Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fotografia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fotografia. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 22 września 2013

Cisza...



Powróciłem po intensywnym urlopie...

nabrałem sił przed przeprowadzką na północ i nadchodzącymi zmianami...







czwartek, 4 lipca 2013

AlterEgo... wystawa


Miałem napisać coś więcej na temat wystawy HamKidowej w Dworku Artura w Gdańsku, lecz ciągle żyje tamtym wieczorem... i nadal jestem wzruszony.

Na krótką fotorelację z wydarzenia zapraszam na zakładkę ,,Narcyz" na Ofelionowym blogu hds'a i na słów kilka na Huncwocie.

Dziękuje przede wszystkim hds'owi, bez którego nie mogłaby odbyć się ta wystawa, ponieważ nie miałbym co na niej pokazać... To piękne zwieńczenie mojej i naszej pracy... To właśnie On rozbudził całą machinę twórczą, która trwa do dnia dzisiejszego...

Dziękuje również Panu Krzysiowi nie tylko za to, że dzięki Jego uprzejmości mogłem pokazać nasze twory, ale dlatego, że okazał się wspaniałym człowiekiem- życzę sobie poznawać więcej tak ciepłych i dobrych ludzi.

Dziękuje za miłe słowa małej gromadki przybyłych osób, oraz przypadkowych zwiedzających.


Co mnie cieszy najbardziej? Że to był głównie wieczór mojej HamKidowej połowicy hds'a- i chyba właśnie to tak bardzo mnie wzruszyło. Byłem dumny i jestem dumny nadal.
Ale umówmy się, że był to wieczór nasz...


:)

Marzyłem o tej wystawie... teraz czas iść dalej, lub po prostu daleko uciec - czując, że był to piękny koniec czegoś... a może początek nowego?








poniedziałek, 1 lipca 2013

AlterEgo... Preludium...




Mimo, że wernisaż wystawy ,,AlterEgo" mam(y) już za sobą, to jednak za nim ujawnię całościowy dorobek, oraz fotorelacje, emocjonalny felieton i film z tego wydarzenia, musiałem pokusić się o małe, przed smakowe preludium ;)



mała próba przed ,,oficjalnym" umieraniem ;)

Dziadek w paczce- czyli nie kupuj kota tffffu piesa w worku...


changes... changes... changes...

tania siła robocza...




kolejne godziny mijają...


basenik matrycowy z dedykacją dla Anety

jeszcze puste...


światła powoli gasną...

czas zacząć odliczanie...

...anu i można już wrota wystawowe otworzyć...


Zdradzę tylko tajemnicę, że emocje mnie zeżarły i popłakałem się niczym bóbr...
Dlaczego?

My Dream Came True ;)

Dwa lata HamKidowej pracy w końcu oficjalnie wylazły na świat dzienny i chyba nie poszły jednak na marne... 





Więcej niebawem i wtedy odpowiedzi na pytania będą zbędne... .
..póki co emocjonalne nadal tkwię w tamtym wieczorze :)






niedziela, 21 kwietnia 2013

Sztukobranie - Targi Młodej Sztuki vol. III - Słów Kilka



Niedzielne przesiadywanie z emocjonalnymi chrabąszczami na Małym Rynku w Krakowie mamy za sobą.

Z jakim skutkiem?

Osobiste doznania są dwa- totalnie przeciwległe.

Mógłbym rozpisać się bardzo, bardzo długo i dość mocno, ale powiem mniej niż mi się ciśnie na usta- ale muszę słów kilka wyrzucić- bo wraz z Patrykiem Hadasem (klik), zrobiliśmy ,,małe" zamieszanie.

Większość wystawców postawiła na sprzedaż, my natomiast bardziej na prezentację w minimalistycznej formie- co nieco wyróżniło nasze stanowisko- tworząc jedną, spójną (i wspólną!) całość, uzupełniając się nawzajem. Oboje trafiliśmy (zupełnie przypadkowo) do jednego namiotu, prezentując w pracach... nagość.
On kobiecą, ja męską...
Co było latarnianym ekshibicjonizmem z naszej strony.
Reakcje przechadzających ludzi (mimika ich twarzy z naszej perspektywy bezcenna) i komentarze były dość różne i skrajne (od pozytywu do negatywu)- mógłbym przytoczyć wiele przykładów, padanych słów, ale chyba nie ma to najmniejszego sensu- brakowało tylko faktu byśmy obydwoje się rozebrali ;)

Pierwszy raz miałem styczność z reakcjami i odbiorem z zewnątrz tego co robię w tak długim czasie- face 2 face, swoją osobą przez kilka godzin- na ,,odstrzale", pokazując homoerotyczne prace. Bez bariery internetu, czy postawienia chrabąszczy na ścianie wystawowej, samemu wychodząc po wernisażu zostawiając obrazy bezosobowe- beze mnie.

Morał jest taki- nie jesteśmy jeszcze gotowi na ,,ciało", lepiej jest zakryć to czego się ,,wstydzimy"...
Kolejną refleksją jest fakt, że zostało to pokazane w miejscu publicznym- przypadkowemu odbiorcy- nagle nagość nie jest tabu- czymś co do tej pory ,,należy" oglądać w zakamarkach sypialni czy monitora komputera- przecież jesteśmy podglądaczami, a cielesność jest wpisana w naszą naturę- czy tego chcemy czy nie.

Dać wybór na świadome podjęcie decyzji oglądania? 
czy zaskakiwać i atakować znienacka?

Ale to jedna strona medalu...





Druga...

Doznałem miłych zaskoczeń - poznanie ukradkowych obserwatorów bloga i chrabąszczy oraz przypadkowych gości poprzednich wystaw.

Pani Ewo... Dziękuje- to było ponadwymiarowe...
Słowa miodem na serce...

W podzięce od starszego Pana, dostałem jego grafikę, po którą wrócił się specjalnie do domu - miał możliwość wyboru jednej pocztówki z chrabąszczem- wybrał Maoryskiech Brothersów w pocałunku- ,,niech żona zobaczy" :)


Podziękowania należą się również Patrykowi- miło było razem walczyć z wiatrakami, oraz Marcie Kozłowskiej, całej prekursorki krakowskich Targów Młodej Sztuki :)


Krępującym faktem było wystąpienie przed kamerą, byłem czerwony jak burak podobno, mimo ciemnej karnacji- z opowieści o aktach, wybrnąłem opowiadając o ŻyWej Pracowni ;)

Niestety fotorelacji z mej strony brak- aparat zaniemógł- karta pamieć została przypięta w laptopie...
no nic... przypadków nie ma :D



niedziela, 8 lipca 2012

Can't get my life together...



Cielesnych zmagań ciąg dalszy... 

Poszukuje inspiracji... 
Pragnę inspiracji...
Obserwuje inspiracji...
Doznaje inspiracji...

eh
Zabrakło mi inspiracji...
???


Jednak inspiracja tyka... 
Czeka na kolejny wybuch...
Ale powoli- już dawno stwierdziłem, że na chwilę obecną już mi się nigdzie w życiu nie śpieszy.
Ostatnie fotografie, obydwa filmiki w poście oraz stary szkic ,,Sensitivity & Freak'in Beauty", pobudziły do powstania nowego cyklu tuszowego (dość obszernego), który u boku komiksowych zmagań (końcóweczka już się zbliża) i jeszcze innego, dość kontrowersyjnego tryptyku i wspaniałego zamówienia, gotują się w kotle w oparach pracowni, gdzie powalam sobie na odrobinę prywatności w głuchej samotności.



Zmiany... zmiany... zmiany
Tak można nazwać ostatni, miniony miesiąc- a nowe szykują się jeszcze w przyszłym, następnym i kolejnym... W taki oto sposób kolejny raz udowodnię (a udowodnię), że w ciągu roku wszystko może się zmienić o 180 stopni- czy wolnie, czy mimowolnie, to już inna sprawa ;]
ale póki co ci-cho-sza.


W ramach otwierającego, dość erotycznego filmiku (łomatko- mimo, że kadr nie przekracza pewnego poziomu, to wyobraźnia mimowolnie zaczyna pracować, oczami widząc to co trzeba) oraz dementując plotki na temat mojej rzekomej anoreksji-  błagam, plotka jest niczym indyjski miecz, który tnie nici relacji międzyludzkich, co pozwolę sobie przemilczeć- dowody (utrzymane w klimacie wstępniaka) na to, że moje ciauko ma się dobrze i nie traci na swojej elastyczności- mimo wytopienia kolejnych kilogramów tłuszczyku (wynikiem ,,dwudniówki" przechwyconej od jednego z Agreścików, którym ochoczo się zająłem, sam doznając boleści).


,,Baby boy you stay on my mind
Fulfill my fantasies
I think about you all the time
I see you in my dreams

Baby boy not a day goes by

Without my fantasies
I think about you all the time
I see you in my dreams..
."


C.D.N.



piątek, 6 lipca 2012

Pływający Małkip Artystyczny...

fot. by Dziadek
2011

 Ostatnio dużo bosych hasów, bełkotu, bosych hasów i jeszcze raz bełkotu.
Ale oprócz małych wynaturzeń, cielesnych ,,masochizacji" i dziobania komiksu, zacząłem na prywacie popełniać samo zadowalających... nauk pływania- które są niczym zapładnianiem gleby ;]

Wodna materia zawsze była dla mnie nieogarniętą przestrzenią, z którą chciałem zmierzyć się przez wiele lat- bez konkretnych efektów wizualnych- czytaj dupa leci, witkami macham w powietrzu, a ja opijam się wodą- co osobiście bardzo mnie śmieszy, bo trzeba mnie... ratować...
Mając za sobą kilku ,,nauczycieli", kończyło się rozochoceniem, salwą śmiechu i oczywiscie krzykiem, że jestem totalnym głąbem- mimo wychudzonego ciauka, lecę swoimi szkitkami na samo dno podwodnej, fizycznej cząstki.

Jednak w tym roku mamy mały przełom, bo jak wiadomo upartym małpiszonem jestem i prędzej czy później dopnę swego- nawet kosztem wielu rzeczy- taka natura ;]








 By zaoszczędzić swoim potencjalnym nauczycielom stresu i ciśnienia podnoszonego do 240, postanowiłem na własną rękę, podczas owych hasów i wyhasów (gdzie próżnie łechtam swój ciemny, etniczny pigment łoł), korzystać z uroków za miastowych oczek wodnych.

Włazimy... Nurkujemy... Łykamy powietrza...
Dupa znowu leci- trzeba fiknąć na plecka niczym delfinek (fik, fik), bo akuratnie na plecku unosić się umiem...
Szkitką nadal macham- eh dupa- znowu ciauko, niczym scyzoryk na dno opada...
Oki, wracamy do pozycji wyjściowej- rzucając się na wodę na strzałkę, witkami kołysząc...
Znowu blada dupa, łykając kolejny gardziel wody...
I tak bez endu...

Podwijam nóżki do góry by poczuć plastyczność wody, macham łapą, by pod palcem poczuć opór, który ciągle jest oporem...  Przepływając kolejny metr, nadal dupa leci, a nóżki mimo swoich belek, które orzechy łupać mogą, nie potrafią pomiędzy sobą, wódę pod oporem przepuszczać...

Jednak widać efekty determinacji, mizerne ciauko coś tam kaleczy- strachu przed woda nigdy nie miałem- tylko jak ogarnąć tak wielką jeziorną przestrzeń (niczym kot na pustyni, nieogarniający wielkiej kuwety), mając 150 w kapeluszu, posiadając gratisowo rozległy astygmatyzm i spore dwa (dwa i pół) minusy na swe oka, nieogarniając dodatkowo wodnego oporu  o_O

Pobieranie nauk w toku...



 Pewien Sarkastyczny Dziadek, po zeszłorocznych naukach pływania, w swej złośliwości pozwolił sobie (po mały zalążku wodnych prób) wysłać na świeżo książeczkę, która miała mi pomóc w machaniu szkitkami ,,na weekendy"- oczywiście w odpowiedzi na te złośliwości, nawet jej przez rok czasu nie przeglądnąłem, rzucając z gestem na półkę, a raczej pod nią ;]

,,Na drugi dzień intensywnych ćwiczeń, zamierzony plan minimum został osiągnięty!!! lol
KIMON SAMODZIELNIE UTRZYMYWAŁ SIĘ NA POWIERZCHNI WODY ;DDD

Zatem w kolejnym sezonie letnim, przystąpimy do dalszej edukacji pływania, tym razem odwrócimy go na brzuszek i zaczniemy od „klasycznego pieska” ;)
Nie, nie chodzi o taką pozycję łóżkową ;> tylko machanie łapkami w wodzie niczym psina.
Jak nauczy się tego, to potem już tylko zostaje: żabka, kraul, motylek, uffff….. ;DDD "

Niestety w tym roku do kontynuowania pływalniczych zmagań w jeziornych pieleszach nie dojdzie, z dość prostych powodów, więc w ramach dziecięcej (wiadomo, że wiele instynktu rodzicielskiego było) rekompensaty, dostałem małego suprise'a, który wywołał we mnie szczery uśmiech na facjacie ;]



 Znając swoją głupotę (która częściej na starość pcha się do łba), spontaniczność i etniczny temperament, zapewne nie zawaham się użyć tego urządzenia, podczas kolejnego wypadu za miasto. Mam tylko nadzieje, że w połączeniu z moim nowym narybkiem ostatniego włosa na głowie (buhaha) będzie to dość komiczne przedstawienie, nie wywołującego skrajnych doznań, przez potencjalnych obserwatorów z boku ;]




4:20
mmmmmmm

P.S.
Na horyzoncie pojawił się kolejny (mam nadzieje, że cierpliwy) nauczyciel, który wyraził chęci podtrzymywania Kimuszkowego ciauka na wodzie.

P.S.2
Znalazłem kapitalne miejsce na przemyskiej prerii (praktycznie centrum miasta) do naturystycznego ogrzewania- akumulator ładować trzeba ;]


Ten śpiew ,,ptaka" i cykanie ,,świerszczyka" ;]
eh

czwartek, 14 czerwca 2012

Mothman...


Mimo, że mieszkałem swego czasu w samym sercu lasu (Ustrzyki, Kwaszenina- do 8 roku życia) oraz dorastałem na obrzeżach miast, na osiedlach wojskowych również umiejscowionych w zielonym terenie w specyficznej autonomii (Sanok do lat 16), po malowniczy Przemyśl, to dopiero teraz, gdy jestem w Krakowie nawiedzają mnie nocne stwory- o których zdarzyło mi się już napisać... Mimo, że nocne życie prowadziłem od zawsze...
Wczorajsza wizyta o 2 nad ranem jednak przeszła moje najśmielsze oczekiwania...
Miałem przyjemność ugościć Laothoe Populi...

Piękne zjawisko- w pierwszym momencie, gdy motyl zaczął trzepotać za szybą, pomyślałem, że to mały wróbel, bądź nietoperz...

Został zaproszony do wewnątrz, znajdując swój... dom?



,,...Ćmy często kojarzono ze śmiercią. Postrzegano je jako śmiertelny zwiastun - np. kiedy ćma wleci do domu i zgasi płomień świecy lub gdy przyleci do człowieka w śnie, jawiąc się jako ciemna kobieta, która pragnie odebrać mu życie.
Ćmy symbolizowały zarówno zbłąkane dusze (Słowianie i Grecy), jak i te zbawione, które odwiedzają ziemię przybierając piękną formę ćmy, która daje im swobodę. Także dusze żyjących przybierały tę postać, gdy opuszczały swoje śpiące ciała.
Ta symbolika śmierci wiąże się oczywiście z nocnym trybem życia większości ciem oraz ich związkiem ze światłem księżyca, ze świecą, czy w ogóle z ogniem, w którym często giną.

Indianie Ameryki Północnej przyglądali się ćmom pod innym kątem. Widzieli ich chaotyczny lot i gwałtowne zmiany jego kierunku, niepohamowany pęd do ognia. Ćmy kojarzyły się im z szaleńczą zabawą w rytm melodii, której ludzie nie mogą usłyszeć. I w ten sposób symbolika ćmy została poszerzona o aspekt chaosu.

W wielu krajach (Serbia, Chorwacja, Czechy) wierzono również, że pod postacią ćmy kryją się wiedźmy - ćma jest synonimem mądrości i strażniczką wiedzy tajemnej, symbolizuje łącznika między światem żywych i zmarłych, a więc i znajomość innych światów, w tym zaświatów.
Dla Słowian natomiast ćmy były błądzącymi duszami,  pod ich formą mogły się ukrywać zmory, jednak widziano w nich również symbol mądrości..."

(źródło)
O symbolice ćmy i jego podopiecznych, można przeczytać również tu, która też jakoś wewnętrznie do mnie przemawia ;]


Odkąd zaczęły odwiedzać mnie nocą ćmy, powróciłem również myślami do wiedzy, a raczej zainteresowań, którymi od małego dzieciaka karmił mnie ojciec...
Od małego miałem wpajaną rzeczywistość innych światów- w wymiarze przede wszystkim duchowym, przenikaniem się niewytłumaczalnych przez naukę zjawisk, obecność duchów, sił, energii, mar oraz świata, którego dotknąć nie można.
Babcia od strony Ojca, była silnie związana z czynnikami, które nie da się rozumowo wytłumaczyć- dlatego chyba nie ma takiej siły, która mogłaby mnie wprawić o zdumienie.

Ale na ten temat, powinien pojawić się odrębny post na tym blogu- ponieważ nie raz miałem przyjemność doświadczyć ,,innych" doznań i poznać ludzi, których można nazwać ,,nietuzinkowymi" w swej istocie duchowej i wymiarowej- uważam, że jest to pewien rodzaj zaszczytu jaki mnie dotknął przez los.

Ale mniejsza o to.

Książki Victora Farkasa w domu były codziennością- i były to pozycje, na których uczyłem się czytać- oraz inne zbiory, których po prostu już nie pamiętam. Ojciec mimo odznaczeń wojskowych, rzucił oficjalny mundur, na rzecz freelance work (obrazy na zamówienia, dorabianie na fuszkach itd)- chyba charakterek mam po nim w sposobie funkcjonowania. Jednak jego pasją było pochłanianie wielkich ilości książek w każdej możliwej dziedzinie- w szczególności filozofii oraz niewytłumaczalnych zjawisk- był po prostu molem...
Książki były na każdym możliwym metrze kwadratowym mieszkania.


Kiedy dzieci były zafascynowane Dragonball'em, Power Ranger'sami czy innymi dzikimi bąkami, o których nie miałem wtedy jeszcze pojęcia- ja wypatrywałem się wieczorami zza okno (również to wpoił we mnie ojciec- siedzenie po nocach), w poszukiwaniu mojej ulubionej, intrygującej postaci z owych książek...
Gdy byłem już nieco starszy, a mieszkałem już wtedy w mieście, do kin w 2002 roku, wszedł film ,,Przepowiednia" oparta na faktach autentycznych relacji z Wirginii Zachodniej, dotycząca właśnie wyżej wspomnianego ,,Człowieka Ćmy...". 
Z sentymentu wobec Ojca (nazywanie go żartobliwie ,,Człowiekiem Molem"), oraz dziecięcych pobudek, udałem się do kina...
Później zainteresowanie opadło i zostało obecnie przytłoczone zupełnie innym wymiarem rzeczywistości, poszukiwań oraz pasji- skupiając się na strefach wewnętrznych, duchowych, odkrywania sfer ,,ponad" w wymiarze człowieczym, psychologicznym i seksualnym.


Mój wczorajszy gość był ostatnią częścią zagadki- układanki, a raczej homo projektu, który od dłuższego czasu klarował się w stworzeniu, którego głównym inicjatorem był mój współlokator (Arthi), udostępniając swoje ciało.
Poszukując osobowości i twarzy do nowych chrabąszczy, które muszę ,,czuć" (nie bawiąc się już w kooperacje), pojawiają się nowe koncepcje, które ciągle dojrzewają, czekając na czynnik zewnętrzny by mogły ulecieć... Wszystkiego nagle tyle przybywa...
A potrzeba wyzwalania się w obrazie jest jeszcze większa.

Mothman stał się inicjatorem do chyba najbardziej przesiąkniętego symboliką chrabąszcza- który jak w przypadku Wojownika- sprawia, że w niego wsiąkam od najbardziej skrajnych doznać, strachów, bólów i emocji...


Minuta za minutą wpatrywałem się w Motyla...
Piękny... Po prostu piękny...

Jednak musiałem swojego wczorajszego gościa, wyprosić dość prędko...
Zwabiony światem, musiał powrócić na łono, bym nie przyczynił się do jego śmierci...

Mimo, że pokusa przywłaszczenia sobie takiego partnera do nocnych chrabąszczy, była bardzo mocna...



P.S,
Jestem przebiegłą Czarną Mambą...
W konspiracji z Jadowitą Żmiją ;]
look out!

P.S.2
Czy tym razem młody Padawan przerośnie mistrza?

środa, 13 czerwca 2012

Into the Wild- Return... Part 3




 ,,...Run Boy Run! This world is not made for you
Run Boy Run! They're trying to catch you
Run Boy Run! Running is a victory
Run Boy Run! Beauty lies behind the hills..."




 ,,...Run Boy Run! The sun will be guiding you
Run Boy Run! They're dying to stop you
Run Boy Run! This race is a prophecy
Run Boy Run! Break out from society..."




,,...Tomorrow is another day
And you won't have to hide away
You'll be a Man, Boy!
But for now it's time to Run, it's time to Run!..."




 ,,...Run Boy Run! This ride is a journey to
Run Boy Run! The secret inside of you
Run Boy Run! This race is a prophecy
Run Boy Run! And disappear in the trees..."



,,...Tomorrow is another day
And you won't have to hide away
You'll be a Man, Boy!
But for now it's time to run, it's time to run!..."




,,...Tomorrow is another day

And when he night fades away
You'll be a Man, Boy!
But for now it's time to Run, it's time to Run!..."



Czy tym razem powróciłem do rzeczywistości odziany w miecz obusieczny-
przebiegły jak wąż i nieskazitelny jak gołąb?

hem?


P.S.
Brakuje mi tych samotnych nocy spędzonych przy zapachu lampy naftowej...
Saren i dzików pod dom podchodzących...
Smaku lasu...
Konarów drzew pod bosą stopą łamiących...


Na taką błogość i marzenia trzeba sobie jeszcze troszkę zapracować.
Powiedzieć nie ostatnie słowo w chrabąszczach, zanim człowiek się zatraci w takiej rzeczywistości.
Mimo, że powrót do miasta uderzył z podwojoną siłą rażenia i zmiany perspektywy, która wydawała się taka trudna- a okazała się bardzo prosta- wystarczyło z jednej strony patrzeć pod nogi, rozglądając się dookoła- a z drugiej, jednocześnie (w paradoksie) w końcu unieść głowę nieco wyżej...

P.S.2
Ciągle jestem szczeniakiem- dzieciakiem...
Wojownikiem & Zwierzakiem

Żyjącym w swoim własnym światku :)