idziemy przez ,,chaszcze"...
dochodzimy do otwartego sadu...
mijamy komórkę z drewnem na opał...
no i jesteśmy...
List do...
(fragmenty)
,,[...] Jest to dziwny czas... Dziwny okres w 24 letnim rozdziale- burzliwym jak sama wiesz...
Dopiero teraz infantylne klapki z oczu mi spadły- był i nadal jest to błogosławiony czas umierania wewnętrznego, pysznego, niezrozumiałego, bolącego i niekończącej się konfrontacji z przeszłością i swoimi emocjami- ciągle się w tym babram zastanawiając się po co- nie wyciągam wniosków...
Przyszła siła, jednak nie smakuje obecnie jak do tej pory (pełna hasu i pląs, naganiana tylko emocjami z zewnątrz i własnymi odczuciami), ale przyszło coś głębszego- nie umiem tego nazwać. Czuje się niesamowicie spokojny, ,,wychill'owany" i... nigdzie mi się już nie śpieszy...
Nagle wszystko (mimo nadmiaru pracy i niekontrolowanych zdarzeń) jakoś paradoksalnie zwolniło. Karmione do tej pory ciało i dusza czynnikami z zewnątrz, nagle usiadły twardo na dupę- która do tej pory spadała, bo była twarda z racji serca miękkiego.
Zaczynam świadomie wybierać- nie na zasadzie gorącej wody- lecz z całą odpowiedzialnością słowa ,,wybór"- chciałbym by tak pozostało.
Ten wyjazd (mimo, że krótszy niż się spodziewałem- co to są dwa tygodnie?) był potrzebny- już odcinając fakt, że przez niego wiele namieszałem i zawaliłem, ale to są konsekwencje swoich wcześniejszych nieprzemyślanych decyzji- ciekawe jak długo zostanie mi przyklejona ta etykieta wrzątku i lodu?
Skonfrontowałem się z tym nieokiełzanym zwierzem z którym walczyłem- został oswojony, pokazał swoje inne oblicze.
W tym wszystkim ,,obrazowym" nazywaniu swoich emocji, ciemnych i jasnych stron (bo kto ich nie ma?), zauważyłem, ze oprócz rozdartego, dzikiego i przestraszonego zwierzaka oraz niepokornego, zbuntowanego i odważnego wojownika, posiadam w sobie... matkę (!).
Tak... matkę...
Matkę, która stawia mi bariery.
Matka, którą sam dla siebie jestem zamykając się z troski w domu- teraz powoli pozwoliłem sobie na wyjście do ogrodu (Forma, komiks, wystawy, wolontariat, praca, świadomy powrót na studia), jednak nadal jestem za wysokim murem, który muszę w końcu przekroczyć i sam siebie z niego wypuścić, a raczej po prostu go otworzyć...
Jest to bardzo złożona historia, ale wole w taki sposób rozmawiać (ukazywać ją, nazywać- wojownikiem, zwierzęciem, matką) z tym co gdzieś mnie w duszy rozdziera...
i ten głód miłości... ten niezaspokojony głód miłości...
Na wyjeździe zobaczyłem, ze przez te lata stworzyłem sobie ,,Kimuszkowy Światek", w którym funkcjonuje- nie do końca realnie- nie do końca jest on prawdziwy- widzę jak bardzo mnie blokuje.
Przed wyjazdem do ,,lasu" bacznie obserwowałem co się dzieje, znaki (sraki), sygnały, co słyszę z drugich ust- zamieniłem się wtedy na te 2 tygodnie, w jedna wielką mackę czerpiąca informację... Pękło... Zrozumiałem... Obecnie już nic nie wiedząc... [...]
Mam nadzieję, że spotkamy się na tej obiecanej kawie- podwójnej ;]
małpi wodopój...
Tak funkcjonowałem w błogiej samotności...
Bez prądu, bez światła, bez bieżącej wody...
Praca przy domku i nieogarniętych powierzchniach działki leśnej, w ramach za jego użytek...
Praca przy domku i nieogarniętych powierzchniach działki leśnej, w ramach za jego użytek...
Szczerze?
Brakuje mi tego jak cholera :)
Jeszcze wiele słów padnie wobec tego wyjazdu i tego okresu- szczególnie samotnych nocy- ale póki co... wracam do dziobania komiksu, bo to mój ostatni zjadacz jakiegokolwiek postrzegania czasu ;]
C.D.N.
C.D.N.
P.S.
Niebawem relacja z FORMY oraz konfrontacji- muszę ino ochłonąć z ciętym jęzorem ;]
P.S.2
W Krakowie w końcu zapachniało burzą :)
P.S.2
W Krakowie w końcu zapachniało burzą :)