej obiektywna), z którą w pełni się zgadzam.
....aaaa z tego co pamiętam Hadesik <3 ma urodziny.
OdpowiedzUsuń(Miała się objawić recenzja "Wstydu" w okolicach urodzin.)
Zatem, wszystkiego co dobre, a najlepsze i tak przyjdzie samo ;]
Pozdrawiam
- e.
Odrobinę za wcześnie, ale niech bedzie ;) Życzenia przyjęte, za które serdecznie dziękuję ;-*
OdpowiedzUsuńCzytelników zaniepokojonych aktualnym stanem psychicznym recenzenta, pragnę zapewnić, że od ładnych kilku lat, nic w tym zakresie się nie zmienia ;)
Czuję się świetnie, ach jak przyjemnie;D
Jest zasadnicza różnica między mną, a bohaterem filmu. Pomimo całej otaczającej nas beznadziei, nadal cieszę się każdą rzeczą (nawet najmniejszą) - że świeci słońce, że ładna muzyka, że dobry obiad, że fajny komiks, że żyję. Brandona już nic nie cieszy i płynie przez życie, bo musi...
On zapycha pustkę, bo nie pozostało mu już nic innego. Ja zapycham pustkę, bo cały czas przynosi mi to ulgę ;DDD
Dobrze, że jednak nie "wypisz wymaluj Brandon", z tego co czytam, to bohater tragiczny.Obejrzę może jakoś na dniach, bo czuję, że może mi się spodobać: sam zabieg wciągnięcia widza w ten schemat, rutynę, pustkę już wydaje mi się ciekawy.
Usuń(Był jeden taki film: "Gdzie jest Nancy?", stałam w opozycji do wszystkich (no, prawie), którzy to za wszelką cenę chcieli ratować bohaterkę (bo POWINNA żyć), ja uważałam inaczej...
Pozdrawiam Cię ciepło
...cieszę się, że jednak "nie Brandon", tak do końca:DDD
Ps. zapomniałam: Caravaggio-mniam!!!
Usuńhttp://www.youtube.com/watch?v=Soy_5n3kx1E
OdpowiedzUsuń....a w ramach prezentu -> kliknij w link ;)
też się poczęstowałam:)
Usuńzmoro, trza było ostrzec, że nie należy w trakcie oglądania nic w ustach trzymać!!!!!:DDD
Ależ Ty durna buahahahahaha
OdpowiedzUsuńŻe niby mam skończyć jak ta stonka ;>
;DDD
...pestycydku ;* no co Ty?
OdpowiedzUsuńApaczu- Wiejski Artycho - Wojowniku Pól XD
Green ;P
OdpowiedzUsuńApacz powala ;D
Sydoniu, tak jak wspominałem podczas naszej poprzedniej pogadanki. Po przeanalizowaniu dziesiątek recenzji, wywiadów i reportaży, otrzymałem produkt, który zadowolił mój wysublimowany gust ;D
To wciąganie widza, było dla niektórych traumatyczne, dlatego wychodzili lub ziewali hahaha
Również się cieszę, że jednak widzę brzytwę na horyzoncie ;DDD
Żeby się złapać oczywiście ;)))
Pamiętam moje rozczarowanie po pierwszej części Gwiezdnych Wojen...
OdpowiedzUsuńWszystkiego naj z okazji urodzin:)
Wyobraź sobie moje rozczarowanie, gdy poszedłem na ten film wyświetlany obecnie w formacie 3D, gdzie efekt trójwymiarowości jest tylko w nazwie i bilecie ;]
OdpowiedzUsuńŻenada!!!
obejrzałam. nie skomentuję.
OdpowiedzUsuńaż taka trauma ;>
OdpowiedzUsuńa uprzedzałem że nuda ;P
jaka tam trauma, szkoda, że kanapek nie miałam przy sobie ;)
OdpowiedzUsuńTrzeba się było nażreć przed seansem ;P
OdpowiedzUsuńprzynajmniej bym tak chamsko nie chichotała komentując półgłosem trwające wieki przydługie sceny ;)
OdpowiedzUsuńteraz już wiem jakie mam nudne życie ;DDD
OdpowiedzUsuń