Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Doro. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Doro. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Into The Wild- Return... Part 1


idziemy przez ,,chaszcze"...


dochodzimy do otwartego sadu...


mijamy komórkę z drewnem na opał...


no i jesteśmy...



List do...
(fragmenty)

,,[...] Jest to dziwny czas... Dziwny okres w 24 letnim rozdziale- burzliwym jak sama wiesz...
Dopiero teraz infantylne klapki z oczu mi spadły- był i nadal jest to błogosławiony czas umierania wewnętrznego, pysznego, niezrozumiałego, bolącego i niekończącej się konfrontacji z przeszłością i swoimi emocjami- ciągle się w tym babram zastanawiając się po co- nie wyciągam wniosków...
Przyszła siła, jednak nie smakuje obecnie jak do tej pory (pełna hasu i pląs, naganiana tylko emocjami z zewnątrz i własnymi odczuciami), ale przyszło coś głębszego- nie umiem tego nazwać. Czuje się niesamowicie spokojny, ,,wychill'owany" i... nigdzie mi się już nie śpieszy... 
Nagle wszystko (mimo nadmiaru pracy i niekontrolowanych zdarzeń) jakoś paradoksalnie zwolniło. Karmione do tej pory ciało i dusza czynnikami z zewnątrz, nagle usiadły twardo na dupę- która do tej pory spadała, bo była twarda z racji serca miękkiego.
Zaczynam świadomie wybierać- nie na zasadzie gorącej wody- lecz z całą odpowiedzialnością słowa ,,wybór"- chciałbym by tak pozostało.
Ten wyjazd (mimo, że krótszy niż się spodziewałem- co to są dwa tygodnie?) był potrzebny- już odcinając fakt, że przez niego wiele namieszałem i zawaliłem, ale to są konsekwencje swoich wcześniejszych nieprzemyślanych decyzji- ciekawe jak długo zostanie mi przyklejona ta etykieta wrzątku i lodu?
Skonfrontowałem się z tym nieokiełzanym zwierzem z którym walczyłem- został oswojony, pokazał swoje inne oblicze.
W tym wszystkim ,,obrazowym" nazywaniu swoich emocji, ciemnych i jasnych stron (bo kto ich nie ma?), zauważyłem, ze oprócz rozdartego, dzikiego i przestraszonego zwierzaka oraz niepokornego, zbuntowanego i odważnego wojownika, posiadam w sobie... matkę (!).
Tak... matkę...
Matkę, która stawia mi bariery. 
Matka, którą sam dla siebie jestem zamykając się z troski w domu- teraz powoli pozwoliłem sobie na wyjście do ogrodu (Forma, komiks, wystawy, wolontariat, praca, świadomy powrót na studia), jednak nadal jestem za wysokim murem, który muszę w końcu przekroczyć i sam siebie z niego wypuścić, a raczej po prostu go otworzyć...
Jest to bardzo złożona historia, ale wole w taki sposób rozmawiać (ukazywać ją, nazywać- wojownikiem, zwierzęciem, matką) z tym co gdzieś mnie w duszy rozdziera...
i ten głód miłości... ten niezaspokojony głód miłości...
Na wyjeździe zobaczyłem, ze przez te lata stworzyłem sobie ,,Kimuszkowy Światek", w którym funkcjonuje- nie do końca realnie- nie do końca jest on prawdziwy- widzę jak bardzo mnie blokuje.
Przed wyjazdem do ,,lasu" bacznie obserwowałem co się dzieje, znaki (sraki), sygnały, co słyszę z drugich ust- zamieniłem się wtedy na te 2 tygodnie, w jedna wielką mackę czerpiąca informację... Pękło... Zrozumiałem... Obecnie już nic nie wiedząc... [...]

Mam nadzieję, że spotkamy się na tej obiecanej kawie- podwójnej ;] 


małpi wodopój...



Tak funkcjonowałem w błogiej samotności...
Bez prądu, bez światła, bez bieżącej wody...

Praca przy domku i nieogarniętych powierzchniach działki leśnej, w ramach za jego użytek...

 Szczerze?
Brakuje mi tego jak cholera :)

Jeszcze tam wrócę tego lata...





Jeszcze wiele słów padnie wobec tego wyjazdu i tego okresu- szczególnie samotnych nocy- ale póki co... wracam do dziobania komiksu, bo to mój ostatni zjadacz jakiegokolwiek postrzegania czasu ;]

C.D.N.



P.S.
Niebawem relacja z FORMY oraz konfrontacji- muszę ino ochłonąć z ciętym jęzorem ;]

P.S.2
W Krakowie w końcu zapachniało burzą :)

czwartek, 10 maja 2012

Grunt & Bunt?


 Skoro mamy już nowe włości, przyszedł również i czas na nowe chrabąszcze...
Lawendowy grunt akrylowy do ścian, posłużył jako wspaniałe medium do gruntowania starych obrazów, z którymi również trzeba było się pożegnać, by zrobić miejsce dla kolejnego, życiowego rozdziału. 

Zapewne zaskoczy co niektórych moja decyzja zamalowywania, ale oprócz zaprzestania bawienia się w sentymenty (a nigdy nie byłem bardzo związany z własnymi chrabąszczami- autoterapia- przypominam) również jest to wynik krachu finansowego- a dziobać trzeba, na chleb zarabiać ;) 

Zapewne przyszły klient na ,,komercyjnego chrabąszcza", nawet nie będzie się spodziewał, że pod warstwą Jego portretu, tudzież kwiatków, bratków i stokrotek, ujawni się zupełnie inny obraz ;) 

(ciekawe czy Doro kiedyś zastanawiała się co jest pod jej portretem- tam chyba jakieś ze dwa obrazy są pod spodem)



Na pierwszy rzut poleciał Jah Kozłowski z Degrengolandu...
Dzielnie został uwieczniony na okładce, zostawiając swój ślad dla potomnych :)


 Z łezką w oku, tą największą pożegnałem się z ,,Ecce HaMo...", moim ulubionym dotychczas obrazem... To również było konieczne z innych powodów.


Niepublikowana do tej pory homo ,,Pieta..." również wylądowała na gilotynie, tutaj powodów była masa, więc tym bardziej trzeba było się tego pozbyć- strach ma wielkie oczy ;) 
zalążki tej pracy można było oglądać niejednokrotnie, jednak nigdy nie udostępniłem do widoku publicznego samego obrazu- mimo emocjonalnego ekshibicjonizmu, Kimon jednak posiada jeszcze jakieś tajemnice (łoł).


 Również Cypisowy portret ,,My Brother... Kain..." poszedł w odstawkę, a to dlatego, że nigdy go nie lubiłem... Jakiś taki zielony...
Obok niego zwinięty w chamski sposób (i zdeptany gratisowo- przypadkowo) ,,Shame..." (rulon na zebrze powyżej).

Ale sympatycznie wyglądał jak się go zamalowało- mogłem zostawić efekt poniżej, jednak sąsiad z naprzeciwko dziwnie się na mnie patrzył, więc machnąłem całość do końca ;>


 No i jeszcze jeden malarski chrabąszcz ,,Invitation...", który również nie zaznał światła dziennego :)



Za stopą również ciekawie się eksponował >


Reszty chrabąszczy wymieniać mi się nie chce- cały pokój zastawiony schnącymi podobraziami ;]

Nie mam w zwyczaju niszczyć doszczętnie obrazów (nie licząc jednego przypadku)- szkoda krosien, płótna no i kasy- lepiej zamalować to co niepotrzebne i mieć materiał gotowy do nowej pracy ;)

Fakt... Mogłem ogłosić sprzedaż za grosze- by przynajmniej na nowe podobrazie się zwróciło, ale chyba jestem za bardzo niedowartościowany, by takie rzeczy czynić ze swoją prywatą.

Może teraz praca przy farbach będzie szła bardziej ochoczo widząc zagruntowane płótna, bo jak wiadomo odpuściłem płótna na rzecz warsztatu i tuszowych ,,cudaków"- a tym bardziej po ,,Wstydliwej" porażce.

,,Cypis Śpiący..." pozostał na ASP w pracowni malarstwa, ,,Anielka" wylądowała u Viniour'a na włościach, a ,,Kontemplujący Cypis"... u Cypisa.

eh
natchnienie...


artyści...
rzemieślnicy...

Na usta rzuca się pytanie- dlaczego pozostawiłem pierwsze obrazy, które wiszą na ścianach?
Odpowiedź banalnie prosta: 
format 50x70 jest już dla mnie za mały, by nowego coś na nich robić- a na ścianach coś mieć trzeba.

Więc nikt nie zna dnia ani godziny, kiedy pod Jego portretem ujrzy twarz bóstwa podziemi ;P

P.S.
Mój były prof z Plakatu powiedział mi kiedyś, że po tym jak traktujesz swoje twory, to co wychodzi z pod twojej reki, sposób w jaki je eksponujesz, obrazuje przede wszystkim to jakim jesteś człowiekiem i jak traktujesz siebie samego... 
W takich momentach zastanawiam się, czy niedowartościowania, porażki, egzystencjalne braki, problemy z własnymi emocjami, kiedyś zostaną przetrawione, niczym matryce azotowym kwasem.

środa, 29 lutego 2012

Polepiony...




Odpowiedzialność & Dorosłość... 
Słowo przyprawiające o dreszcz na karku...

Więcej pracy, więcej samozaparcia, więcej determinacji, więcej świadomej konsekwencji swoich planów i działań.
Wszystkiego teraz więcej, więcej, więcej, jednocześnie mówiąc mniej, mniej, mniej. 

Zatoczone koło i kolejny powrót do pracoholizmu, z łezką powracając do chwil, gdy w ciągu tygodnia robiło się kilkanaście rzeczy na raz, łapiąc sroki za ogon- udawało się- więc tym razem się uda (bo są uda dwa).

Czy z chaosu można wydobyć porządek?
Czy z nadmiaru pracy można odszukać odpowiedzi, nie gubiąc się i nie zatracając jednocześnie?
Można?
Tak.

(dlaczego? pytać- Anety, ja jestem za młody)




Dotychczasowy ,,kit" potrzebny do zaklejania rzeczywistości, czas wymienić na coś bardziej stabilnego i trwałego.
Zaklejania ran wymaga czasu, zaufania, oddania i spojrzenia... do lustra (który przestanie zmieniać obraz w swym krzywym zwierciadle). 

 Może klej szybkoschnący?
Ewentualnie do stalówek gotowych do pracy...
(oraz naprawienia naszyjnika Dorowego) 
idzie wiosna...


,,Tyle sprzecznych zdań przeczących sobie nawzajem
Wypowiadam w tak krótkim czasie
Nie dowiesz się co myślę przyglądając się mej mimice ona nie zdradzi nic nie nie zdradzi nic
Jest mnie dwóch może trzech tylko ty możesz temu zaradzić
Poukładaj mnie kawałek po kawałeczku poukładaj mnie proszę
Bo taki podzielony na części jestem zupełnie do niczego poskładaj tak jak dziecko składa klocki lego
Jeden do drugiego drugi do trzeciego, a wtedy usiądę wygodnie w fotelu zakładając nogi na stół
I polepiony solidnie by nigdy nie było takiej siły która znów rozdzieli mnie na pół
Będę się czuł jak nowo narodzony jak z zarzutów oczyszczony sam z sobą pogodzony
Stanę przed Tobą o tak od dołu do góry przez Ciebie polepiony
Ja się nie zmienię więc poukładaj mnie a ja zapuszczę w tobie korzenie...

(,,Polepiony", Fisz)

P.S.
na blogu pojawiła się zatracona małpa, jako amulet chroniący przed złymi wibracjami z zewnątrz ;)

czwartek, 19 stycznia 2012

2nd Year Of ,,Passion" Life...


 Dziś stuknął drugi roczek, gdy pojawiłem się w wirtualnym świecie, poczynając powolutku swoje emocjonalne wyflaczenia ;) w zeszłym roku  delikatnie podziękowałem za odwiedziny i ujawniłem w jaki sposób pojawiłem się na bloggerze, który traktowałem bardzo infantylnie i taki wtedy byłem, uważając często na słowa, by za dużo nie wyrzucić w eter publiczny, pisząc o doczesnych sprawach, sytuacjach, planach, sukcesach- omijając troszkę emocjonalne aspekty- chyba, że w nocnych raportach, które były oderwaniem myśli od serca.

Co zmieniło się przez ten rok w prowadzeniu bloga?

Wiele...
Nawet rzekłbym, że bardzo wiele...

A jak on wpłynął na mnie przez ten rok?
Jeszcze bardziej...

Ten bloga ewoluuje razem ze mną, zmienia się tak samo, jak i ja się zmieniam, ponieważ wszystko wychodzi naturalnie, spontanicznie, czasem pod wpływem emocji, dość silnych- pamiętnik, dziennik, owiany chrabąszczami, które w suchy sposób wrzucam na portale artystyczne. 
,,Passion..." jest moim ekshibicjonizmem, którego rzecz jasna się nie wstydzę- mimo, że czasem (jak to Aneta stwierdziła) wymaga to ,,odwagi"- mówienie często o rzeczach bardzo trudnych, głębokich, dotykających mojej emocjonalności, autonomii, braków, bliskości, porażek, sukcesów, planów, marzeń, seksualności, pragnień, miłości, przyjaźni i stanięcia twarzą w twarz z przeszłością (bardzo trudną), która prędko kazała mi stanąć na nogi.

Samo podsumowanie bloga- jeśli chodzi o treść, można porównać tymi samymi słowami, jakimi podzieliłem się podczas końcoworocznego posta

Były wzloty i upadki, w dwóch miesiącach nie prowadziłem w ogóle poletka, pojawiła się chęć usunięcia bloga, zmieniając go na kluczyk- przechodziłem wtedy właśnie tą sinusoidę strachu o siebie i swoje emocje, które zostawały za bardzo wylewane w eter.
W pewnym momencie poletko przechwyciły również dwie inne osoby, stając się autorami.

i chyba o jednym z nich trzeba tutaj powiedzieć więcej.



 Nie będę pisał o statystykach, sposobach jak do mnie trafiają ludzie z ,,zewnątrz", o oglądalności i komentowaniu... 
Są to tylko cyferki, a dziennik leci dalej- nie ma to znaczenia tak na prawdę, po co, jak i dlaczego- ważniejsze jest jaki to skutek przyniesie tu i teraz, oraz w niedalekiej przyszłości.

Prowadzenie bloga przysparza często o niemiłe sytuacje, szczególnie jeśli chodzi o anonimowe komentarze, które dostawałem od czasu do czasu na maila- są tak denne i płytkie, że ręka, noga, mózg na ścianie... ale determinuje mnie to do dalszego poszukiwania prawdy oraz walki o pasje i miłość- głód miłości... chyba tym stwierdzeniem można skwitować cały ten teatrzyk.

Jednak piękniejszy (i to głównie zmieniło moje podejście do pisania) jest fakt, gdy zaczynają rodzić się znajomości bardzo miłe i piękne (dziękuje za maile)- które dorastają do rangi przyjaźni- tak się stało w 3 przypadkach (Doro, hds, Aneta).



 Stali obserwatorzy wiedzą, kim był (i nadal w głębi serca jest) hds...

To właśnie  równy rok temu, podczas blogowych urodzin, ujawnił się oficjalnie w komentarzu jako Fafik- mimo, że od samego początku, był cichym obserwatorem bloga- drugim, zaraz po Doro.
Później było Candy, Zabawa Obrazem, przejście z bloga na prywatę, później prowadziliśmy na swoich blogach osobne cykle, wprowadzając troszkę zamieszania na bloggerze- ,,Hasający Dialekt Sarkastyczny" oraz ,,Pink Friday"... 
Nawet nie wiem kiedy od słowa do słowa, stał się moim artystycznym natchnieniem- dzięki czemu jestem teraz na studiach grafiki- bez Niego nie miałbym materiału rysunkowego i aktów.
Powstała artystyczna kooperacja Ham&Kid, a o reszcie już mówić nie będę- bo i tak ciągle się powtarzam- więc wystarczy przeczytać tylko pożegnanie, gdzie jest skwitowane wszystko.

Zatem bloggerowi mogę podziękować za tak kalejdoskopowy rok, bo gdyby nie wirtualny świat, nie byłbym w stanie poznać tego Freak'a, który tak bardzo wpłynął na moją osobowość i emocjonalność przez ostatni rok.
Z resztą bardzo piękny i wyjątkowy.

Więc tym akcentem chciałbym Was zaprosić na poletko hds'a, gdzie został wrzucony w eter publiczny mały projekt bloggerowy ,,Malinowy Sputnik", do którego przymierzaliśmy się dzięki chat'erii w komentarzach, jako taki uśmiech w Waszą stronę.

Zapewne jeszcze 3 miesiące temu, sposób Jego przedstawienia byłby zupełnie inny, ale dzisiejsza data chyba bardzo pasuje do wyrzucenia w eter tego zabawnego projektu- do którego w końcu się nie dogadaliśmy- może to wina rozpadu?

aaaaaaaaaale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło :)

a Ja jako przedsmak, prezentuje szkice wstępne w tuszu i zalążki nieukończonych dykt ;)







Dziękuje, że zaglądacie czytać te wypociny- 
chciałbym każdemu z osobna, ale chyba się tak nie da :*

zatem wasze zdrowie 

:)

P.S.
na otwierających fotkach- 
piernik od Kurki oraz preludium rysunkowe przed hds'owym ,,Wstydem"

muzycznie z racji K.I.M.'uszki oraz ,,Sputnikowych" wibracji na moim & hds'owym poletku ;)



;P


środa, 11 stycznia 2012

Arkadia...



,,Autoportret..."
węgiel na kartonie

100x70

Preladiasa rysunku można było zobaczyć w ,,Deserve..." jako małą zapowiedź- jak wspomniałem początkiem roku, często będzie się to teraz zdarzać na tym nudnym poletku.

Auto rozpoczął wielkoformatowe rysunki portretowe bliskich mi osób (czyli nie znasz dnia ani godziny, a Twoja facjata pojawi się na mych włościach buhaha), które raz na zawsze zakopią stricte realistyczne chrabąszcze. Obiecałem sobie, ze dopiero kiedy tak na prawdę opanuje warsztat realistyczny i fotorealistyczny, to dopiero ucieknę gdzieś dalej- taka kolej rzeczy. Poniewaz nie da sie przeskoczyć czegoś jednego, nie trawiąc tego do perfekcji- takiej czy innej- zależy to od punktu patrzenia... Jedni stwierdzą, że jest już ok, inni powiedzą- hola hola kolego- jeszcze to, to i to!
zatem mówię to sam sobie ;>
Ostatnio i tak uciekam w stylistykę bliżej tego klimatu (co można bliżej zobaczyć w odcinku 13 Pinka), a ostatni projekt postawił kropkę nad i... a efekty na bieżąco o dziwno są widoczne w... uczelnianych aktach Pana Mariana ;)

kiedy to nastąpi?
we will see
i tu puszczam do Was oczko ;>


Arkadia
 ,,...W niektórych religiach kraina wiecznej szczęśliwości, miejsce pobytu bogów i ich wybrańców, a także miejsce pobytu dusz zbawionych po śmierci. Mit rajski spotykany jest w kulturze niemal wszystkich ludów i wiąże się ze stanem pierwotnej szczęśliwości człowieka, cieszącego się wolnością, żyjącego w bliskim kontakcie z bogami i naturą. Motyw szczęśliwych krain przybiera tyle form, że nietrudno zagubić się w tym gąszczu ludzkiej wyobraźni, przez wieki wciąż na nowo kreującej ich różnorodne modele. W dodatku motyw ten był bardzo różnorodnie pojmowany. Jedno tylko łączy wszystkie wyobrażenia Arkadii – tęsknota za doskonałością, jakkolwiek ją rozumiemy. Tęsknota ta to wyraz marzenia o doskonałych czasach, doskonałych miejscach, doskonałym życiu. Cóż innego, jeśli nie te właśnie odwieczne ideały wyrażają mity o raju, o wyspach szczęśliwych, o baśniowych krainach bogactwa, spokoju i radości..."

(info from there)

Równo w zeszłym roku pisałem o pochodzeniu swojego imienia, dziś skupiam się nad tym, co ze sobą niesie to ,,nieustające szczęście w pląsie", któro mnie prowadzi przez życie ;>

BTW...
stąd też dyplom z architektury wnętrz opowiadał o utopijnej i ekumenicznej świątyni z Drzewem Życia. Jeszcze wtedy nie oglądałem Avatara ;> dopiero za namową Wiedźmy to zrobiłem :D



Zatem życzę wszystkim Arkom skwarkom pieczarkom wszystkiego dobrego- w końcu żeśmy z radosnej utopii ;> czyż nie tak?
zatem czas na has w pozytywie!

a co do utopii... 
zatęskniłem za normalnością...
za zwykłym, codziennym, marnotrawieniu czasu w sposób jak najbardziej najpiękniejszy, pragnąc tego jedynego, jednego dnia- ale jak wyjątkowego...
u boku...
teraz...
tutaj...

...po prostu...


,,...Everyday we gonna play, what's your fantasy?
Every night I think of you in every way
And when I get ya Imma celebrate.
Imma celebrate, Imma celebrate, I'm gonna celebrate.
Cause Imm get you one day..."

:D

anu i na zakończenie przypominam rzutem na taśmę, że można jeszcze  zapisywać się na darmowe ,,Candy"chrabąszcze do:

Cukiniowej Wiedźmy Doro


(wyniki w Jej (18ste) urodziny- 18 stycznia- pamiętać by złożyć życzenia- obowiązkowo!!!)

&

Sweet'aśnego Freak'a hds'a


(do 15 stycznia)

polecam bo to dobrzy ludzie są haha

niedziela, 1 stycznia 2012

Konserva...(cje)


Mimo, że nie jestem urodzonym przemyślaninem, to jednak prędko wsiąkłem w tamtejszą, specyficzną mentalność. Jak to Doro kiedyś określiła- ,,nie jest to tylko mentalność- Przemyśl to stan umysłu..." ;) Zatem moje serducho jak najbardziej należy do tego miasta, gdzie oczywiście mam miejsce zwane potocznym językiem ,,domem".

Domem nie tylko jako mieszkaniem, ale ludźmi, miejscami, klimatem i bla bla bla

Jeśli ktoś nie był- pfff niech żałuje :P
wszystko jest do nadrobienia...

 Zatem nie mogłem przejść obojętnie, przy wyremontowanym niedawno Dworcu Kolejowym, który miałem ostatnio przyjemność oglądać, podczas powrotu ze świątecznego wolnego :)


Fakt pozostaje faktem, że robi wrażenie- tym bardziej, że jest to po prostu... dworzec :)
a ja pełną piersią i podniesioną głową patrzyłem i patrzyłem :D 

coś się ciężko zaczyna i coś się pięknie kończy :)
ale dlaczego się pojawił na blogu?

Ponieważ przy renowacji i konserwacji (freski, złocenia i sztukateria) zabytkowego, neobarokowego dworca, pracowały osoby dobrze mi znane- wręcz bardzo bardzo, bo z mojego rocznika z poprzednich studiów (arch wnętrz) - zatem pełen podziwu muszę im pogratulować ponad rocznej pracy przy tym kolosie, szczerze doceniając prace ludzi na rusztowaniach. 

Jako jedni z nielicznych, mogliście zobaczyć efekty pracy już w październiku, przed jej ukończeniem, gdzie jedna z konserwatorek (machająca poniżej swą łapką) ugościła Fafika, powalając mu na błogie hasanie po rusztowaniu ;)


 fot. Fafik

Padły wtedy też słowa:
"Jest różowy, chujowy i tak ogólnie",
które rozeszły się po Przemyślu szybciej niż myślałem, a tym bardziej doszły do kolegów z rusztowania przyprawiając o niekończący się rzecz jasna śmiech ;)

Przy renowacji dworca pracowały min osobniki tj:

;) 


 czyli osoba dość znana z bloga- 
czyli 1/3 HTF'ów,
która obecnie dziobie ostro  kolejny zabytek, tym razem w Łodzi ;)



Iwona vel Vifon:

 fot. Doro

polecam Jej oficjalną stronę
(gdzie można zobaczyć min. ,,Ofelie" w Jej wykonaniu)



Gosia vel Muszka:
 fot. Doro


oraz



Łukasz vel BelMondo:




Zatem się pochwaliłem ;>
i to nie tylko dlatego, że wzięli sobie specjalnie wolne z pracy na rusztowaniu, by przyjechać na mój wernisaż ;) nie nie, wcale nie :P

Ekipę, można również kojarzyć z letnich warsztatów u Doro ;)


ehe
Z racji, że jest to pierwszy post blogger'owy w nowym roku, chciałbym zapowiedzieć mały projekcik rysunkowo- malarski, który o dziwo, nie ujawni się w całości, lecz w detalach, fragmentach szkiców i obrazów, by w momencie, kiedy przyjdzie odpowiednia data (koniec stycznia)- pokazać całość ;) związane jest to również z pewną niespodzianką...
więc to leci na dzień dobry :)

(jest to też nowy, tegoroczny patent, na prezentacje szkiców i obrazów- zawsze przed całościowym chrabąszczem, będzie ukazywany jako preludium jego mały fragment)

Dalej nie mam aparatu do dokumentacji bieżącego materiału, więc dopiero w przyszłym tygodniu, projekt zacznie ukazywać się kroczek po kroczku :)

Po nim, rzecz jasna podreptają kolejne chrabąszcze, grafiki, obrazy, wieści z pracowni warsztatowej i ploteczki... dużo emocjonalnych ploteczek, bo przyszedł w końcu czas by rozprawić się szczerze z przeszłością i doświadczeniem ;) 

jako K.I.M.'uszka (cium za uszka?) oficjalnie otwieram kolejny, nowy roczek na Passion'ie ;] 


;)
również Lil' Kim szykuje swój powrót na 2012- Jej pierwsza płyta (nie licząc mixtape ,,Black Friday" z zeszłego roku z moim ulubionym kawałkiem, będącym zapowiedzią oficjalnego krążka) po wyjściu z więzienia- 2006 roku...
ponoć nadchodzący EP'ek, to nowe wcielenie Kimuszki.
Z jednej strony zacieram swe dłonie, z drugiem jestem pełen obaw, bo ostatnio bierze się za dziwne kolaboracje, niekoniecznie dla Niej dobre ;/
Dzidziu... tylko nie disco- pląs...
Nie Ty!

czwartek, 8 grudnia 2011

Ofelion... Akwatinta- ostateczne starcie...


 ,,Ofelion..."
part 2
odbitka próbna- 2

akatinta

100x70


 czyli zmagań z kwasem ciąg dalszy...

w poprzedniej, pierwszej odbitce wyszła mi maska- którą tym razem (środa) potraktowałem mocniejszym kwasem, co zniwelowało delikatnie kontur twarzy wychodzącej z wody, oraz zarysowałem cieniem wystające z pod tafli wody piersi. Upragniony efekt jest coraz bliżej...

Dziś rankiem zrobiłem sobie (po raz kolejny) wagary z malarstwa na rzecz ,,Kwasu" (Wklęsłodruku) ;] z racji, że w nad ranem ogarnął mnie godzinny termofor (nigdy nie trwał tak długo!), przespaną nockę miałem z głowy...

Podczas porannej kawy powiedziałem sobie- nie! Muszę zobaczyć jaki efekt przyjdzie tym razem! Odkładam malarstwo (bo nie jestem w tym dobry) na rzecz kwasu!
Więc jeszcze przed otwarciem pracowni koczowałem na korytarzu, dziobać dalej...

Po kolejnym podpalaniu matrycy pokrytą kalafonią, bawiąc się mocnym kwasem, wyciągnąłem jeszcze więcej czerni z twarzy i biustu (który wyglądał wcześniej jak ,,sylikonowe bułeczki"- cyt prof)...


,,Ofelion..."
part 2

odbitka próbna- 3

akwatinta 

100x70



Przesadziłem z czernią... ale podczas ,,kwaszenia" matrycy, ciężko jest zobaczyć efekt, który się uzyska, za nim się go nie odbije... 

Ale nie ma tego złego... 
dało to pretekst do wytworzenia w końcu zarostu, który delikatnie pojawi się na twarzy.
Nie dam się... pffff najwyżej spóźnię się na wykłady z historii sztuki ;]

więc gładzik w dłoń i usunąć niepotrzebną czerń...
tak powstały dwie poniższe odbitki- tym razem jako wstępniaki zrobione na mniejszym formacie karteluszki. 



 ,,Ofelion..."
 part 2
próbna odbitka- 4

akatinta

50x70



 ,,Ofelion..."
part 2

próbna odbitka- 5

akatinta

50x70

Pierwsza (tu zaprezentowana- czyli w rzeczywistości 2) i 4 odbitka zostały powieszone na ścianie- a reszta znów ujrzy kosz ;]
na ostatniej jeszcze wykonałem szkic ołówkiem, by móc już jutrem ZAKOŃCZYĆ prace nad Ofelionem :) żebym miał się zatrzeć, to dziada jutro skończę (i wykończę)!

Praca nad włosami, kropelkami wody na torsie, oraz zarost...
czyli w ciul pracy jednym słowem...
Wish Me Luck!


 Nawet nie spodziewałem się, że temat Ofeliona wzbudzi takie zainteresowanie.
Jest to bardzo miłe i przede wszystkim motywujące, kiedy podejmowany temat w pracy zaczyna prowadzić do dyskusji i rozmowy- po co, jak, dlaczego... bo chyba to jest główny cel pracy- przynajmniej tak mi się wydaje.

Nawet padały żarty i spekulacje, czy przypadkiem teledysk Kylie Minogue, nie był inspiracją ;) skwitowałem tylko, że druga strona (hds) jest jej miłośnikiem heheh
a sam prof prowadzący z chęcią przypomni sobie Ofelię na tle poszczególnych epok i artystów, by dalej ciągnąc temat tryptyku ;)

no i oczywiście- dlaczego Ofelia jest Panem ;)
w końcu zacząłem ufać sam sobie w tej materii i środowisku, a przede wszystkim ludziom z którymi obecnie pracuje, nazywając rzeczy po prostu po imieniu.

Może jest to błąd- ale jeśli mają ze mnie wycisnąć tyle ile mi pozwolą i tyle ja z siebie dam, to może zacznie przynosić to większe owoce... 
marze o tym...
zawsze marzyłem, by ktoś mi troszkę pomagał w tych chrabąszczach, mówił, doradzał, krytykował, powiedział- nie e, to jest z dupy, to jest z czapy, zrób tak, spróbuj tak, a może tak- stąd ukłon dla dotychczasowego Prywatnego Doradcy Artystycznego, który nigdy nie śpi :*

dzięki :*



a moje marzenie o grafice warsztatowej w końcu się spełniło :D

zatem muzycznie dziś już wspomniana Kylie ;)



podkradzione od Anety- bo szczerze się przyznam, że wcześniej nie widziałem tego teledysku :D

a jutro zapraszam na specjalną edycję ,,Pink Friday" z racji Kimoniego Candy ;)