To już ostatni "chrabąszcz" z kolorowego tryptyku HamKidowego.
Pierwszy był Red Nose, drugi Blue Bird, a teraz Yellow Muff.
Więcej nie będzie!
<iframe width="450" height="253" src="//www.youtube.com/embed/BOA15qs179w" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
Już jutro premiera pierwszej części "Nimfomanki".
To najlepsza okazja do zaprezentowania kolejnej odsłony HamKid'owego cyklu graficznego.
"Blue Bird"
akryl na wytatuowanej skórze
40x40
"Red Nose", czyli pierwsza grafika z cyklu składał się z 5 odbitek. Trzy na kartkach, jedna na kimonkowej grafice jako jej uzupełnienie (od początku uważałem, że jest niekompletna) oraz jedna na jego czarnym brzuchu.
Minęły 3 miesiące i w miejscu gdzie narodził się Ofelion, powstała druga kalografia i jednak wbrew obawom skończyłem ze smerfnym ogonkiem.
Niestety tym razem brak trwałych odbitek dzieła.
Pozostało tylko kilka zdjęć zrobionych w pięknych okolicznościach przyrody.
Nie znacie dnia ani godziny, gdy HamKid znowu zaatakuje swoimi durnymi pomysłami!
<iframe width="450" height="253" src="//www.youtube.com/embed/i3-qr8wSD-E" frameborder="0" allowfullscreen></iframe>
Z K.I.M. przystajesz takim się STAJESZ!!! To przysłowie ma sporo sensu w odniesieniu do HamKid'owych działań. Jak we wszystkim, tak i w tej materii czas iść do przodu, ewoluując z bezwolnego tworzywa w Tfurcę, a dokładniej w graFIKA (oj fika fika niczym maupa na palemce). Może technika niezbyt wyszukana, bo zwyczajna kolagrafia, czyli coś czym urozmaicają sobie przedszkolaki czas na zajęciach plastycznych. Jednak wyszedł z tego baaardzo udany autoportret, bezpośrednio powiązany z najbliższym mi obrazem i po części z moją wersją "Malinowego sputnika".
Robi się takie cuś niezwykle łatwo. Farbą malujemy przedmiot, który będzie służył nam za wypukłą matrycę. Następnie przykładamy papier przytwierdzony do twardego, płaskiego podłoża. Dociskamy mocno i gotowe.
Najfajniejsze jest to, że nigdy nie będziemy mieli dwóch takich samych odbitek. W przypadku "Red nose" powstało ich aż 5, z czego trzy na zwykłych kartkach formatu A4, jedna na wcześniejszej grafice autorstwa Kimona oraz jedna na niezwykle nietrwałym materiale, zatem istnieje już tylko w postaci zdjęć.
Podkreślmy to jeszcze raz.
Jestem clownem, pijakiem, zboczuszkiem i ogólnie CHUJ-luj-zbój!
Wstydzę się tego, jednak swojej natury nie zmienię! O!!!
Stali obserwatorzy bloga wiedzą, że ten symbol jest moim oryginalnym podpisem. Zatem pewnie nikogo nie dziwi, iż oprócz tatuażu w tym kształcie, zrobiłem sobie również malusieńką (około 1 centymetr) zawieszkę z kości. W podstawowej koncepcji, za literkę H, robią dwie zwrócone w przeciwnym kierunku ryby, przebite szablą. Jednak zanim dorobiłem do symbolu całe ideolo, powstała właśnie ta zawieszka. Dlatego tutaj, zaszczytną H-rolę, grają kości z kości ;)
Wcześniej nie pokazywałem tego wytworu, bo najzupełniej w świecie o nim zapomniałem, gdyż uległ nieodwracalnemu zniszczeniu. Na powyższym przykładzie widać, jak delikatnym (wbrew pozorom) i kruchym materiałem jest kość. Wystarczy chwila nieuwagi, uderzenia kościanym przedmiotem w coś twardego i przedmiot pęka, najczęściej w najcieńszym miejscu. Dobrze, jeżeli to cienkie jest w miarę grube, to można jakoś spróbować skleić. Niestety tej zawieszki już się nie da zreanimować, a jedynie ładnie złożyć do zdjęcia ;D
Po moim pożegnalnym wpisie na kimonkowym blogu, wielu z czytelników obydwu blogów mogło wysnuć błędne wnioski, że od teraz definitywny koniec i jesteśmy wrogami do końca naszych dni. Owszem spotkaliśmy się i po długich obradach ustaliliśmy linię demarkacyjną, a każdy z nas pewnie wyszedł z tej konfrontacji bardziej lub mniej poraniony. Jak już wtedy napisałem, nie będę pisał o przyczynach załamania, ponieważ blog nie jest miejscem do tego rodzaju zwierzeń, a poza tym co Was to obchodzi. Natomiast niezaprzeczalny fakt jest taki, że kooperacja HamKid, która zakiełkowała późną wiosną, natomiast latem otrzymała oficjalną nazwę, dopiero teraz będzie rodziła owoce, gdyż powstała olbrzymia ilość materiału, którego Kimon nie zdążył wcześniej opublikować. Do tego zostało drugie tyle niezrealizowanych pomysłów ;]
Na otarcie łez, otrzymałem od Mariana kilka wspólnych chrabąszczy, a jednym z nich postanowiłem wczoraj się zabawić.
Kilka lat temu, otrzymałem jeden z najpiękniejszych prezentów. Był nim trudno dostępny zbiór okładek, stworzonych przez Dave'a McKean'a, do znanej serii komiksowej, zatytuowany "Sandman Dust Covers". Każda okładka to prawdziwe dzieło sztuki, zatem lekturę kolejnego odcinka, zaczynałem od dość długiego podziwiania pięknych kolaży.
Podczas letnich warsztatów w Łańcucie, po raz pierwszy miałem okazję złocić przedmioty, które zupełnie przypadkowo okazały się przydatne do wykorzystania w poniższym projekcie.
Jednak główną rolę zagrało półtora litra piasku, przywiezionego przez mojego współlokatora z wycieczki do Egiptu.
Podczas jednego z Pink Friday'ów, Kimon wygadał się przed oficjalną prezentacją, że podarowałem mu własnoręcznie wydzierganą małpkę. Byłem w wielkim szoku, gdy zachwyt nad nią, okazała Doro ze Starego Sadu. Od słowa do słowa, ugadaliśmy się na transakcję wiązaną, czyli ona robi mi cynamonowo-labradorytowy naszyjnik, a dla niej będzie zawieszka w podobnym klimacie. Kolejny szok nastąpił, gdy zażyczyła sobie... ośmiornicę, bo spodziewałem się kotka (odrobinę przeprojektowałbym małpkę, zmieniając uszy oraz ogon i robota z głowy). Głowonóg to już poważna sprawa. Jednak nie byłbym sobą, gdybym nie zrobił maleńkiego psikusa, zatem morski mięczak, zmutował razem z sierściuchem w Octopussycat, zwaną swojsko Kociornicą.
Czasu na takie robótki mam niewiele, ale dzięki temu mogłem prezentować Wam kolejne tajemnicze etapy tworzenia (tutaj oraz tutaj).
Małpka jest szybkim i bezbolesnym dzieckiem (owocem jednego, upojnego wieczoru), natomiast drapieżna Kociornica, rodziła się w bólach i mękach (te wszystkie zawijasy, kropeczki, otwory - masakra). Ostatecznie jestem dumny z kolejnego bachora, tym bardziej że cudnie podkreśla zjawiskową urodę, płomiennowłosej właścicielki.
Uroczysta wymiana, nastąpiła podczas artystycznych warsztatów, w których miałem przyjemność uczestniczyć pod koniec lipca, przy okazji osobiście poznając masę fantastycznych ludzi. Chyba mam jakąś chorobę mózgu, bo strasznie miły się zrobiłem ;D
Być może w nieokreślonej przyszłości, skrobnę kilka zdań na temat tego: co, jak, dlaczego, po co, z kim się tam działo? Natomiast obszerną relację, możecie sobie przeczytać w tych kilku wpisach, zamieszczonych na blogu organizatorki.
Na zakończenie prezentuję jeden z dorowych prezentów zwrotnych.
Na zdjęciu smaży się na plaży, z kolei dumnie prezentuje się na mojej brudnej szyi, w towarzystwie wisiorkowych zwierzaków na ichnich właścicielach, na jednym ze zdjęć w tym wpisie.
Jeszcze smutna wiadomość. Czarny Marian urwał niedawno kościanej małpce ogon i gdyby nie zaokrąglone uszy, to wyglądałaby jak kot.
Poznaliście już mój pseudonim artystyczny, natomiast teraz prezentuję inny, wykorzystywany przy okazji publicznych występów "na scenie", o których pewnie już niebawem wspomnę w Przodowniku Pracy ;)
Geneza powstania poniższego symbolu oraz jego prawidłowego czytania jest prosta.
Po długoletniej, wszechstronnej edukacji, tonach przerzuconego żelaza, aby wypracować odpowiednią muskulaturę oraz intensywnej pracy nad zniewalającym charakterem, osiągnąłem upragniony cel - HARMONIĘ.
Nie chodzi o instrument muzyczny, ino perfekcyjne zrównoważenie elementów Ciała Umysłu oraz Duszy w skrócie CUD.
;)))))))))))))))))
Nie pozostało mi nic innego, jak tylko opracować odpowiedni znak graficzny. Od dzisiaj wołajcie na mnie - CUD hds.
Przy okazji ostatniego, piątkowego wpisu, gadatliwa Małpa wypaplała "mimowolnie", że po kilku latach przerwy (sic!) ponownie zmierzyłem się z kościaną materią.
Po pierwsze chciałem sprawdzić czy jeszcze potrafię, po drugie razem z Fafikiem jechaliśmy do Krakowa, a że mieszka tam pewien znajomek z bloga ;) to nie wypadało spotkać się na kawie z pustymi rękami ;]
Czasu przed wyjazdem było mało, zatem poguglałem odrobinę za jakimś sensownym wzorem (bywam only odtwórczym rzemieślnikiem) i doskonały na tą okazję, okazał się naskalny wizerunek małpy w Nazca. Pozwoliłem sobie odrobinę go zmodyfikować, łącząc ze sobą łapki, żeby można było wisiorek za nie wieszać, ale równie dobrze nadaje się do tego zakręcony ogon.
Uzbrojony w obrazek, poszedłem do tatowego warsztatu i z kotem na kolanach zabrałem się do pracy. Po dwóch godzinach powstał surowy bibelot. Niestety zabrakło czasu (była już noc, a rano wyjazd) na dopracowanie szczegółów, wygładzenie kancików i końcowe szlifowanie z polerowaniem ;/
Zdjęcie otwierające ten wpis, wykonane zostało przez obdarowanego. Małpka zawisła na pięknym w swej prostocie naszyjniku, wykonanym przez Doro. Muszę przyznać, że nieźle się razem komponują na szyi właściciela;) Jednak dopiero dzisiaj ujrzałem go w najpiękniejszej oprawie ;D Oddajmy głos specjalistce, która skomplementowała śliczną modelkę w tym wpisie. Naszyjnik Hadesa bardzo pięknie podkreśla urodę loków, sam będąc zakręconym. Wszystko jest zakręcone, frędzle chusty też! I słychać śmiech wirujący, jak glisando.
Z wprawy chyba nie wyszedłem, a że mam zamówienie na ośmiornicę, to czym prędzej pędzę do wujka Googla i do roboty ;DDD
Cichość Freaka’a na blogu przez okres tygodnia, udzieliła się chyba całemu towarzystwu- tym bardziej, że ostatnio tak chłopiec się rozkręcił w pisaniu, że molestował w zeszłym miesiącu ciągłymi wpisami praktycznie codziennie- ale gdyby nie stałe grono wiernej adoracji , pewnikiem nikt by tego nie przeczytał ;] jednak nie ma jak wierne czytelnictwo, dlatego HaDeS ciągle tak powtarza, że o czytelnika trzeba dbać:) no i to mu się chwali- jednak kulturę jakoś w sobie posiada- mimo wszystko! A mi osobiście pozostaje tylko nauk pobierać ;]
Ale cichość, to tylko przykrywka weekendu majowego, na którym podziemnie bóstwo ładowało swoje piekielne i sarkastyczne akumulatory, napajając się błogim nic nie robieniem, połączonym z hasem, jedzeniem i nagminnym- ale kulturalnym piciem (soku rzecz jasna, soku- porzeczkowego czarnego) ;]
A to wszystko po to, by powrócić ze świeżym umysłem, ciętą ripostą i nieograniczonym pokładem pozytywnych wibracji, którymi rzecz jasna będzie trzeba się oficjalnie podzielić ;]
Dzięki żelazku Czarownicy, ogarnąłem umysł HaDeSa, więc na bieżąco przykładając ucho do urządzenia, wiem z czym wyskoczy w swej garści… a ja robie tylko czarną robotę odsłaniając ukradkiem kawałeczek po kawałeczku, co dziecię pod sobą skrywa ;]
Na litość boską- ile można się lansować ;] o zgrozo ;]
Sam również powróciłem na swym ślinotoku twórczo- dziecięcym do stałego skrobania, więc Hasające Dialekty Sarkastyczne prowadzone przez Freak’a (jeszcze to można dodać, do jego wylewności w zeszłym miesiącu fiu fiu, felietony w jego męskich rękach się palą), nie będą już samotnie widnieć na moich włościach ;]
Tatinowe He He Poletko, zawiało w końcu czymś twórczym na blogu, co się bardzo chwali i sam osobiście z większa chęcią przesiaduje w tym kurniczku- a sam fakt założenia tylko i wyłącznie strony poświęconej rękodziełu przez samego rzemieślnika, będzie pozytywnym krokiem do ukazania szerszej publiczności takich twórczych pereł, które cieszą nie tylko moje oko ;] ale powolutku :)
Ale jak wiadomo nauki w las nie poszły i sam HaDaS coś wyniósł z rodzinnego domu i nieporadnie stara się sam dłubać w materiale, przynajmniej w zalążku doganiając spragnione ambicje ;]
poniżej nowość, przedsmak i preludium, o którym opowie sam autor w najbliższym WA, bo nie chce całej roboty mu tu zabierać ;] w końcu to jego gospodarka- więc zamykam chlapowaty język w mym podniebieniu ;] dlatego nie mogę pozwolić sobie na więcej, tym bardziej że mam dwie kontrole słowne nad sobą ;] jak przejdę kolejny casting z batem nad sobą i setką pytań, może zostanie mi dane więcej luzu ;] bo jednak hasająca małpa niczego dobrego nie wprowadza jak tylko zamieszanie ;]
:D Wyobrażacie sobie HaDesa trzymanego pod pantoflem? Będącym cieniutkim i płaskim jak japonek- wręcz pergamin? Ja sobie nie wyobrażałem- ale fakt jest faktem, a naga prawda prędzej czy później na jaw wychodzi ;] poznawanie tego człowieka za pomocą żelazka Doro i siły umysłu, przyprawia mnie o coraz większy szczękościsk i mięśnie na policzku ;]
Jest zabawnie więc psuć tego nie trzeba ;] proszę napajać się słonkiem, które ponownie do swych łask wróciło i łapać grono motyli w swe łapy, połykać i do brzucha wrzucać, by rewolucje uczyniły ;]
przypominam jeszcze zabawę z zarostem ;] Gdyby ktoś ominął ten fakt- chociaż wątpię ;]
Na zakończenie błogie nic- czyli błogie wszystko, które pozwala na odpłynięcie emocjonalne ;]
A tym czasem wybieram się na pląs ;]
Miłego weekendu i proszę się Freak’iem ładnie opiekować- bez wyjątków ;]
Żeby jakoś wszystkie moje twory podpisywać, musiałem sobie znaleźć jakiś chwytny pseudonim artystyczny i wykombinować ładny plastycznie podpis do niego. Najprościej było kombinować coś wkoło inicjałów. Pierwsza myśl była komiczna, bo wyszło DEHA ;D Sorry bardzo za deskę nie będę robił ;) Drugie podejście było strzałem w dziesiątkę, bo wystarczyło przestawić szyk literowy, dodać jeszcze jedną, żeby nadać całości sens i tak narodził się:
HaDeS
Wszyscy zadają durne pytanie, skąd to nieszczęsne S? Zawsze spieszę z równie głupią odpowiedzią: od SuperStar ;)))
Odtąd wszelkie elektroniczne listy (do znajomych) podpisuję po prostu: hds. Również moje nicki na różnych portalach tak wyglądają. Chyba że ktoś przede mną już taki zarezerwował, wtedy posiłkuję się kolejną w szeregu liczbą. Nawet tytuł tego bloga jest przewrotnym rozwinięciem tego skrótu.
Na potrzeby ręcznego podpisywania, połączyłem drukowane literki H, D, S w jedną zgrabną całość. Tak są podpisywane listy odręczne i grawerowane wszelakie rękodzieła.
Nie chcąc być gorszym od Prince'a, który przez pewien okres twórczości kazał się zwać Symbolem, również stworzyłem graficzny, oficjalny symbol, do którego jeszcze dopisałem ideologię ;D Literka H powstała z płynących w przeciwnym kierunku ryb (mój znak zodiaku) przebitych sarmacką szablą. Cała reszta to Ognisty Wąż, czyli mój znak zodiaku w chińskim horoskopie. Taki znaczek znajduje we wszystkich miejscach, gdzie udało się go wcisnąć. Przykładowo posiadacze któregoś z 550 egzemplarzy pożegnalnych albumów Tadeusza Baranowskiego, bez trudu odnajdą go na ich wewnętrznej wyklejance.