środa, 30 listopada 2011

Cisza?...



Dziś pracownia opustoszała...
Cisza... 
Bezruch... 
Bezwład...
Zapach nafty unoszący się po kątach...
Skwierczące piece do nagrzewania blach...
Pustka...
oraz charakterystyczny stukot butów profesora...

Ja 
samotna praca...

czyli ciąg dalszy nastroju mimowolnie mi się udzielił...
tym razem opanowałem łzy cieknące jak z krokodyla... 
(co za ubaw profesorka miała na fotografii w poniedziałek popołudniu ho ho ho)
chociaż chce mi się już tak na prawdę tylko śmiać...
(wraz z Anetą i jej Wiedźmami ;] )



Zacząłem robić kolejną matryce- drugą część do tryptyku ,,Ofeliona"- tym razem wizerunek dobrze znany z wcześniejszych dokonań. Format 50x70 matrycy został podwojony- czyli pracuje na formacie 100x70 (szarpnięta kieszeń blachą)- stwierdziłem, że czas na coś większego- a owy wizerunek będzie częścią środkową do projektu.
Po konsultacji, profesor stwierdził, że niekoniecznie możemy zamknąć się w ,,popiersiu"- wręcz pójść dalej- po zrobieniu obecnej pracy- można ją kontynuować na kolejnej dużej matrycy, robiąc resztę ciała- czyli rozmytego brzucha, bioder i nóg- co oczywiście ochoczo podchwyciłem- czyli nie tylko powstanie zapowiadany tryptyk- ale również osobna praca, która będzie rozmiarów większych od skali naturalnej, ludzkiej zatopionego w emocjach ,,Ofeliona"...
Podjarałem się jak dziki bąk- dlaczego wcześniej na to nie wpadłem?

Oczywiście wszystko wyjdzie w trakcie pracy... 
Przy porażce przy pierwszej części tryptyku, zastanawiam się czy praca na samej ,,tincie", bez wytrawionego konturu, pójdzie mi sprawnie- choć sam prof i inni odwiedzający pracownie, mówią, że wyszło ok- natomiast sam kwituje to beznadziejnym ,Nieeeee e... to nie tak miało wyglądać..."

Znów odwiedzający studenci z innych pracowni pytali i główkowali:

,,Znów ten pan... No to pięknie"

,,Niczym Ofelia- Zabiłeś tym razem biedaka..."
,,OOOOooooooooo nie będzie już na mnie patrzył..."

,,Skąd Ty wziąłeś takiego przystojniaka? Ja też chcem!"

Po minutach ciszy i samotnej pracy, zmusiłem się na spacer po innych pracowniach- zostałem również zaproszony do pracowni linorytu- prawdopodobnie wezmę sobie ją obok animacji jako dodatkową w przyszłym semestrze- chyba, że czas na dziobanie metalowych matryc zabierze mi najwięcej czasu.

We will see...



Wraz z Kurakiem postanowiliśmy troszkę reformować naszą wiedzę-  w ramach wolnych wieczorów i okienek chodzić na wykłady i sympozja z zakresu artystycznego, które odbywają się w muzeach i innych instytucjach. Również mamy w planach zapisać się jako wolni słuchacze na wykłady.

Po wczorajszym wykładzie w Muzeum Narodowym dotyczącym malarstwa Turnera oczami krytyków, na piwie wraz z Kurką stwierdziliśmy, że ostatnio bujamy się na podobnym wózku...
oraz po raz kolejny uświadomiliśmy sobie fakt, ze nasze poznanie się na akademii to nie tylko czysty przypadek- zbyt dużo nas łączy- łącznie z burzliwa przeszłością i burzliwymi relacjami- czytaj dostawianie w dupę za nadmierne emocje, którymi najchętniej się pomiata i zamiata- czy po prostu wykorzystuje, poprzez nadmierną naiwność i ufność...
Wyciąganie swych ośmiorniczych macek do ludzi (cytat dedykowany od Doro, która pięknie się mną opiekuje na prywacie), w nadmiernej ilości bo nie tylko 8 sztuk, ale 800 czasem przyprawie o odcięcie jednej, drugiej, trzeciej- co niestety boli- mimo, że człowiek się nauczył nie dać tego poznać po sobie ;]
w końcu pracowało się na to przez swoje całe życie- czyż nie tak?


Po zajęciach w warsztacie, na pożegnaniu Maszkowym w pracy, padła debata... 
Siedząc przy barze (moje stałe krzesełko zarezerwowane) klienci ino kręcili nosem, podciągajac głośno swoje smarki- na co z grzecznym uśmiechem odpowiadałem- ,,Tak, tak- to ja... śmierdzę naftą, benzyną i jestem po pachę brudny... sorki" ;]

Zatem szybciej niż myślałem stałem się tematem nr jeden na cały bar...
Maszka podczas zbierania kufli słyszała jak stoliki debatują na temat ślicznego chłopaka w niebieskim sweterku i kolorowych skarpetkach siedzącym i chichrającym się w niebo głosy jak foka przy barze- ,,czy śmierdzę czy specyficznie pachnę"...
Chłopak kupujący piwo, ładnie mi to rozłożył na czynnik pierwszy zapraszając do siebie do stolika- mówiąc że grafika warsztatowa wszytko tłumaczy, natomiast inne dziewczę stwierdziło, że z chęcią pójdzie ze mną potańczyć o_O pomagając zabierać brudne kufle, stolik okrzyknął- ,,oooo nasz kolega!!!" czyli czas najwyższy trzeba było się zbierać z tego miejsca...

..Brawo Marianek...!" okrzyknęła Maszka klaszcząc w dłonie śpiewając Pana Zenka ;]

Obiecuje, że jutrem zabierając w tany Anetę, będę pięknie pachniał...
bo inaczej się nie odgonię... 
od psycholi...

tym bardziej, że na siłę chciałem zatrzymać melancholijny stan- z wariatami się jednak nie da...

zatem dedykacja jak najbardziej trafiona- dziś pytam sam siebie...



a pocałowana Żaba w Księcia się nie zamieniła... 
dziwne bajki...

a co do Żaby Raby... 
Przesłała mi wczoraj ciekawy film, który nie omieszkam się obejrzeć ;]

no i na zakończenie preludium Dagowe ;]
tym razem w wersji Pin-Up...


 ,,Daga"

szkic
akryl na dykcie
100x70

czyli kolejny szybciak- w wersji B&W

(powyżej światło dzienne, poniżej światło nocne)


Daga stwierdziła, że się marnuje pozwalając by mi łóżko stygło...
a tym bardziej mając coś takiego jak Termofor!
WSTYD (podobno) ;]

Kurka natomiast porównała do Szopa...
który potrafi w ciągu godów przejść 300km i wrócić z powrotem ;P


kobiety...
eh

poniedziałek, 28 listopada 2011

Jackass...


Rozhasana małpa na (dosłownym) Jackass'ie...
(nie hasie)

czyli w całym tym surrealnym rollercoasterze...

...ja już nic nie wiem...

o_O


jak się odnajdę... 
to odnajdę & zaległe candy'zowanie...




P.S.
Toruń dla Rabki :*


Żabka dla Żabki :*


życzę sobie miłej zacierki i wyskakiwania niczym surykatka z czarnej d...

piątek, 25 listopada 2011

Ofelion... Akwatinta & Mezzotinta...



,,Ofelion...'
part 1

akwatinta & mezzotinta

50x70

Prawdopodobnie jest to ostateczna rycina tego Ofeliona (wcześniejsze odbitki tu)- dzisiejszy dzień przyniósł wiele chwiania matrycy, co w końcu przyniosło zadowalający efekt- może nie upragniony, ale lepszy od poprzednich (których znowu w ciul nadrukowałem)... 
Mimo, że proporcje twarzy zostały pogubione- ale może nawet i dobrze- przyszedł efekt rozpadu i zniekształcenia ciała;]

Teraz czas zabrać się za profil w tej samej technice- który również pojawił się jako preludium w formie rysunkowej i malarskiej ( nie udanej dość).




Tutaj odbicie matrycy w kącie 180' na wcześniejszej rycinie, czyli został kolażowo i laserunkowo połączony obraz w jedno- a tak w ramach uciekającego czasu na zajęciach (nowe blach na matryce nie przyjechały, wiec po ukończonym chwianiu nie miałem co nowego dziobać- padły nam piece do nagrzewania blach i nakładania farby drukarskiej, co niestety groziło zakończeniem zajęć nim się jeszcze zaczęły, ale sytuacja została dość prędko opanowana)

a poniżej kolejny kolaż z nałożeniem dwóch odbitek na siebie- tym razem Ofeliona z Dusty :D
just for fun...
ale spodobał się najbardziej profesurze- nakłaniając do kolejnych odbitek na tej rycinie ;]
czyli oprócz dziobania, czas też na zabawę ;)
ktoś chce świniaka?



jakoś zdjęć piszczy- ale mój aparat również piszczy...
wraz ze mną, gdy nie mogę wyjść z kuchni i lodówki!
Kolejny wieczór gotowania :)
Ale tłumacze sobie to faktem, biegania nocą prosto po zajęciach- wyrzucając z siebie toksyny benzyny, nafty i innych pachnideł ;]
a może to przez namiętnego buziaka na powitanie od Kurki, który zadziałał na mnie że ho ho ho- nie widzieliśmy się zaledwie tydzień ;P

Zainstalowałem sobie Skype'a- o matkoś! Co za wyprawa- trochę techniki i człowiek się gubi...
miło było zobaczyć facjatę Cypiska i głosik zza kamerki
(który wiernie obserwuje blogaska zza granicy, cytując później moje słowa- czytaj ślinotok)

pozdrowionka Bracik :) 
wracaj już!

znów na Jego powrót szykuje ukończony obraz- który był już zapowiadany i we fragmencie (zielonym) ukazany ;]
ale ciiiiiiiichosza

moich poszukiwań ciąg dalszy- czas stanąć na równe nogi:





prawdopodobnie również jutrem mała niespodzianka :)

czwartek, 24 listopada 2011

,,Bewaling..." preludium


,,Bewaling..."

preludium

ołówek + czarny akryl na kartonie
100x70

Pierwsza próba (powstała na wakacjach- stąd szkic już brudny i poniszczony) zmierzenia się z małym pastiszem, który chyba idealnie wpasował się w dzisiejszy temat- a przynajmniej z moim pożegnalnym wpisem (gdzie owy szkic, oraz inne szybciaki) na hds'owym poletku... 
łezka znów mi się kręci- bo są to decyzję, które ciągle nie są dla mnie pewne- czy tak powinno się na prawdę stać- na pewno bezpieczniej ale czy lepiej?...

Temat również będzie idealnym zwieńczeniem naszej Ham&Kid'owej  kooperacji- dlatego może najpierw olej ,,Ecce HaMo", później ,,Pieta"- szkice, rysunki, obraz (gdzie to ja umieram)-  a później ,,Opłakiwanie" (nad rozlanym mlekiem)...
ale w sumie smutki zostały już zatopione ;]

zatem taka będzie kolejność wspólnych obrazów

(powiadałem tez, że powstanie również zmiana ról w ,,Descent into Hades"?- czyli part 2)

dziwne- jakbym w obrazach przeczuwał tego co się wydarzy o_O



Możliwe, że powstanie drugi, taki sam szkic, z ujęciem wielkich stóp-
zastanawiam się na kolażem- doklejenie w perspektywie ich na pierwszym planie...

oczywiście  w wersji realistycznej- ołówkowej, bez akrylu pojawię się u boku również ja- z racji, że w prawdziwym obrazie, Chrystus ma głowę skierowana w drugą stronę, ja jako opłakujący pojawię się z prawej strony... czyli lustrzane odbicie jak w oryginale- choć nie wykluczam szkicu, który będzie w tej samej kompozycji...



Mam za sobą szaleństwa kulinarne (co za radocha zjeść coś porządnego) i datę pierwszego przeglądu na ASP- 5-8 grudnia... Można już mi krzyżyk na drogę stawiać, bo jak na razie jestem w lesie...
Dziewczęta zapowiedziały na mikołajki (plakat), bym coś dobrego ugotował, a przynajmniej muffinki upiekł... nie wykluczam- może przez żołądek dojdziemy do serca profesora ;]
a jak się okaże że jest mięsożerny???

muzycznie:


Pink Friday/ Black Friday


 Przyszedł czas na mnie i na mój pożegnalny wpis na tym blogu. 
O rozpadzie naszej działalności, mogliście wyczytać najpierw u mnie w ,,Hasajacym...", no i w późniejszych wpisach- czy tu czy tam...
W zeszłym tygodniu starałem się coś naskrobać, ale wszystko było dla mnie zbyt świeże by wyrzucić to w eter publiczny, a na pewno zostałoby to ocenzurowany w jakiś tam sposób przez samego hds'a- bo język to ja mam długi, a emocje i słowa ,,chwilami" nieokiełznane.
Jak już kilka razy sam wspomniał, że nie ważne dlaczego, po co, jak- ale jednak ciągle wspominał i wspomina- i chyba to jest bardzo dotykające, ponieważ nie ułatwia to (przynajmniej mi) tego faktu... 
Stało się i decyzja zapadła w spokojnej (melancholijnej i dość smutnej), długiej rozmowie- mimo, że przez cały tydzień drążyliśmy ten temat pod jednym dachem. Jednak wytwór naszej relacji, nie pozwolił nam na zerwaniu ze sobą kontaktu całkowicie- we wrogim nastroju- jest to chyba niemożliwe- pozytyw vs pozytyw. Wiele z Was bacznie obserwowało naszą HamKid'ową kooperacje, czekając jaki skutek i owoce przyniesie ta znajomość oprócz rysunków i obrazów, która chwilami kipiała dwuznacznymi stwierdzeniami, dając czytelnikowi do myślenia, (a na pewno do tego fantazyjnego).


Nasze pierwsze kooperacyjne (wspólne, uwiecznione zdjęcie)- zatem mamy prędszy koniec, niż początek...

Nie raz wspomniałem, jak ważna dla mnie była ta relacja- połączona nie tylko z artystycznymi dokonaniami, ale przede wszystkim z przyjacielską, partnerska relacją, która podniosła mnie na nogi w okresie kiedy tego potrzebowałem, znajdując kawał pozytywnej energii, wsparcia, która dała się poznać również z innej strony- tej prawdziwej- bliskiej- ciepłej- namacalnej- dojrzałej- którą na łamach Pinka starłem się krok po kroku, kawałek po kawałeczku, doznaniem za doznaniem przedstawić (odkrywając prawdziwa twarz hds'a), mimo, że w sposób bardzo infantylny- by nie zakłócić sposobu prowadzenia tego bloga- czyli dystans, śmiech, subiektywne, czasami uszczypliwe i zaczepkowe oko szpilkowe.






gdzie pojawiał się Freak- tam pojawiałem się ja- i działało to na odwrót...

akceptacja, szacunek, współpraca, szczerość i wolność-
to sobie chcieliśmy dać...

Dzięki Freak'owi zacząłem inaczej patrzeć na swoje prace, na to co mogę zrobić i zdziałać... Uwierzyłem dzięki Niemu, że mam potencjał, ze mogę coś więcej wycisnąć, mimo, że wielu nie wierzyło... Podsycał atmosferę, motywował, stawiał do pionu, opierdolił  kiedy trzeba, że leże ptakiem do góry, rzucał pomysłami i nigdy nie wyraził sprzeciwu do żadnego projektu, ewentualnie go urozmaicając dając wiele od siebie- dlatego powstał HamKid- ponieważ była to działalność wspólna, która dopiero teraz zacznie ujawniać materiały, nad którymi pracowaliśmy całe wakacje i nie tylko.





Lubiłem tutaj pisywać i chyba będzie mi tego brakowało- tym wpisem również tracimy wgląd do naszych blogów, tracąc statusy członków bloga- czyli wszystko wraca do normy- jak z przed kilku miesięcy- gdzie zaczęliśmy po raz pierwszy (tu i u mnie) robić zamieszanie swoimi osobami. Ale czy wszystko będzie wyglądało tak samo? Tak jak było wcześniej? Czas wszystko wyjawi.
Jednak w głębi serducha czuje, że nasze drogi prędzej czy później jeszcze się zejdą- mimo, że chyba tylko ja jeszcze mam jakąś iskrę nadziei co do tej kooperacji... Nigdy nie mówię nigdy, a tym bardziej nie tracę nadziei w ,,coś" co smakuje ,,ponad".







Jeszcze raz dziękuje, że chcieliście czytać moje emocjonalne wywody i infantylne wpisy :)
było to ciekawe i miłe doświadczenie.

Dzisiaj zostawiłem dla Was szkice, które wcześniej nie były nigdzie publikowane (jest ich jeszcze więcej- szybciaki naprędce (min. do ,,Descent Into Hades...")  oraz początkowe preludia do ,,Piety..." & ,,Bewaling..."), miało ukazać się również Candy, które Freak wygrał, co dało początek naszej prywaty- ale stwierdziłem, że uczynię to na swoim poletku w poniedziałek, wraz z drugim obrazem, który wygrała również Agul- by było fair wobec Niej....

muzycznie miała być inna dedykacja muzyczna, będąca kontrą dla ,,Bad Romance", ale stwierdziłem, że to nie w moim stylu...

zatem niech moja emocjonalność, emocjonalnością zostanie- a Jednak hds, był dla mnie niczym mój prywatny ,,Bodyguard"...




pozdrawiam jak zawsze ciepło

K.I.M.

P.S.
...zawsze wolał się witać, niż żegnać...
uroniłem łezkę pisząc ten wpis...

środa, 23 listopada 2011

Brain flash

Mózg mi ostatnio paruje od nadmiaru pomysłów i energii.
Dziwne to bardzo, bo zazwyczaj w tym okresie popadam w zimowy letarg.
Już sobie nawet pomyślałem, że na imprezę sylwestrową ubiorę takie cacko na łeb, na szczęście okazało się, że mam wtedy nocny dyżur w pracy ;DDD
Pozostaje wypalanie mózgownicy przełożyć na karnawał ;)

Tymczasem dam sobie prawicę uciąć, że pewna złośliwa małpa, specjalnie pogrywa na mych rozedrganych nerwach ;]
Dopiero co nasz rozwód stał się faktem, a ten skurkowaniec śmiga piętnastominutowe szkice a la Miszczu Gregory i tak od niechcenia wspomina, że rysunkowa fabuła jest jego cichym marzeniem.
Jak tak dalej pójdzie, to jeszcze będę się musiał z paskudą przeprosić ;/

Do tego kobitka, która zazwyczaj robi szydełkowe zwierzaki, nagle również przejawia komiksowe ciągoty.

Życie chyba nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać ;DDD

wtorek, 22 listopada 2011

,,Ofelion..." szkic malarski...




,,Ofelion..."
podmalówka olejna wykończona akrylem
na dykcie

100x70

czyli kolejny szkic, tym razem w kolorze ;]

ostateczny szkic akrylowy powstał w niecałą godzinę- podmalówka olejna została zrobiona jakiś czas temu, ogarniając ino plamy barwne...

czarno biały szkic o wiele lepiej mi się podoba, jednak przy oględzinach tego tematu, zastosowałem chyba wszystkie możliwe media...

kolor nie jest moją najmocniejszą stroną i chyba nigdy nie będzie- luźniej się czuje w balansowaniu miedzy bielą a czernią... 
dlatego może wstyd jest mi pokazać obrazy, które powstały na wakacjach czy nawet i wcześniej...
patrząc na dokonania młodych artystów (malarzy) ciągle jest we mnie mało wiary co do pracy na płótnie, nie daje z siebie tyle ile bym chciał, przez co zniwelowałem obrazy malarskie do minimum- mimo że zaległe nadal kwiczą i piszczą...

a ja ciągle boje się kompromitacji i krytyki...




 Zacząłem walczyć z przesileniem jesiennym, które od wczoraj zaczęło nieuchronnie i mnie dotykać- ale ruch/bieg na świeżym powietrzu prędko rozwiewa melancholijne, nadciągające jak burza myśli...
Nie daje się tak łatwo myślami o porażkach, niedołężnej i żmudnej pracy nad projektami z plakatu i fotografii (idzie mi to jak krew z nosa na studiach- jednak co manual to manual)  czy tego czy w tym miesiącu będę miał co do gara włożyć, a tym bardziej zapłacić za kolejny semestr studiów ;]

zima prędko nadchodzi, co odczuwam wzrastającym apetytem i nieprzespanymi nocami- dziobanie- i zawalaniem wstawania rano- jak i wczoraj tak i dziś przespałem poranne zajęcia...

bo ciepłe łóżko... to ciepłe łóżko ;]



 Obecny Ofelion, będzie równocześnie drugą odsłoną tryptyku w grafice warsztatowej, prawdopodobnie jutrem zakończę pracę nad starą matrycą, i zacznę dziobać kolejną...
tym razem wezmę blachę na swe włości (po całym etapie akwatinty- czytaj kwaszenia), by przyśpieszyć pracę nad tryptykiem i doszlifować go do perfekcji mezzotintą...


 Od kilku nocy (a raczej poranków) nawiedzają mnie sny powrotu cypisowego zza granicy :)
kiedy wchodzi z tobołkami do domu, stoi w drzwiach, siedzimy przy stole jedząc śniadanie czy leżąc w łóżku rozmawiając i radując się swoją obecnością :)

stęskniłem się za dzieciakiem :)

już psychicznie przygotowuje się na jego okrzyk- JAK TU ŚMIERDZI FARBAMIIIII I TERPENTYNĄ!!!

więc jako domownicy doszliśmy do wniosku, że dostane znów swoją izolatkę ;]



 Daga- Cypisówka (dumna z rzemieślniczej pracy) wlazła mi w kadr, podczas gdy sama w pośpiechu (jak zwykle spóźniona) wybierała się na biznesowe spotkanie ;]



muzycznie nadal siedzę w latach 80' ;]



zatem dzisiejszy wieczór sponsoruje Whitney ;]

poniedziałek, 21 listopada 2011

Dusty Cover

Po moim pożegnalnym wpisie na kimonkowym blogu, wielu z czytelników obydwu blogów mogło wysnuć błędne wnioski, że od teraz definitywny koniec i jesteśmy wrogami do końca naszych dni.
Owszem spotkaliśmy się i po długich obradach ustaliliśmy linię demarkacyjną, a każdy z nas pewnie wyszedł z tej konfrontacji bardziej lub mniej poraniony.
Jak już wtedy napisałem, nie będę pisał o przyczynach załamania, ponieważ blog nie jest miejscem do tego rodzaju zwierzeń, a poza tym co Was to obchodzi.
Natomiast niezaprzeczalny fakt jest taki, że kooperacja HamKid, która zakiełkowała późną wiosną, natomiast latem otrzymała oficjalną nazwę, dopiero teraz będzie rodziła owoce, gdyż powstała olbrzymia ilość materiału, którego Kimon nie zdążył wcześniej opublikować.
Do tego zostało drugie tyle niezrealizowanych pomysłów ;]

Na otarcie łez, otrzymałem od Mariana kilka wspólnych chrabąszczy, a jednym z nich postanowiłem wczoraj się zabawić.
Gdy zobaczyłem szkic po raz pierwszy, moje skojarzenie było jednoznaczne. 
Dusty jest chyba jedynym kimonkowym chrabąszczem, eksplorowanym na kilka różnych sposobów.
Najpierw zawisł na pierwszej wystawie.
Następnie został wykorzystany jako materiał do pierwszej małpiej grafiki warsztatowej, której pierwsze trzy, sygnowane egzemplarze trafiły w dobre ręce.
Później stał się inspiracją do powstania rzeźby
Czas na kolejną (kiczowatą) odsłonę...
DUSTY COVER
Kilka lat temu, otrzymałem jeden z najpiękniejszych prezentów. Był nim trudno dostępny zbiór okładek, stworzonych przez Dave'a McKean'a, do znanej serii komiksowej, zatytuowany  "Sandman Dust Covers". Każda okładka to prawdziwe dzieło sztuki, zatem lekturę kolejnego odcinka, zaczynałem od dość długiego podziwiania pięknych kolaży.

Podczas letnich warsztatów w Łańcucie, po raz pierwszy miałem okazję złocić przedmioty, które zupełnie przypadkowo okazały się przydatne do wykorzystania w poniższym projekcie.
Jednak główną rolę zagrało półtora litra piasku, przywiezionego przez mojego współlokatora z wycieczki do Egiptu.
Jedyną zmienną było światło.
Wystąpili:
szkic "Dusty" 50x70 (ołówek na kartonie + czarny akryl);
1,5 litra saharyjskiego piasku;
prawa chelipeda Carcinus aestuarii, częściowo złocona 24 karatowym złotem;
muszla Haliotis tuberculata lamellosa, złocona z zewnątrz 24 karatowym złotem;
dwa usychające liście Monstera deliciosa;
dwa uschnięte liście Syngonium podophyllum;
światło: 1. dzienne, sztuczne - 2. lampka nocna i 3. lampa błyskowa;
muzyka:
Jak mówią członkowie zespołu, utwór ten powstał po lekturze jednego z odcinków Sandmana.

Pamiętam, że będąc dzieckiem, teledysk ten obok majkelowego Thrillera, mocno działał na moją wyobraźnię.
Pomarszczony dziadek sypiący piasek, wijące się węże, topienie, upadek z wysokości, ucieczka przed rozpędzoną ciężarówką...
Brrrrrrrr....
Now I lay me down to sleep
Pray the Lord my soul to keep
If I die before I wake
Pray the Lord my soul to take

niedziela, 20 listopada 2011

,,Ofelion..." Maszka & Pan Weider


 ,,Ofelion..."

szkic roboczy- poglądowy

akryl na dykcie
100x70

czyli pracy nad projektem ciąg dalszy...

praca długa, żmudna i męcząca- ale jest to proces nieunikniony w trawieniu tego tematu...
bardzo spodobał mi się fakt, że szkic równie dobrze wygląda w pionie :)





Dziś z Dagą zrealizowaliśmy wstępne przymiarki do nadchodzących chrabąszczy, Jej bariera co do swojego wizerunku pękła jak bańka mydlana :)
będzie to miła konfrontacja- Cypis & Cypisówka :)
są do siebie bardzo podobni, co za tym idzie, będzie to miłe połączenie ich rysunków czy obrazów obok siebie...
Jak Cypisior powróci zza granic państwa- za tygodni kilka- stęskniłem się za dziecięciem-doprowadzę do sportretowania tych dwóch twarzyczek na jednym płótnie w dość symbolicznej (i nawet przebąkiwałem o tym) stylistyce :)

 Mimo, że niedawno coś pod nosem burczałem, że dostałem propozycje wystawy i odrzuciłem to na drugi plan z racji, że nie czuje się na siłach wychodzenia z chrabąszczami, to zostałem znów mile zaskoczony wiadomościami :) 
tym razem chyba jednak się skuszę...
prawdopodobnie przełom stycznia i lutego- ale jeszcze nie będę pisał o szczegółach, bo ciągle niepewność we mnie jest...
założyłem sobie, że kolejną wystawą będzie pokazanie szerszemu gronu duetu ,,Ham&Kid"- naszych prac, projektów, pokazanie samych siebie itd. itp., ale w tym wypadku nie wiem czy jest to dobry pomysł, tym bardziej, że wiele planów się pokrzyżowało... 
a może byłoby to pożegnalnym zwieńczeniem naszej miłej i niezapomnianej przygody, współpracy i różnorakich doznań?

ale to nie tylko ode mnie zależy :)

w planach wiszą również ciekawe przedsięwzięcia- więc nadchodzący nowy 2012 rok zapowiada się dosyć intensywnie :) co oczywiście mnie bardzo cieszy-
czyli jednym słowem zacierka ;P




Doszliśmy dziś z Maszką do wniosku, że moje porażki chyba nie tylko dotyczą mojej ciemnej karnacji (,,Marian- nie wychodzi ci to bo jesteś... czarny"), ponieważ obydwoje popełniamy te same gafy, jadąc na tym samym wózku...
dziś przewertowaliśmy wszystkie zdjęcia od początku naszej znajomości, która prędko przerodziła się w piękną przyjaźń- to tak jakby wsadzić mnie do kobiecego ciała :)
zobaczyliśmy jak się zmieniliśmy (charakternie i wizualnie) przez te dobrych parę lat...
a nasze szalone filmiki...

 będziemy mieli czym karmić maszkowe dziecięcia ;>

zatem zrobiliśmy sobie amokową od śmiechu podróż do przeszłości- nie obyło się tez bez emocjonalnych i melancholijnych rozważań ;]







Ostatnie chwilę, również utwierdziły mnie w fakcie, że jestem nieatrakcyjnym i fuj fuj człowiekiem- czas podążyć w pracy nad samoakceptacją o krok dalej...
(jest to temat, którego nie można ze mną poruszać...)

Biegam już bardzo bardzo długo, moja talia się zmieniła, stałem się bardziej smukły i wytrzymały... 
a nogi w porównaniu do całego ciała wyglądają w udach jak belki...
oprócz codziennych (no prawie), lekkich biegów (8-10km) i ćwiczeń, staram się raz w tygodniu dać sobie w kość w półmaratonie- czyli w treningu trasę podwoić- czyli ponad 20 km...
czuje się lepiej, fakt...

ale to za mało...

dlatego od dziś (po kolejnym biegu) postanowiłem sprawdzić się w ,,Szóstce  Weidera" ;]
niby za 42 dni mam wyglądać  troszkę lepiej... 
wega tryb funkcjonowania zostaje podwojona o jajko (nie jadam za często) i więcej nabiału...
we will see...

zatem jak podali w ,,instrukcji", można dla porównania zrobić sobie zdjęcia ,,przed" i ,,po"


zatem jest ,,przed"...
za 42 dni ukaże co ze mnie wylazło ;]

muzycznie nadal siedzę w latach 80' ;]
może naszym (Maszkowym) szlagierem jest inny kawałek, ale dziś pod wpływem bardzo spokojnego dnia, porywam się cichutko z ołówkiem do kącika :)