Pokazywanie postów oznaczonych etykietą preludium. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą preludium. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 czerwca 2012

VariArt: ,,Ofelion..." & ,,Odrzuceni"...


Dziś kolejny raz moim oczom (jeszcze zaklejonym) ukazała się miła niespodzianka :)
Na portalu Various Art Gallery (związanym z Galerią ArtPub), kolejny raz (bodajże 4?) został wyróżniony Kimuszkowy Chrabąszcz Miodowy- tym razem padło na całościowy tryptyk ,,Ofeliona..." w akwatincie :) 

Są to bardzo sympatyczne doznania i momenty- skromne, delikatne, ale jak najbardziej miłe :)


Dziękuje Dominice (bo do tej pory zawsze Ona z całej redakcji, jakoś wyciągała moje chwasty), która wiernie mi ,,kibicuje" w pogoni za tworzywem i materią, jaką jest grafika :)



tryptyk
akwatinta
3 x 100x70
(300x70)

Skoro jesteśmy w klimacie portalu Vari Art, muszę jeszcze przebąknąć kilka słów na temat Pozornych Garniturów- a raczej Garnituru z Pozorów ;]




Krzysiu Schodowski (autor powyższego szkicu), którego twórczość miałem przyjemność jakiś czas temu poznać, właśnie na wyżej wymienionym portalu (nie będę ukrywał, ze zakochałem się w Jego grafikach od pierwszego wejrzenia) zabiera się za zacny ,,Projekt- Odrzuceni"...

Szczerze gratuluje i osobiście trzymam kciuka (i nie tylko kciuka) nie mogąc doczekać się efektu finalnego- mając nadzieje, że charakterystyczna i emocjonalna kreska, zamknięta w czerni, będą górowały w całościowym zeszycie- czuje w kościach, że będzie to pozycja, do której będę powracał z wielkim wiadrem inspiracji :) 

Can't Wait!!!

(a osobiście zachęcam do obserwacji Jego bloga)


:) 



P.S.
Kiedy rysownik/ grafik/ ilustrator zabiera się świadomie za komiks, jest to dla mnie utwierdzenie, że ukazywanie narracji artystycznej, zaczyna nabierać ciągle swojego wyrazu, a ,,nowi" artyści, zaczynają wkładać swoją dłoń w tą materię :)

Chciałbym by rysunek i grafika, nie były ciągle w cieniu malarstwa...
Dlatego zawsze będę wierny tuszakowym twórcom ;P

P.S.2

Powodzenia Krzyś :)

czwartek, 14 czerwca 2012

Mothman...


Mimo, że mieszkałem swego czasu w samym sercu lasu (Ustrzyki, Kwaszenina- do 8 roku życia) oraz dorastałem na obrzeżach miast, na osiedlach wojskowych również umiejscowionych w zielonym terenie w specyficznej autonomii (Sanok do lat 16), po malowniczy Przemyśl, to dopiero teraz, gdy jestem w Krakowie nawiedzają mnie nocne stwory- o których zdarzyło mi się już napisać... Mimo, że nocne życie prowadziłem od zawsze...
Wczorajsza wizyta o 2 nad ranem jednak przeszła moje najśmielsze oczekiwania...
Miałem przyjemność ugościć Laothoe Populi...

Piękne zjawisko- w pierwszym momencie, gdy motyl zaczął trzepotać za szybą, pomyślałem, że to mały wróbel, bądź nietoperz...

Został zaproszony do wewnątrz, znajdując swój... dom?



,,...Ćmy często kojarzono ze śmiercią. Postrzegano je jako śmiertelny zwiastun - np. kiedy ćma wleci do domu i zgasi płomień świecy lub gdy przyleci do człowieka w śnie, jawiąc się jako ciemna kobieta, która pragnie odebrać mu życie.
Ćmy symbolizowały zarówno zbłąkane dusze (Słowianie i Grecy), jak i te zbawione, które odwiedzają ziemię przybierając piękną formę ćmy, która daje im swobodę. Także dusze żyjących przybierały tę postać, gdy opuszczały swoje śpiące ciała.
Ta symbolika śmierci wiąże się oczywiście z nocnym trybem życia większości ciem oraz ich związkiem ze światłem księżyca, ze świecą, czy w ogóle z ogniem, w którym często giną.

Indianie Ameryki Północnej przyglądali się ćmom pod innym kątem. Widzieli ich chaotyczny lot i gwałtowne zmiany jego kierunku, niepohamowany pęd do ognia. Ćmy kojarzyły się im z szaleńczą zabawą w rytm melodii, której ludzie nie mogą usłyszeć. I w ten sposób symbolika ćmy została poszerzona o aspekt chaosu.

W wielu krajach (Serbia, Chorwacja, Czechy) wierzono również, że pod postacią ćmy kryją się wiedźmy - ćma jest synonimem mądrości i strażniczką wiedzy tajemnej, symbolizuje łącznika między światem żywych i zmarłych, a więc i znajomość innych światów, w tym zaświatów.
Dla Słowian natomiast ćmy były błądzącymi duszami,  pod ich formą mogły się ukrywać zmory, jednak widziano w nich również symbol mądrości..."

(źródło)
O symbolice ćmy i jego podopiecznych, można przeczytać również tu, która też jakoś wewnętrznie do mnie przemawia ;]


Odkąd zaczęły odwiedzać mnie nocą ćmy, powróciłem również myślami do wiedzy, a raczej zainteresowań, którymi od małego dzieciaka karmił mnie ojciec...
Od małego miałem wpajaną rzeczywistość innych światów- w wymiarze przede wszystkim duchowym, przenikaniem się niewytłumaczalnych przez naukę zjawisk, obecność duchów, sił, energii, mar oraz świata, którego dotknąć nie można.
Babcia od strony Ojca, była silnie związana z czynnikami, które nie da się rozumowo wytłumaczyć- dlatego chyba nie ma takiej siły, która mogłaby mnie wprawić o zdumienie.

Ale na ten temat, powinien pojawić się odrębny post na tym blogu- ponieważ nie raz miałem przyjemność doświadczyć ,,innych" doznań i poznać ludzi, których można nazwać ,,nietuzinkowymi" w swej istocie duchowej i wymiarowej- uważam, że jest to pewien rodzaj zaszczytu jaki mnie dotknął przez los.

Ale mniejsza o to.

Książki Victora Farkasa w domu były codziennością- i były to pozycje, na których uczyłem się czytać- oraz inne zbiory, których po prostu już nie pamiętam. Ojciec mimo odznaczeń wojskowych, rzucił oficjalny mundur, na rzecz freelance work (obrazy na zamówienia, dorabianie na fuszkach itd)- chyba charakterek mam po nim w sposobie funkcjonowania. Jednak jego pasją było pochłanianie wielkich ilości książek w każdej możliwej dziedzinie- w szczególności filozofii oraz niewytłumaczalnych zjawisk- był po prostu molem...
Książki były na każdym możliwym metrze kwadratowym mieszkania.


Kiedy dzieci były zafascynowane Dragonball'em, Power Ranger'sami czy innymi dzikimi bąkami, o których nie miałem wtedy jeszcze pojęcia- ja wypatrywałem się wieczorami zza okno (również to wpoił we mnie ojciec- siedzenie po nocach), w poszukiwaniu mojej ulubionej, intrygującej postaci z owych książek...
Gdy byłem już nieco starszy, a mieszkałem już wtedy w mieście, do kin w 2002 roku, wszedł film ,,Przepowiednia" oparta na faktach autentycznych relacji z Wirginii Zachodniej, dotycząca właśnie wyżej wspomnianego ,,Człowieka Ćmy...". 
Z sentymentu wobec Ojca (nazywanie go żartobliwie ,,Człowiekiem Molem"), oraz dziecięcych pobudek, udałem się do kina...
Później zainteresowanie opadło i zostało obecnie przytłoczone zupełnie innym wymiarem rzeczywistości, poszukiwań oraz pasji- skupiając się na strefach wewnętrznych, duchowych, odkrywania sfer ,,ponad" w wymiarze człowieczym, psychologicznym i seksualnym.


Mój wczorajszy gość był ostatnią częścią zagadki- układanki, a raczej homo projektu, który od dłuższego czasu klarował się w stworzeniu, którego głównym inicjatorem był mój współlokator (Arthi), udostępniając swoje ciało.
Poszukując osobowości i twarzy do nowych chrabąszczy, które muszę ,,czuć" (nie bawiąc się już w kooperacje), pojawiają się nowe koncepcje, które ciągle dojrzewają, czekając na czynnik zewnętrzny by mogły ulecieć... Wszystkiego nagle tyle przybywa...
A potrzeba wyzwalania się w obrazie jest jeszcze większa.

Mothman stał się inicjatorem do chyba najbardziej przesiąkniętego symboliką chrabąszcza- który jak w przypadku Wojownika- sprawia, że w niego wsiąkam od najbardziej skrajnych doznać, strachów, bólów i emocji...


Minuta za minutą wpatrywałem się w Motyla...
Piękny... Po prostu piękny...

Jednak musiałem swojego wczorajszego gościa, wyprosić dość prędko...
Zwabiony światem, musiał powrócić na łono, bym nie przyczynił się do jego śmierci...

Mimo, że pokusa przywłaszczenia sobie takiego partnera do nocnych chrabąszczy, była bardzo mocna...



P.S,
Jestem przebiegłą Czarną Mambą...
W konspiracji z Jadowitą Żmiją ;]
look out!

P.S.2
Czy tym razem młody Padawan przerośnie mistrza?

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Into The Wild- Return... Part 1


idziemy przez ,,chaszcze"...


dochodzimy do otwartego sadu...


mijamy komórkę z drewnem na opał...


no i jesteśmy...



List do...
(fragmenty)

,,[...] Jest to dziwny czas... Dziwny okres w 24 letnim rozdziale- burzliwym jak sama wiesz...
Dopiero teraz infantylne klapki z oczu mi spadły- był i nadal jest to błogosławiony czas umierania wewnętrznego, pysznego, niezrozumiałego, bolącego i niekończącej się konfrontacji z przeszłością i swoimi emocjami- ciągle się w tym babram zastanawiając się po co- nie wyciągam wniosków...
Przyszła siła, jednak nie smakuje obecnie jak do tej pory (pełna hasu i pląs, naganiana tylko emocjami z zewnątrz i własnymi odczuciami), ale przyszło coś głębszego- nie umiem tego nazwać. Czuje się niesamowicie spokojny, ,,wychill'owany" i... nigdzie mi się już nie śpieszy... 
Nagle wszystko (mimo nadmiaru pracy i niekontrolowanych zdarzeń) jakoś paradoksalnie zwolniło. Karmione do tej pory ciało i dusza czynnikami z zewnątrz, nagle usiadły twardo na dupę- która do tej pory spadała, bo była twarda z racji serca miękkiego.
Zaczynam świadomie wybierać- nie na zasadzie gorącej wody- lecz z całą odpowiedzialnością słowa ,,wybór"- chciałbym by tak pozostało.
Ten wyjazd (mimo, że krótszy niż się spodziewałem- co to są dwa tygodnie?) był potrzebny- już odcinając fakt, że przez niego wiele namieszałem i zawaliłem, ale to są konsekwencje swoich wcześniejszych nieprzemyślanych decyzji- ciekawe jak długo zostanie mi przyklejona ta etykieta wrzątku i lodu?
Skonfrontowałem się z tym nieokiełzanym zwierzem z którym walczyłem- został oswojony, pokazał swoje inne oblicze.
W tym wszystkim ,,obrazowym" nazywaniu swoich emocji, ciemnych i jasnych stron (bo kto ich nie ma?), zauważyłem, ze oprócz rozdartego, dzikiego i przestraszonego zwierzaka oraz niepokornego, zbuntowanego i odważnego wojownika, posiadam w sobie... matkę (!).
Tak... matkę...
Matkę, która stawia mi bariery. 
Matka, którą sam dla siebie jestem zamykając się z troski w domu- teraz powoli pozwoliłem sobie na wyjście do ogrodu (Forma, komiks, wystawy, wolontariat, praca, świadomy powrót na studia), jednak nadal jestem za wysokim murem, który muszę w końcu przekroczyć i sam siebie z niego wypuścić, a raczej po prostu go otworzyć...
Jest to bardzo złożona historia, ale wole w taki sposób rozmawiać (ukazywać ją, nazywać- wojownikiem, zwierzęciem, matką) z tym co gdzieś mnie w duszy rozdziera...
i ten głód miłości... ten niezaspokojony głód miłości...
Na wyjeździe zobaczyłem, ze przez te lata stworzyłem sobie ,,Kimuszkowy Światek", w którym funkcjonuje- nie do końca realnie- nie do końca jest on prawdziwy- widzę jak bardzo mnie blokuje.
Przed wyjazdem do ,,lasu" bacznie obserwowałem co się dzieje, znaki (sraki), sygnały, co słyszę z drugich ust- zamieniłem się wtedy na te 2 tygodnie, w jedna wielką mackę czerpiąca informację... Pękło... Zrozumiałem... Obecnie już nic nie wiedząc... [...]

Mam nadzieję, że spotkamy się na tej obiecanej kawie- podwójnej ;] 


małpi wodopój...



Tak funkcjonowałem w błogiej samotności...
Bez prądu, bez światła, bez bieżącej wody...

Praca przy domku i nieogarniętych powierzchniach działki leśnej, w ramach za jego użytek...

 Szczerze?
Brakuje mi tego jak cholera :)

Jeszcze tam wrócę tego lata...





Jeszcze wiele słów padnie wobec tego wyjazdu i tego okresu- szczególnie samotnych nocy- ale póki co... wracam do dziobania komiksu, bo to mój ostatni zjadacz jakiegokolwiek postrzegania czasu ;]

C.D.N.



P.S.
Niebawem relacja z FORMY oraz konfrontacji- muszę ino ochłonąć z ciętym jęzorem ;]

P.S.2
W Krakowie w końcu zapachniało burzą :)

piątek, 8 czerwca 2012

Dochodzę...



 Szedłem...





no i... doszedłem...
a raczej doszliśmy...
obydwoje ;]

z jakim skutkiem?
czas przyniesie już niebawem...



Jednak mam(y) jeszcze... FORMĘ...




C.D.N.



wtorek, 5 czerwca 2012

Idę...



Dziobie... 

Tymczasem wychodzę, hasam, dreptam, idę...
Odziany w worek prochów serduszkowo- emocjonalno- uspokajających...




,,...Where have you been, all my life

I've been everywhere, man
Looking for someone
Someone who can please me
Love me all night long
I've been everywhere, man
Looking for you babe
Looking for you babe
Searching for you babe

Where have you been
Cause I never see you out
Are you hiding from me, yeah?
Somewhere in the crowd

Where have you been,
All my life, all my life..."

piątek, 24 lutego 2012

,,Shame..." Odliczanie... 1...


 Zatem odliczanie czas zakończyć...


 zapraszam wieczorem na poletko swoje...


 ...oraz Freak'a.


a Ja zbieram się prosto z warsztatu (mam małą kontuzję związaną ze stycznością z mocnym kwasem azotowym- stety niestety nie zeżarło mnie całego- zatem żyć jeszcze będę...) na seans filmowy- którego recenzja również pojawi się na hds'owym poletku :)


;)



środa, 22 lutego 2012

,,Shame..." Odliczanie... 2...


 Wczoraj oficjalnie rozpocząłem odliczanie (z krótką przypowieścią) do premiery ,,Shame" (obrazowo- filmowej), choć ,,Wstyd" się przyznać ominęła mnie poniedziałkiem krakowska pra-premiera ;/ dopiero dziś podczas moczenia dłoni w farbie drukarskiej, Kurka zrobiła yyyyyyyy ale to już było ;>
byłbym do przodu z tematem i nie musiałbym jak na szpilach oczekiwać seansu...
Ale, ale w piątek pomiędzy warsztatem a... warsztatem (czyli mały, dłuższy wyskok z pracowni o 13.50) zasiądziemy przed ekranem ;)
hell yeah!
Nie byłem wieki w kinie- więc tym bardziej będzie to dla mnie czysta przyjemność...

Czas uchylić kolejnego rąbka tajemnicy- tym razem padło na efekty podczas prac...

Powyżej warstwa akrylowa- poniżej nakładanie oleju.
Mała ciekawostka- pierwszy raz nie użyłem czerni w obrazie.
Szok!

Choć wiadome jest od dawna, że odrzuciło mnie totalnie od malarstwa ;)
więc sama praca na tak wielkim płótnem jest dość... dziwna i paradoksalna...


K.I.M. v.s. Shame
(150 + kapelusz vs. 250) 
mały, chudy (ale) byk jednak rady dał ;>

 i to nie było moje ostatnie słowo...



 Z racji dzisiejszego (pokornego) dnia- odsyłam na poletko hds'a ;)
By być w tym (i tamtym) temacie, również i ja ukażę grzeszne atrybuty (a fuj fuj), które były konieczne do powstania ,,Shame..."


 Proszę nie pytać w jakich warunkach powstawały te prędkie szkice wstępne (projektowe?) na zwykłych karteluszkach ;) buhah
choć ten kształt, już znacie z ,,Malinowego Sputnika"- jedynie z innej perspektywy ;P

(na śpiocha wszystko da się ogarnąć, szczególnie przed oficjalnym ,,powstaniem" z łóżka- może fotografii obiecałem nie robić (komentarze- klik)- ale kto zabronił mi szkicować? hem?)

a materiał się przydał ;P


a fu!


a be!


a tfu!


a yh!


muzycznie dziś znowu powrót do Walk OFF The Earth z kolejnym znakomitym coverem
(który obecnie doprowadza do odruchu wymiotnego)


ale warto to zobaczyć :)

wtorek, 21 lutego 2012

,,Shame..." Odliczanie... 3...


 Nigdy nie miałem smykałki do pomysłów projektowych, zawsze czekałem na impuls zewnętrzny by coś się ruszyło w jakiejkolwiek materii- czy to chrabąszczach, polu działania, pracy. Czekałem na popchnięcie- czasem nawet i ciągniecie za... nos, motywacje i wzbudzenia bodźca. 

Jeszcze w zeszłym roku, nigdy bym nie pomyślał, że po takich gówienkach jakie powstawały, coś może się nagle zmienić. Robiłem swoje dziabongi, bez większego ,,ugryzienia" tematu- budząc w sobie emocje (,,Autoportret przy świecy" czy tryptyk ,,Nic Więcej..."), działając jak zawsze pod wpływem doznania- hop siup- siadam i trzaskam sobie portret do świeczki- a co se będę spał (?)...

Może jest taka kolej rzeczy- portretowania uczyłem się na sobie & Cypisiorze za namową prof O. (ja nie dam rady?)- a tak się bałem farb i wyjścia po za komiksowe szkice (kiedyś je wrzucę- ale się zdziwicie jeszcze lepszy kicz niż ,,afrykańskie chaty" ;) buhaha).

Potencjał był... 
ale wszystko stało w miejscu- nic się nie zmieniało-
marazm i chodzenie ciągle w kółko...
nie było impulsu, który podniósłby poprzeczkę, który by zmotywował...

Teraz, z biegiem czasu, podejście do chrabąszczy (ewolucja z dziabongów) jest zupełnie inna- wyciągnąłem wnioski po swoich poprzednich studiach (arch wnętrz) i zacząłem ,,projektować" swoje prace- i to sprawia mi najwięcej przyjemności- szkic- tusz- rysunek- obraz... Patrzenie jak się zmienia medium, jak się zmienia kształt, charakter...

Ale czy tylko ja jestem ,,projektantem" ostatnich prac?
Oczywiście, że nie!!!
Rzekłbym nawet, że jestem wykonawcą, rzemieślnikiem zmieniającym po drodze na własny sposób inicjatywy, koncepcji, pomysłu.


 Kiedy hds wygrał candy- przesłał mi Fafikowe zdjęcia i to był pierwszy krok do stylizacji i projektowania- mimo, że motyl w brzuchu już o wiele wcześniej zaczął uciekać... 
Wraz z przybyciem wiosny, na świeżo powstały szkice (które uważam za pierwszy krok do zmian, stąd sentyment do nich) i zeszliśmy na prywatę...
Co to był za czas (!)- niezapomniany! Jak sobie przypomnę w jaki infantylny sposób się zachowywałem, to jest mi po prostu wstyd ;> ale nie o to się rozchodzi...

Podczas jednej z wielu kilkogodzinnych rozmów na gg, wyszedł temat, który stał się chyba pierwszym prekursorem do współpracy...
hds zgodził się zostać moim modelem, bym mógł wykonać pierwsze akty (które były mi potrzebne na egzaminy wstępne na studia)- dla stałych obserwatorów to historia dobrze znana. 
Freak w ten sposób chciał mnie... sprawdzić (!),  sprawdzić czy podołam... by wykonać pomysł o którym marzył od dawna, ale nie było środków i osoby, której by to powierzył...

Było to też moje pierwsze doznanie z taką formą pracy- nagi człowiek, bez swojej skorupy, odzienia siada i po prostu pozuje- nie ukrywam, że rączka mi się troszkę telepała- choć nie miałem nigdy problemów z nagością, wchodziły tu czynniki faktu, czy mi się uda wykonać taką pracę, by była godna jego przyjazdu z drugiego końca Polski!

tak powstał mój pierwszy akt...
który zerwał kajdany z oczu, przełamał strach i powiedział- tym się chłopie zajmij- masz modela- wykorzystaj to dobrze i wyciągnij projektowe doświadczenie z poprzednich lat- 3 lata projektowałeś wnętrza, parki, mosty, kościoły- projektuj to co kochasz! Rób to!


 Chyba podołałem...
Dostałem kredyt zaufania i mogłem z materiałem rysunkowo- fotograficznym zrobić co ze chce- później więź się zazębiła i bla bla bla & w taki sposób powstał Ham&Kid...

To właśnie tutaj hds był tym całym projektantem-  a ja zwykłym odtwórcą pomysłów- taki układ mi odpowiadał i dzięki nakręcaniu się nawzajem, zacząłem w końcu robić coś więcej...
wchodzić wgłąb problematyki i wyrzucać to co siedziało długo, a nie miało odwagi by wyjść.

Ale po co ta cała historia?

Projekt, który miał zostać wykonany, poprzez sprawdzenie moich możliwości prawie rok temu, w końcu został zrealizowany...
Bałem się go jak ognia i odwlekałem ile mogłem... Tym razem to i ja miałem przełamać... wstyd!
Akty dość subtelne, które wychodziły z pod mojej łapy, nagle dostają cięcia a wyraz dostaje innego znaczenia...

O ,,Shame" hds rozpisywał się u siebie, wczoraj na bąknąłem i ja.

Jest to dla mnie tak samo ważny projekt- opowiadam obrazem osobisty problem hds'a, człowieka mi bliskiego... a wykonanie obrazu przełamał i mój problem...


Kolejną poprzeczką było płótno i Jego wielkość...

200x250

(Jak wiadomo mam 150 cm w kapeluszu) 

proporcje hds'a w skali 1:1
(chłop jak dąb, jaja jak żołędzie)
oraz
hiperrealizm

Wyzwanie którego się podjąłem w końcu przyniósł efekt- ciągle mam niedosyt...
wiem, że praca będąc ciągle u mnie będzie się zmieniać... póki co bieżące efekty na płótnie, będzie można zobaczyć premierowo na poletku Freak'a...

u mnie tego samego dnia, będzie można zobaczyć rysunek w ołówku (oraz wstępnego tuszaka- którego wole bardziej), który miał pomóc przy złapaniu proporcji 1:1 przed wrzuceniem ich na płótno... preladiasa można było zobaczyć tu i tu.
(sam motyw ,,Wstydu" zmotywował do dyptyku, który w nieco innym terminie się ujawni)

ale do tego czasu na poletku ujawniać się będą kolejne szczegóły rysunku & obrazu.

muzycznie dziś porywa Pan, który zmiażdżył Pana ;)


Wydawało mi się, że jestem jedynym mężczyzną, któremu bosko wychodzi ten utwór- myliłem się ;) 
brzmi lepiej od oryginału czy Kimuszkowego remiksu ;P

Co do ,,Walk Of The Earth"- uwielbiam jak bawią się muzyką-
przez kolejnych kilka dni- będę męczył ich innymi coverami ;)



niedziela, 19 lutego 2012

,,Daddy..." Tryptyk


 ,,Daddy..."
tryptyk

tusz na kartonie

3 x 100x70 

Wstępny cykl do projektu ,,Daddy's...", którego rąbek tajemnicy został już wcześniej uchylony.
Skoro ,,pierwszaki" mam za sobą, czas pójść o krok dalej i opowiedzieć nieco więcej na temat samego założenia- wypisując główne zapalniki... 

oczywiscie zostawię niedopowiedzenie z kolejnym niedosytem ;>

jest to mój najbardziej osobisty cykl...



 ,,Daddy..."

part 1
 (klik)

W obecnych szkicach pojawia się tylko jeden mężczyzna...
Mężczyzna, który stał się prekursorem do dalszej pracy...
Jak nie trudno się domyśleć, przy rozwinięciu tematu (w rysunku, czy ewentualnie w grafice warsztatowej) pojawi się drugi- bardziej anonimowy osobnik, stojący w cieniu ojcostwa- jednak mimowolnie w nim uczestniczący...

dlaczego?



 ,,Daddy..."

part 2
(klik)

Skąd pomysł na cykl?

Motorkiem zapalającym do projektu stała się oczywiście Ham&Kid'owa kooperacja, która chwilami działała na zasadach bardzo ojcowsko- synowskich, nawet rzekłbym, że nagminnie- co chwilami podnosiło mi ciśnienie do czerwoności (biadolenie, dziamolenie, opowiadanie nudnych historyjek czy nadmierna opiekuńczość), szczególnie gdy dostawałem od Niego spontanicznie w potylicę za ,,pląs"- co mnie niemiłosiernie drażniło jak mało co. Podczas wspólnych wakacji, miałem również przyjemność zobaczenia hds'a podczas dyżuru w pracy- Jego zachowania wobec tych małych szkrabów mających kilkanaście centymetrów, oraz mojego własnego obcowania w takim miejscu...

Sam pracowałem z dzieciakami jako wychowawca na wyjazdach (wakacje, ferie), prowadziłem warsztaty malarskie w plenerze oraz jako wolontariusz na placówkach z dzieciakami niepełnosprawnymi (nie lubię tego słowa)- czego obecnie mi brakuje- ale już niedługo.



,,Daddy..."

part 3


Zatem na zakończenie (a raczej oficjalne otwarcie) tryptyku, rozpisane inspiracje i motywy w podpunktach, które rozwinę dogłębniej przy ujawniających się niebawem rysunkach:

1.
Osobisty brak ojca
2.
Kooperacja Ham&Kid'owa (ojcostwo i ,,tatinowanie" z jednej strony- stawanie w pozycji małego chłopca z drugiej- psychologia)
3.
Zawodowa praca hds'a
4.
Praca z dzieciakami i związana z nią tęsknota
 5.
Męska wrażliwość (emocjonalność)
6.
Homoseksualizm i brak naturalnej prokreacji
7.
Homoseksualizm i adopcja
8.
Aborcja


 Nie może obyć się bez dedykacji muzycznej:



P.S.
Przez najbliższy tydzień na blogu małe przygotowania do premiery ,,Wstydu", które w postach będą ujawniać moją ostatnią prace nad tym projektem (rysunek & malarstwo). Przez ostatnich kilka tygodni w ,,Qltury Week'u" hds rozkręcał się przed samym filmem oraz obrazem (którego jeszcze nie widział) by premierowo ukazać go w przyszłym tygodniu na swoim blogu...  

Był to nasz pierwszy poważny projekt- do którego obydwoje mieliśmy obawy...
Dopiero nakręcony film, popchał, zmotywował i postawił kropkę nad i do tej realizacji...

Do dnia prezentacji na hds'owym blogu, kawałek po kawałeczku odkrywał będę tajemnicę, którą tak długo Freak skrywał głęboko pod swoim pancerzem... 
Bo jest to i dla mnie osobiste przeskoczenie bariery- zupełnie odwrotnej...

Mimo, że kooperacja się rozpadła - udziela mi się każda emocjonalność związana z pracami z Jego wizerunkiem... a przy tym projekcie chyba najbardziej... 

ręka drży z każdym machnięciem pędzla...

emocje są nadal świeże, żyją wraz z powstającymi chrabąszczami- nie umiem ich oderwać od pracy... nie teraz... może z czasem to minie...


Za namową Rogalika, przestawienie bocznych fragmentów tryptyku :)


który wariant trafniejszy?
nie mnie oceniać ;>