Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wstyd. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wstyd. Pokaż wszystkie posty

środa, 12 lutego 2014

Yellow Muff

"Yellow Muff"
akryl na kartonie
50x40

To już ostatni "chrabąszcz" z kolorowego tryptyku HamKidowego.
Pierwszy był Red Nose, drugi Blue Bird, a teraz Yellow Muff.
Więcej nie będzie!
<iframe width="450" height="253" src="//www.youtube.com/embed/BOA15qs179w" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>

czwartek, 9 stycznia 2014

,,Love Is In The Air..." wystawa & aukcja sztuki współczesnej



W końcu słowo ciałem się stało, czyli oczekiwany czas się ziścił :)

17 stycznia 2014 (piątek) o godz. 19.00, odbędzie się wernisaż wystawy 

,,Love Is In The Air: miłość - erotyka - seks"

w warszawskim oddziale Sopockiego Domu Aukcyjnego
Galeria Warszawa
ul. Nowy Świat 54/56

Wystawa potrwa od 18 I do 30 I 2014.

Wystawę sztuki współczesnej o tematyce ,,miłosnej" zakończy aukcja ukazanych dzieł.

Event patronuje Muzeum Erotyzmu.






Na wystawie sztuki współczesnej pojawia się moje trzy chrabąszcze:
dyptyk ,,Gone..." oraz ,,Waterfall"





Zatem już nie mogę doczekać się wydanego katalogu, który zapewne na dniach pojawi się na salonach oddziałów Sopockiego Domu Aukcyjnego w Polsce.






 Zapraszam wtedy :)





eh te wredne HamKidy :P




Blue Bird

Już jutro premiera pierwszej części "Nimfomanki".
To najlepsza okazja do zaprezentowania kolejnej odsłony HamKid'owego cyklu graficznego.
"Blue Bird"
akryl na wytatuowanej skórze
40x40

 "Red Nose", czyli pierwsza grafika z cyklu składał się z 5 odbitek. Trzy na kartkach, jedna na kimonkowej grafice jako jej uzupełnienie (od początku uważałem, że jest niekompletna) oraz jedna na jego czarnym brzuchu.
Minęły 3 miesiące i w miejscu gdzie narodził się Ofelion, powstała druga kalografia i jednak wbrew obawom skończyłem ze smerfnym ogonkiem.
Niestety tym razem brak trwałych odbitek dzieła.
Pozostało tylko kilka zdjęć zrobionych w pięknych okolicznościach przyrody.
Nie znacie dnia ani godziny, gdy HamKid znowu zaatakuje swoimi durnymi pomysłami!
<iframe width="450" height="253" src="//www.youtube.com/embed/i3-qr8wSD-E" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>

niedziela, 21 lipca 2013

Red nose

"Red nose"
akryl + tusz na kartce
21x30

Z K.I.M. przystajesz takim się STAJESZ!!!
To przysłowie ma sporo sensu w odniesieniu do HamKid'owych działań.
Jak we wszystkim, tak i w tej materii czas iść do przodu, ewoluując z bezwolnego tworzywa w Tfurcę, a dokładniej w graFIKA (oj fika fika niczym maupa na palemce).
Może technika niezbyt wyszukana, bo zwyczajna kolagrafia, czyli coś czym urozmaicają sobie przedszkolaki czas na zajęciach plastycznych. Jednak wyszedł z tego baaardzo udany autoportret, bezpośrednio powiązany z najbliższym mi obrazem i po części z moją wersją "Malinowego sputnika".

Robi się takie cuś niezwykle łatwo.
Farbą malujemy przedmiot, który będzie służył nam za wypukłą matrycę.
Następnie przykładamy papier przytwierdzony do twardego, płaskiego podłoża.
Dociskamy mocno i gotowe.
Najfajniejsze jest to, że nigdy nie będziemy mieli dwóch takich samych odbitek.
W przypadku "Red nose" powstało ich aż 5, z czego trzy na zwykłych kartkach formatu A4, jedna na wcześniejszej grafice autorstwa Kimona oraz jedna na niezwykle nietrwałym materiale, zatem istnieje już tylko w postaci zdjęć.

Podkreślmy to jeszcze raz.
 Jestem clownem, pijakiem, zboczuszkiem i ogólnie CHUJ-luj-zbój! 
Wstydzę się tego, jednak swojej natury nie zmienię!
O!!!

Mam nadzieję, że nie skończę jako smerfny... tata posiadający sinoniebieski ogonek :D

niedziela, 24 lutego 2013

After Shame

ROK.
Tyle minęło od publikacji posta, który przez ten czas stał się niekwestionowanym hitem bloga.
Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę słowo wstyd, przełączyć się na obrazy, a tam wita poszukiwaczy sterczący wac.
Dla przypomnienia wszystko zaczęło się od nietypowego zamówienia na obraz, który został upubliczniony wraz z premierą filmu pod tym samym tytułem.
Filmu, który stał się przysłowiowym, niewielkim pchnięciem w otchłań.
Filmu, który pokazał mi beznadzieję własnego istnienia.
Od momentu jego obejrzenia moje życie zaczęło się sypać, stając się zupełnie bezcelowe.
Oczywiście to nie wynik samego seansu! Jak wspomniałem był on tylko niewielkim kamieniem poruszającym lawinę nietykanych wcześniej problemów.
Dzień po dniu staczałem się coraz bardziej. Przestałem spać, jeść (schudłem jakieś 10 kg), zacząłem pić (bynajmniej nie wodę). Gdzieś w okolicach września byłem psychicznym i fizycznym wrakiem. Miałem problemy z koncentracją, wpadałem w skrajne stany emocjonalne, przestałem biegać na siłkę, z wizytą zjawiła się ciocia impotencja, dobiegła końca moja stołeczna kariera, spora część włosów wyemigrowała z czoła na kark
Pod koniec października wyjechałem na urlop w tropiki, gdzie towarzyszyła mi muzyka, która również w tropikach powstała. I choć w słowach jest "Jezus Maria nie ogarniam", to pomogła mi samemu się ogarnąć (tak przy okazji kompletnie nie rozumiem, dlaczego żydzi się komuś babrania w bagnie na tajskiej plaży).

Po roku znów stoję nagi.
Różnica polega na tym, że już się nie napinam, bo teraz wisi mi to ;DDD
Wiosna przyjdzie i tak ;P

Coś się kończy...
Coś się zaczęło ;)

niedziela, 26 lutego 2012

Wstydliwa recenzja czyli QW84

W pierwszym odruchu, po obejrzeniu tego filmu, ogarnęła mnie fala paniki, że nie jestem w stanie napisać jego recenzji, bo w tym przypadku brak będzie jakiegokolwiek obiektywizmu.
Po zastanowieniu, skoro obiecałem ocenę obrazu, postanowiłem dać najbardziej krótką wypowiedź ever, a miała wyglądać tak:
Zmieniłem zdanie...
Poznajcie moją subiektywną ocenę.

"Wstyd" jest nudny, pusty i perfekcyjnie sterylny.

Posłuchajcie poniższej suity, która określa ten film idealnie.

W błękitnej pościeli leży półnagi bóg.
Leży... leży... leży... leży... leży... leży...
Jest tak blady, że wydaje się martwy.
Zegar tyka, czas kapie niemiłosiernie, ludzie zaczynają wychodzić z sali, bóg też wreszcie zwleka się z wyra i okazuje się być zwykłym śmiertelnikiem. Nagi człapie odlać się do kibla. Kutas dynda po całym ekranie, mocz leje się w porcelanę, kolejni "oburzeni" wychodzą. Prysznic, walenie konia, śniadanie, wspomnienie wieczornego ruchanka, ludzie wyłażą, droga do pracy, łowy w metrze, boring job, masturbation, ludzie wychodzą, wieczorna imprezka, szybki numerek, domek, przegląd pornostronek, spanko. Kolejny dzień spłynął, widzowie chrapią.

Główny bohater (Brandon) jest ucieleśnieniem cnót wszelakich. Miły, uprzejmy, pomaga przechodniom, piękny, lubiany w pracy, szarmancki, uwodzicielski, bogaty.
Mister Perfection!!! Bez żadnej zewnętrznej skazy, a w środku wiatr wyje po ciemnych kątach.
Pan Idealny ma siostrę. Totalne przeciwieństwo. Rozchwiana emocjonalnie, ciapowata, narzucająca się innym, rozlazła bździągwa.
Pomimo tych różnic są tacy sami.

Ten film jest o nałogach. Jak wyjaśnił reżyser, padło akurat na seks, bo o innych uzależnieniach powiedziano już wiele, a seks cały czas traktowany jest jak niechciany bękart, choć tak naprawdę jest najbliższy człowiekowi.
Ten film jest o bolesnej samoświadomości i bezsensie istnienia.
Ten film jest o egzystencjalnej pustce, którą główni bohaterowie (rzeczone rodzeństwo), próbują na swój sposób, kompulsywnie zapchać nałogami. Tylko, że jest to czarna dziura bez dna.

Pod koniec filmu, Brandon świadomie rzuca się w wir autodestrukcji, przekraczając kolejne kręgi własnego piekła. Samookalecza się, panując cały czas nad sytuacją, niby szaleństwo, a idealna maska nie opada.
To zwykłe wołanie o pomoc.
Nie inaczej jest z jego siostrą, po licznych próbach samobójczych.
Tylko co z tego, że krzyczą, skoro w próżni dźwięk się nie rozchodzi? Co za różnica, czy zacznę drzeć się wniebogłosy, na zalanym strugami deszczu nabrzeżu (jedyna przesadzona, zbyt patetyczna scena w filmie), czy jedynie cichutko jęknę "Oh, God"?
I tak nikt nie usłyszy.

Wszyscy znają mit o Narcyzie. To ten gostek, który tak bardzo umiłował siebie, że kontemplując własne odbicie w tafli jeziora, wpadł do niego i tyle było z tego piękna. Pytanie, czy był to zwykły przypadek? Może zrobił to świadomie?

Dziękuję za uwagę.
Lecę przypudrować nosek, bo chyba odpadło mi odrobinę "tapety".
Byle do wiosny, co bym mógł wreszcie nago hasać po zielonych łąkach, wśród świergotu ptaków i nie myśleć tyle o życiu ;DDD

Jeszcze na koniec inna recenzja (bardziej obiektywna), z którą w pełni się zgadzam.

piątek, 24 lutego 2012

Wstyd / Shame


Znalazłam sny z dziecięcych lat przewiązane białą wstążką
Nie taki w nich zmyśliłam świat, nie tak miałam żyć
Zasłaniam ręką twarz, bo jest mi wstyd
Sprzedałam swoje "ja", by tylko kochaną być
Jest mnie coraz mniej i mniej co dnia
Zasłaniam ręką twarz, smutno mi...

Ludzie wciąż pytają mnie, czego jeszcze chcę
Oni zawsze wiedzą lepiej, co jest dla mnie dobre, a co złe
Zasłaniam ręką twarz, bo jest mi wstyd
Sprzedałam swoje "ja", sprzedałam im
Już prawie nie ma mnie, już nie mam nic
Zasłaniam ręką twarz, smutno mi...

I coraz bardziej lubię niebieskie sukienki
Coraz szybciej jeżdżę samochodem
Coraz częściej jest mi wszystko jedno
I milczę coraz częściej!

Zasłaniam ręką twarz, bo jest mi wstyd
Przed sobą z tamtych lat, gdy miałam sny
Codziennie uczę się nowych kłamstw
Zasłaniam ręką twarz, smutno mi... 
Varius Manx


Słowa powyższej piosenki (pomijając żeński podmiot literacki) są głównym kluczem do interpretacji obrazu, w który z premedytacją został wmanipulowany Kimonek
Generalnie temat WSTYD, przewałkowano przez różnych malarzy i fotografów doszczętnie. Jednakże wszystko co znam, zrobione jest na jedno kopyto - zawstydzona persona, z opuszczoną głową, trwożliwie zakrywa swoje łono.
Booooooooooring...
A gdyby tak zrobić coś w totalnej kontrze?
Krocze to organ, jak każdy inny (ręka, noga, wątroba), z niewiadomych przyczyn, napiętnowany mianem "zakazanego owocu". Opowiastka o zjadaniu jabłek z drzewa, to wielka bujda, w świetle jeszcze istniejących plemion, gdzie nagość jest absolutnie naturalnym stanem.
Czego tu się wstydzić?
Wstydliwe są emocje wypisane na twarzy (grymasy, barwa skóry, łzy)!
Koncepcja takiego wizerunku, chodziła mi po głowie od paru lat.
Dodatkową (późniejszą) inspiracją, stał się cykl numerowanych aktów Wojciecha Ćwiertniewicza, na których nagość przedstawiona jest zupełnie naturalnie, wręcz obojętnie.
Przy okazji prezentacji obrazu "Manipulation" (swoją drogą dość okropnego), z właściwą sobie subtelnością, zaoferowałem Marianowi modelingowe usługi, widząc z jednej strony spory potencjał do wyzwolenia, z drugiej niezrozumiały wstyd w operowaniu nagością na obrazach.
Dalszą historię z grubsza znacie: wygrane Candy, konkurs związany z obrazem itd.
Gdzieś po drodze, przy okazji planowania zabawy, odbywaliśmy długie rozmowy na gg, podczas których "mimowolnie" drążyłem temat aktów i lęku przed pokazywaniem pełnej (genitalnej) nagości. Najczęstszymi odpowiedziami w tej delikatnej polemice, były jakieś śmieszne, pensjonarskie, małomiasteczkowe, zahukane, pseudoartystyczne wywody, w rodzaju piękna niedopowiedzeń.

Pewnej nocki rzuciłem rękawicę, która dopiero niedawno została podjęta.
Poniżej zapis fragmentu rozmowy, dotyczącej tematu:

hds
2011-03-27 03:14:53 wymyśliłem sobie kiedys baaardzo odważną pozycję do aktu
Kimonek
2011-03-27 03:15:05 czyli :D
hds
2011-03-27 03:15:21 pt Wstyd 
Kimonek
2011-03-27 03:15:34 ???
hds
2011-03-27 03:16:21 stoję dosłownie i w przenośni, z twarzą ukrytą w dłoniach 
Kimonek
2011-03-27 03:16:38 do 2011-03-27 03:16:47 ŚMIECH
hds
2011-03-27 03:18:02 mam dużo durnych pomysłów ;]

O filmowym "Wstydzie", pierwszy raz usłyszałem przy okazji zeszłorocznego (przełom sierpnia i września) Festiwalu w Wenecji, gdzie wzbudził skrajne emocje. Okazało się, że porusza problematykę osobiście mi bliską. Gdzie człowiek staje się niewolnikiem własnych zachcianek, ogólnodostępnego konsumpcjonizmu. Bojąc się emocjonalności, buduje gruby, "lodowy" pancerz, a największym wstydem jest uczuciowe odsłonięcie "miękkiego podbrzusza". 
Paradoksalne jest to, iż omawiany akt, porusza w jednym ujęciu te same kwestie.
"Wstyd / Shame"
by Kimonek
akryl + olej na płótnie
wielkość 250 x 200

Nie mam najmniejszego zamiaru, wyflaczać się przed Wami z własnych słabości, skąd się wzięły, jak wpływają na najbliższych. Ciekawskich zapraszam do obejrzenia filmu, przeczytania tejże recenzji, wsłuchania się w treść piosenki, popytania odpowiednich specjalistów, przejrzenia moich lutowych wpisów (poukrywałem w nich sporo tropów) oraz oględzin obrazu.
Pytanie, dlaczego on taki maluśki?
Bynajmniej nie wynika to z nagłego zawstydzenia własną nagością ;p
Po pierwsze, chodzi o zwykły, złośliwy pstryczek w kimoni nochal, który bez wcześniejszego uzgodnienia, w kilku zapowiadających wpisach i zamieszczonych w nich dość szczegółowych zdjęciach oraz szkicach, zdradził koncepcję całego obrazu, przez co czar niespodzianki prysł, niczym bańka mydlana.
Zatem po detale zapraszam tutaj, tutaj, tutaj oraz tutaj.
Nie potrafię zrozumieć, jak świadomie można, tak rozwadniać, wręcz niszczyć efekt końcowego zaskoczenia finalnym produktem.
Zamiast subtelnego rozpalania ciekawości czytelników, serwuje się drobiazgowe raporty z placu boju.
To jest coś, czego mimo moich usilnych starań, Kimon nigdy nie załapał i również z tego powodu jest mi wstyd.
Po drugie, jakość zamieszczonych zdjęć jest żałosna. Spowodowane jest to wielgachnymi rozmiarami płótna, na którym moja sylwetka przedstawiona jest w skali 1:1. Przez tą wielkość, ciężko go było rozwiesić tak, aby nie zaginał się, a także wystawić do naturalnego światła. Zatem zdjęcia są nieostre, z zaburzoną paletą barw. Jest to wielka plama na honorze malarza, za co kazał widzów serdecznie przeprosić, obiecując poprawę.

Wiem, że już nie miało być piątkowych wpisów. Ten jeden raz, dałem sobie dyspensę.

UPDATE 27.02.2012.
Odrobinę lepsze jakościowo zdjęcia obrazu, można obecnie podejrzeć here.

środa, 22 lutego 2012

Przodownik pracy - Model

Zeszłego lata, wspominałem zmarłego Ryśka Łucyszyna. Na koniec tego wpisu napisałem: "Poznanie go sprawiło, że moje życie potoczyło się w zupełnie nieoczekiwanym kierunku". Czas najwyższy wyjawić o co kaman i dlaczego częste deklaracje o bezinteresownej pomocy, pewnemu początkującymi artyście są prawdziwe i nie wynikają z chęci łechtania, dostatecznie już zaspokojonego, próżnego ego ;D
foto by Beata Jarzębska 
Jestem modelem.
Słusznie zauważył ten fakt Pan Wu, w komentarzu do kimonkowego obrazu.
Stali, uważni czytelnicy bloga, domyślali się tego od dawna, bo nawet specjalnie się z tym nie kryłem. Gdy pisałem o pracy nad własnym ciałem, również mocno sugerowałem, czym się dorywczo zajmuję.

Tak jak wiele innych rzeczy, które zdarzyły mi się w życiu, jest to wynik wielu niesamowitych, przypadkowych zdarzeń, a nie zamierzone dążenie do celu.
Zatem najpierw było ciało, potem Ryśko,
następnie sugestie wszystkich znajomych (patrzących na profesjonalne zdjęcia), że powinienem coś zrobić z posiadaną urodą, kolejnym krokiem było wyszukanie w necie i gazetach najlepszych (tych których modele najczęściej pracowali) agencji modelingowych w kraju (jak coś robić, to z przytupem), wysłanie zgłoszenia do jednej z nich i ogromny SZOK, gdy dostałem angaż o_O

Nieśmiały (it's true) wieśniak, do niedawna chuderlak, okularnik i kujon, mający alergię na wielkomiejski szum oraz celebrycki blichtr, późno startujący w tym zawodzie (miałem wtedy 28 lat), z mizerną znajomością języka angielskiego (podstawa jeśli się chce robić zagranicą).
Trafiło się ślepej kurze ziarnko lol
Jednakże na każdym kroku, cały czas jeszcze słyszę (teraz z racji starczego wieku coraz rzadziej) - Masz ogromny potencjał! Tymczasem, uparcie nie rzucam znienawidzonej pracy, nie przeprowadzam się do Warsiawki (tam jest robota), nie szlifuję języka, nie lansuję się i rzadko bywam... w stolicy.
Pokaz garniturów marki Bytom

Przez to sporadyczne pobyty, dotychczas zrobiłem niewiele.
Jest to mój własny, świadomy wybór, a lista modelingowych dokonań krótka:
- sesja modowa w czasopiśmie dla prawdziwych facetów,
- kilka spacerków na wybiegu (ciuchy, fryzury),
- ogólnopolska kampania reklamowa firmy obuwniczej (plakaty, banery, reklamy w prasie),
- "gazetka" producenta mebli,
- dwa epizody (sekundowe migawki) w reklamach TV (KFC, Dr Oetker),
- kilka zbiorowych sesji fotograficznych, dla ogólnopolskich gazet,
- hostess(a) na zamkniętej (VIPowskiej) imprezie promocyjnej pewnej marki tytoniowej (to właśnie wtedy poznałem bliżej światek pudelkowych celebrytków i uznałem że nie chcę być jego stałą częścią składową).
Kampania Converse by Andrzej Dragan

Latem zeszłego roku, uczestniczyłem w próbnych zdjęciach do kalendarza dla pewnego, czasopisma kobiecego. Projekt przewidywał występ kobiecych gwiazd, w towarzystwie roznegliżowanych modeli. Szkoda że nie wypalił, bo bardzo mi się podobała ta koncepcja.
Z niezrealizowanych jeszcze, cichutkich marzeń, pozostała mi okładka ogólnopolskiego czasopisma (cały czas żartuję, że trafię do PinkPress'u) oraz maleńka rola w serialu lub teledysku.
Czy jacyś decydenci od Kylie, Madonny, Lady Gagi, lub chociaż Dody to czytają??? ;D
Zrobię wszystko!!! ;DDD
Później tylko zasłużona emerytura, bujany fotel, ciepły koc, kominek i cała masa wspaniałych wspomnień ;)

Miałem przyjemność pracować ze znanymi i rozchwytywanymi fotografami (ostatnio Marcin Tyszka), projektantami, stylistami, reżyserami, fryzjerami, modelkami i modelami. Mogę powiedzieć, że świat reklamy pokazany w takich filmach jak "Zoolander" czy "Pret-a-porter" jest jak najbardziej prawdziwy, choć pokazany w mocno pokrzywionym zwierciadle. Mogę też powiedzieć, że praca modela/modelki, nie jest tak łatwa, miła i przyjemna, jak by się mogło stereotypowo wydawać. To ciężka harówa, gdzie stojąc lub chodząc po osiem i więcej godzin, w ostrym świetle, pełnym makijażu, niewygodnej pozie lub ubraniu, należy cały czas zachować świeżość i promienny uśmiech.

Wykonuję ten zawód głównie For Fun. Mógłbym ponarzekać na robotę i pracodawców, ale tego nie uczynię, właśnie z tego powodu, że modeling nie jest dla mnie celem samym w sobie, zaplanowanym na osiąganie zamierzonych wyników.
Jest praca, jest zabawa, przygoda i dodatkowa kasa.
Nie ma pracy, to jakoś specjalnie nie szlocham z tego powodu ;)

Na co dzień, w żadnym przypadku, nie jestem stereotypowym przedstawicielem modela. Ciuchy noszę byle jakie, workowate i nijakie (znamienitych marek w szafie nie posiadam), no chyba że mam kaprys i specjalnie ubieram się niczym Królowa... Kiczu (szczególnie latem) ;D Przed lustrem też nie siedzę godzinami, golę się sporadycznie, a czesanie ograniczam do przyklepania "kogutów" ręką. Jedynie pobytami na siłce, nadrabiam pozostałe "mankamenty". Powiedziałbym wręcz, że jestem antymodelem ;)
Przykładowo pojechałem kiedyś, po kilku miesiącach pokazać się w Agencji (że żyję). Wygląd mniej więcej taki (może ociupinkię bardziej wygładzony). Wchodzę. Bookerzy dziwnie na mnie zerkają i wreszcie jedna z dziewczyn zagaja: - A Pan w jakiej sprawie?
Własny pracodawca mnie nie poznał o_O hahaha

Na koniec chciałbym bardzo serdecznie podziękować (niczym na gali rozdania Oskarów):
- Rychowi, za zauważenie;
- Szefowej, za danie szansy i cierpliwe znoszenie ciągłych eksperymentów z wyglądem;
- koleżankom i kolegom z agencji, za traktowanie mnie jak swojego, mimo że jestem tam sporadycznym gościem;
- wszystkim osobom, z którymi dotychczas współpracowałem, za niezasłużone komplementy (niech żyje fałszywa skromność hahaha).

Odpowiednie MAGNUM to podstawa w tym zawodzie!!!
;DDD

wtorek, 21 lutego 2012

Popielec 22-02-2012

Najdrożsi!!!
Sypcie dzisiaj głowy popiołem i ograniczcie pokarm do ciemnego, czerstwego chleba, popijanego deszczówką.
Bądźcie mili dla siebie nawzajem oraz szanujcie zwierzęta i zieleń.
Uważajcie bo hds... tfu... Szatan czyha na Wasze dusze, żeby ich wyzwoloną energią, ogrzewać sobie piekielne otchłanie.
Szkicowe wstępniaki do tego dziełka, pojawiły się zeszłego roku, wywołując histerię wśród zaglądaczy, przez co wpis zdołał w niecały miesiąc wskoczyć do dziesiątki najczęściej otwieranych postów ever.

Również wtedy pojawiła się dedykacja muzyczna, którą do teraz zarzynają wszystkie, możliwie stacje radiowe, skutkując odruchem wymiotnym. Zatem teraz zapodam tylko link do parodii tegoż utworu.
Właściwa dedykacja pozostaje bardziej w temacie rysunku.

W tytule miały oczywiście pojawić się trzy szóstki, ale jaki diabeł takie jego cyfry ;DDD

Ten wpis należy traktować, jako luźniejszą, żartobliwą zapowiedź "Wstydu".

niedziela, 19 lutego 2012

Qltury week 83

Za niecały tydzień, przestanę zamęczać Was i siebie, ciągłym odliczaniem do premiery filmu oraz obrazu ;]
Później ewentualnie będzie moja recenzja obejrzanego (długo wyczekiwanego) dzieła, a także Wasza recenzja tego, co zobaczycie tutaj. I choć boję się tego okrutnie, traktuję to jako swego rodzaju (publiczną) terapię, która może pozwoli na zmianę optyki ;)))
Ten węgierski plakat (z "mydełkiem" na plecach), dla jednych może niewiarygodnie spłycać i wypaczać interpretację filmu, do "śliskiego" problemu, naprędce i wstydliwie startego kawałkiem papieru toaletowego, który raz na zawsze spłynie rurami kanalizacyjnymi z naszych oczu, a także może sugerować, że mamy do czynienia z artystycznie aspirującym pornolem, nastawionym na tanie szokowanie. Z drugiej strony, w brutalny i dosłowny sposób, prowokuje do zastanowienia się nad grzesznością ciała, jak również obrazuje starą prawdę, że wstyd przychodzi nie przed, czy w trakcie lecz po wszystkim.

Po przeanalizowaniu dziesiątek recenzji, wywiadów (reżyser, aktor i aktorka) oraz zwiastunów, mam coraz mniejsze obawy, że wyjdę z kina zawiedziony. Bałbym się bardziej tego, że seans sieknie mnie mocniej po psychice, niż się tego na chwilę obecną spodziewam ;/

środa, 15 lutego 2012

Pląs


Karoshi to taka przypadłość, po której w najlepszym przypadku, pląsa się radośnie z personelem medycznym w szpitalu ;DDD

czwartek, 19 stycznia 2012

Malinowy sputnik

Czy ktoś jeszcze pamięta kimonkowy, październikowy wpis na tym blogu, gdzie dzielnie mnie zastępując, połączył dwa cykle: Pink Friday oraz Saturday Zbok Fever?
Opublikował wtedy cykl kontrowersyjnych szkiców, na których odgrywałem rolę perwersyjnego Szatana (Hadesa).

Wrzutka stała się na tyle poczytna (oglądalna), że starczył jej zaledwie miesiąc, aby wskoczyć na ostatnie miejsce TOP 10 odsłon, z całego okresu działania bloga.
Wywiązała się też wtedy dość ciekawa dyskusja, którą w znacznym skrócie, przytoczę tutaj:
Adept Sztuki pisze...
Ja bym tylko kulturalnie wytknął anatomiczną niezgodność - żołądź od tej strony wygląda inaczej.
Green pisze...
Kimon, to nie ptak, to to ruska rakieta, idź na korki z anatomii, do Adepta.
Kimonek pisze...
No niestety kooperacja Ham&Kid zgubna jest czasem wprowadzając mnie w... maliny.
Green pisze...
W maliny z sowiecką rakietą.
Kimonek pisze...
Ide sobie... z przytupem... będę dopiero w piątek w ,,Pinku"... z ukończonym szkicem.
Green pisze...
...do piątku, rakieta zamieni się w sputnik.
lafle pisze...
A potem ze sputnika powstała Droga Mleczna, po której podróżował Ijon Tichy...
Kimonek pisze...
Zastanawiam się za który ster się złapać w tym malinowym sputniku!
hds pisze...
"Malinowy sputnik"? Czyżby pomysł na kolejny obrazek.
Od słowa do słowa, nakręcając się nawzajem jak króliczki duracela, zrodziła się idea kolejnego obrazka, który z czasem i całą masą kolejnych pomysłów, kiełkujących z poprzednich, stał się całym projektem, będącym kwintesencją kooperacji Ham&Kid.
Dość mocno przypominała ona zależność rysownik/scenarzysta, podczas tworzenia komiksów.

Żeby Kimonek, nie czuł się osamotniony w realizowaniu rysunkowej wizji "Malinowego sputnika", postanowiłem osobno stworzyć swoją interpretację tematu, a gdzieś po drodze powstała również część wspólna.

Jeśli uważacie, że "szatańskie szkice" były drastyczne, to lojalnie ostrzegam iż poniższy materiał, może obrażać uczucia religijne oraz boleśnie ranić zmysł estetyczny wrażliwych jednostek.
Z okazji drugiej rocznicy jego działania na Bloggerze, serdecznie zapraszam do podziwiania całości, natomiast w kimonkowym wpisie rocznicowym, można podziwiać wstępne szkice.
Ciekawe ile popkulturowych odniesień, zdołacie odnaleźć w poniższym malunku?

"Malinowy sputnik" by Kimonek
fragmenty (hds, Fafik, Kimonek, tło) zrobione na osobnych dyktach w akrylu na formatach 50x70
+ corel (sputnik i podkręcenie kolorów i ostateczna podmalówka i faktury)

"Malinowy sputnik" by Ham&Kid
zdjęcia wykonane aparatem cyfrowym, z podkręconym kontrastem w Photoshopie

"Malinowy sputnik" by hds
zdjęcie wykonane telefonem komórkowym, z podkręconym kontrastem i zredukowaną paletą barw w Photoshopie

Na zakończenie jeszcze maleńka ciekawostka.
Stali czytelnicy wiedzą, że odsłona "Malinowego sputnika" miała nastąpić wcześniej.
Okazało się, że nasze oczekiwania względem malunku były odmienne, a jego kontrola w trakcie powstawania, z racji zakończonej współpracy była żadna.
Ku przestrodze, aby pokazać jak kończą się projekty, gdy nie ma stałego kontaktu na linii scenarzysta/rysownik ;]
Mam nadzieję, że Kimon mnie nie zabije za pokazanie tego czegoś, ale zrobiłem to w dobrej intencji ;D