( pierwszą część ryciny można zobaczyć w archiwum & etapy jej powstania)
W kompilacji komputerowej (złożenia dwóch części z osobnych zdjęć) pojawiły się różnice czerni i szarości z przejścia jednej pracy w drugą- jednak w rzeczywistości szarości się przenikają...
Nie miałem dostępu do ostatecznej ryciny pierwszej części, bo obecnie leży w stosie z innymi pracami.
Praca na osobnych matrycach to ciężki kawałek chleba, któremu poświęciłem wiele pracy- dziobiąc ten dyptyk w warsztacie od środy do piątku (od rana do wieczora) od kilku tygodni.
Pomysł całościowej pracy dyptyku należał do prof Henryka- bo moim pierwszym założeniem był tryptyk z trzema osobnymi przedstawieniami popiersia- profil, en face i 3/4 utopionego S.G.Ch. (hds'iora).
dla przypomnienia cały widok na odbitki wstępne/wcześniejsze.
Czy ktoś jeszcze pamięta kimonkowy, październikowy wpis na tym blogu, gdzie dzielnie mnie zastępując, połączył dwa cykle: Pink Friday oraz Saturday Zbok Fever? Opublikował wtedy cykl kontrowersyjnych szkiców, na których odgrywałem rolę perwersyjnego Szatana (Hadesa).
Wrzutka stała się na tyle poczytna (oglądalna), że starczył jej zaledwie miesiąc, aby wskoczyć na ostatnie miejsce TOP 10 odsłon, z całego okresu działania bloga. Wywiązała się też wtedy dość ciekawa dyskusja, którą w znacznym skrócie, przytoczę tutaj:
Adept Sztuki pisze...
Ja bym tylko kulturalnie wytknął anatomiczną niezgodność - żołądź od tej strony wygląda inaczej.
15 października 2011 20:28
Green pisze...
Kimon, to nie ptak, to to ruska rakieta, idź na korki z anatomii, do Adepta.
15 października 2011 22:34
Kimonek pisze...
No niestety kooperacja Ham&Kid zgubna jest czasem wprowadzając mnie w... maliny.
15 października 2011 22:37
Green pisze...
W maliny z sowiecką rakietą.
15 października 2011 22:39
Kimonek pisze...
Ide sobie... z przytupem... będę dopiero w piątek w ,,Pinku"... z ukończonym szkicem.
15 października 2011 22:44
Green pisze...
...do piątku, rakieta zamieni się w sputnik.
15 października 2011 22:46
lafle pisze...
A potem ze sputnika powstała Droga Mleczna, po której podróżował Ijon Tichy...
15 października 2011 22:48
Kimonek pisze...
Zastanawiam się za który ster się złapać w tym malinowym sputniku!
15 października 2011 23:09
hds pisze...
"Malinowy sputnik"? Czyżby pomysł na kolejny obrazek.
16 października 2011 07:48
Od słowa do słowa, nakręcając się nawzajem jak króliczki duracela, zrodziła się idea kolejnego obrazka, który z czasem i całą masą kolejnych pomysłów, kiełkujących z poprzednich, stał się całym projektem, będącym kwintesencją kooperacji Ham&Kid. Dość mocno przypominała ona zależność rysownik/scenarzysta, podczas tworzenia komiksów.
Żeby Kimonek, nie czuł się osamotniony w realizowaniu rysunkowej wizji "Malinowego sputnika", postanowiłem osobno stworzyć swoją interpretację tematu, a gdzieś po drodze powstała również część wspólna.
Jeśli uważacie, że "szatańskie szkice" były drastyczne, to lojalnie ostrzegam iż poniższy materiał, może obrażać uczucia religijne oraz boleśnie ranić zmysł estetyczny wrażliwych jednostek. Z okazji drugiej rocznicy jego działania na Bloggerze, serdecznie zapraszam do podziwiania całości, natomiast w kimonkowym wpisie rocznicowym, można podziwiać wstępne szkice. Ciekawe ile popkulturowych odniesień, zdołacie odnaleźć w poniższym malunku?
"Malinowy sputnik" by Kimonek
fragmenty (hds, Fafik, Kimonek, tło) zrobione na osobnych dyktach w akrylu na formatach 50x70
+ corel (sputnik i podkręcenie kolorów i ostateczna podmalówka i faktury)
"Malinowy sputnik" by Ham&Kid
zdjęcia wykonane aparatem cyfrowym, z podkręconym kontrastem w Photoshopie
"Malinowy sputnik" by hds
zdjęcie wykonane telefonem komórkowym, z podkręconym kontrastem i zredukowaną paletą barw w Photoshopie
Na zakończenie jeszcze maleńka ciekawostka. Stali czytelnicy wiedzą, że odsłona "Malinowego sputnika" miała nastąpić wcześniej. Okazało się, że nasze oczekiwania względem malunku były odmienne, a jego kontrola w trakcie powstawania, z racji zakończonej współpracy była żadna. Ku przestrodze, aby pokazać jak kończą się projekty, gdy nie ma stałego kontaktu na linii scenarzysta/rysownik ;]
Mam nadzieję, że Kimon mnie nie zabije za pokazanie tego czegoś, ale zrobiłem to w dobrej intencji ;D
Dziś stuknął drugi roczek, gdy pojawiłem się w wirtualnym świecie, poczynając powolutku swoje emocjonalne wyflaczenia ;) w zeszłym roku delikatnie podziękowałem za odwiedziny i ujawniłem w jaki sposób pojawiłem się na bloggerze, który traktowałem bardzo infantylnie i taki wtedy byłem, uważając często na słowa, by za dużo nie wyrzucić w eter publiczny, pisząc o doczesnych sprawach, sytuacjach, planach, sukcesach- omijając troszkę emocjonalne aspekty- chyba, że w nocnych raportach, które były oderwaniem myśli od serca.
Co zmieniło się przez ten rok w prowadzeniu bloga?
Wiele...
Nawet rzekłbym, że bardzo wiele...
A jak on wpłynął na mnie przez ten rok?
Jeszcze bardziej...
Ten bloga ewoluuje razem ze mną, zmienia się tak samo, jak i ja się zmieniam, ponieważ wszystko wychodzi naturalnie, spontanicznie, czasem pod wpływem emocji, dość silnych- pamiętnik, dziennik, owiany chrabąszczami, które w suchy sposób wrzucam na portale artystyczne.
,,Passion..." jest moim ekshibicjonizmem, którego rzecz jasna się nie wstydzę- mimo, że czasem (jak to Aneta stwierdziła) wymaga to ,,odwagi"- mówienie często o rzeczach bardzo trudnych, głębokich, dotykających mojej emocjonalności, autonomii, braków, bliskości, porażek, sukcesów, planów, marzeń, seksualności, pragnień, miłości, przyjaźni i stanięcia twarzą w twarz z przeszłością (bardzo trudną), która prędko kazała mi stanąć na nogi.
Samo podsumowanie bloga- jeśli chodzi o treść, można porównać tymi samymi słowami, jakimi podzieliłem się podczas końcoworocznego posta.
Były wzloty i upadki, w dwóch miesiącach nie prowadziłem w ogóle poletka, pojawiła się chęć usunięcia bloga, zmieniając go na kluczyk- przechodziłem wtedy właśnie tą sinusoidę strachu o siebie i swoje emocje, które zostawały za bardzo wylewane w eter.
W pewnym momencie poletko przechwyciły również dwie inne osoby, stając się autorami.
i chyba o jednym z nich trzeba tutaj powiedzieć więcej.
Nie będę pisał o statystykach, sposobach jak do mnie trafiają ludzie z ,,zewnątrz", o oglądalności i komentowaniu...
Są to tylko cyferki, a dziennik leci dalej- nie ma to znaczenia tak na prawdę, po co, jak i dlaczego- ważniejsze jest jaki to skutek przyniesie tu i teraz, oraz w niedalekiej przyszłości.
Prowadzenie bloga przysparza często o niemiłe sytuacje, szczególnie jeśli chodzi o anonimowe komentarze, które dostawałem od czasu do czasu na maila- są tak denne i płytkie, że ręka, noga, mózg na ścianie... ale determinuje mnie to do dalszego poszukiwania prawdy oraz walki o pasje i miłość- głód miłości... chyba tym stwierdzeniem można skwitować cały ten teatrzyk.
Jednak piękniejszy (i to głównie zmieniło moje podejście do pisania) jest fakt, gdy zaczynają rodzić się znajomości bardzo miłe i piękne (dziękuje za maile)- które dorastają do rangi przyjaźni- tak się stało w 3 przypadkach (Doro, hds, Aneta).
Stali obserwatorzy wiedzą, kim był (i nadal w głębi serca jest) hds...
To właśnie równy rok temu, podczas blogowych urodzin, ujawnił się oficjalnie w komentarzu jako Fafik- mimo, że od samego początku, był cichym obserwatorem bloga- drugim, zaraz po Doro. Później było Candy, Zabawa Obrazem, przejście z bloga na prywatę, później prowadziliśmy na swoich blogach osobne cykle, wprowadzając troszkę zamieszania na bloggerze- ,,Hasający Dialekt Sarkastyczny" oraz ,,Pink Friday"...
Nawet nie wiem kiedy od słowa do słowa, stał się moim artystycznym natchnieniem- dzięki czemu jestem teraz na studiach grafiki- bez Niego nie miałbym materiału rysunkowego i aktów.
Powstała artystyczna kooperacja Ham&Kid, a o reszcie już mówić nie będę- bo i tak ciągle się powtarzam- więc wystarczy przeczytać tylko pożegnanie, gdzie jest skwitowane wszystko.
Zatem bloggerowi mogę podziękować za tak kalejdoskopowy rok, bo gdyby nie wirtualny świat, nie byłbym w stanie poznać tego Freak'a, który tak bardzo wpłynął na moją osobowość i emocjonalność przez ostatni rok.
Z resztą bardzo piękny i wyjątkowy.
Więc tym akcentem chciałbym Was zaprosić na poletko hds'a, gdzie został wrzucony w eter publiczny mały projekt bloggerowy ,,Malinowy Sputnik", do którego przymierzaliśmy się dzięki chat'erii w komentarzach, jako taki uśmiech w Waszą stronę.
Zapewne jeszcze 3 miesiące temu, sposób Jego przedstawienia byłby zupełnie inny, ale dzisiejsza data chyba bardzo pasuje do wyrzucenia w eter tego zabawnego projektu- do którego w końcu się nie dogadaliśmy- może to wina rozpadu?
aaaaaaaaaale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło :)
a Ja jako przedsmak, prezentuje szkice wstępne w tuszu i zalążki nieukończonych dykt ;)
Dziękuje, że zaglądacie czytać te wypociny-
chciałbym każdemu z osobna, ale chyba się tak nie da :*
zatem wasze zdrowie
:)
P.S.
na otwierających fotkach-
piernik od Kurki oraz preludium rysunkowe przed hds'owym ,,Wstydem"
muzycznie z racji K.I.M.'uszki oraz ,,Sputnikowych" wibracji na moim & hds'owym poletku ;)
Jak zapowiedziałem podczas wrzuceniu swojego imieninowego autoportretu (który powstał w grudniu wraz z tym obecnie prezentowanym), rozpocząłem cykl wielkoformatowych, realistycznych portretów w niekonwencjonalnym kadrze. W rysunkach będą przedstawiane osoby, które wywarły, bądź nadal wywierają jakiś ważny wpływ na moją osobę, bądź w jakimś stopniu przyczyniły się do wielkich zmian nawet jedną sytuacją, powracając czasem do przeszłości, odkopując ich wizerunek.
Z racji, że blog jest moim typowym, dziennikowym wyflaczeniem emocjonalnym, pojawi się również notka na temat danych osób- chyba, że zostało o nich powiedziane już tu dużo ;)
a będzie tak często (w przypadku przyjaciół)...
Face 2 Face będzie trwało do póki nie powiem sobie ,,dość"...
Z powodów oczywistych na pierwszy rzut poleciał hds, o którym chyba nie muszę nic mówić...
...więc...
...nic nie powiem więcej, zapraszając tylko w niedalekiej przyszłości na nasze zaległe wytwory kooperacji Ham&Kid, które po ogarnięciu mej sesji, pójdą znowu w ruch- tym razem na trzeźwo ;)
Złożyło się to również z wynikami organizowanego przez Niego Candy, które zapewne uraduje wylosowaną osobę- wytwór z kości (poroża lub wosku) będzie zapewne kolejną perełką i wytworem z Jego rzemieślniczych dłoni, jak moja małpka, którą jakiś czas temu zgubiłem i niestety nie odnalazłem po wywieszeniu ogłoszeń w kilku miejscach na mieście i notki na Gumtree... Tym bardziej, że był to wytwór symboliczny i bardzo osobisty- mentalnie i emocjonalnie.
Choć sam autor- rzemieślnik bardzo dosadnie kwituje to w krótkim zdaniu:
,,Zgubiony w tym przedświątecznym czasie atrybut, to też pewien znak i podsumowanie jakiegoś okresu..." ;> i ma zapewne rację :)
Preladiasa rysunku można było zobaczyć w ,,Deserve..." jako małą zapowiedź- jak wspomniałem początkiem roku, często będzie się to teraz zdarzać na tym nudnym poletku.
Auto rozpoczął wielkoformatowe rysunki portretowe bliskich mi osób (czyli nie znasz dnia ani godziny, a Twoja facjata pojawi się na mych włościach buhaha), które raz na zawsze zakopią stricte realistyczne chrabąszcze. Obiecałem sobie, ze dopiero kiedy tak na prawdę opanuje warsztat realistyczny i fotorealistyczny, to dopiero ucieknę gdzieś dalej- taka kolej rzeczy. Poniewaz nie da sie przeskoczyć czegoś jednego, nie trawiąc tego do perfekcji- takiej czy innej- zależy to od punktu patrzenia... Jedni stwierdzą, że jest już ok, inni powiedzą- hola hola kolego- jeszcze to, to i to! zatem mówię to sam sobie ;> Ostatnio i tak uciekam w stylistykę bliżej tego klimatu (co można bliżej zobaczyć w odcinku 13 Pinka), a ostatni projekt postawił kropkę nad i... a efekty na bieżąco o dziwno są widoczne w... uczelnianych aktach Pana Mariana ;)
kiedy to nastąpi?
we will see i tu puszczam do Was oczko ;>
Arkadia
,,...W niektórych religiach kraina wiecznej szczęśliwości, miejsce pobytu bogów i ich wybrańców, a także miejsce pobytu dusz zbawionych po śmierci. Mit rajski spotykany jest w kulturze niemal wszystkich ludów i wiąże się ze stanem pierwotnej szczęśliwości człowieka, cieszącego się wolnością, żyjącego w bliskim kontakcie z bogami i naturą. Motyw szczęśliwych krain przybiera tyle form, że nietrudno zagubić się w tym gąszczu ludzkiej wyobraźni, przez wieki wciąż na nowo kreującej ich różnorodne modele. W dodatku motyw ten był bardzo różnorodnie pojmowany. Jedno tylko łączy wszystkie wyobrażenia Arkadii – tęsknota za doskonałością, jakkolwiek ją rozumiemy. Tęsknota ta to wyraz marzenia o doskonałych czasach, doskonałych miejscach, doskonałym życiu. Cóż innego, jeśli nie te właśnie odwieczne ideały wyrażają mity o raju, o wyspach szczęśliwych, o baśniowych krainach bogactwa, spokoju i radości..."
Równo w zeszłym roku pisałem o pochodzeniu swojego imienia, dziś skupiam się nad tym, co ze sobą niesie to ,,nieustające szczęście w pląsie", któro mnie prowadzi przez życie ;>
BTW...
stąd też dyplom z architektury wnętrz opowiadał o utopijnej i ekumenicznej świątyni z Drzewem Życia. Jeszcze wtedy nie oglądałem Avatara ;> dopiero za namową Wiedźmy to zrobiłem :D
Zatem życzę wszystkim Arkom skwarkom pieczarkom wszystkiego dobrego- w końcu żeśmy z radosnej utopii ;> czyż nie tak? zatem czas na has w pozytywie!
a co do utopii...
zatęskniłem za normalnością...
za zwykłym, codziennym, marnotrawieniu czasu w sposób jak najbardziej najpiękniejszy, pragnąc tego jedynego, jednego dnia- ale jak wyjątkowego... u boku...
teraz...
tutaj...
...po prostu...
,,...Everyday we gonna play, what's your fantasy? Every night I think of you in every way And when I get ya Imma celebrate. Imma celebrate, Imma celebrate, I'm gonna celebrate. Cause Imm get you one day..."
:D
anu i na zakończenie przypominam rzutem na taśmę, że można jeszcze zapisywać się na darmowe ,,Candy"chrabąszcze do:
no właśnie, dając tego palucha, często cała łapa zabierana jest- ciąć to prędko, by ktoś tego pierwszy nie zrobił...
(kolejne w tuszu preludiumy przed projekcikiem)
tego typu szybciaki sprawiają mi najwięcej satysfakcji i radości :)
może dlatego, że lecą samoistnie, bez większego zastanawiania się nad kreską?
nie malarstwo, nie ołówek, nie wegiel...
ale tusz.
Może to dlatego, że ciągle pamiętam pudełko stalówek i mnóstwo prędkich szkiców mojego taty, które skrobał w swoich książkach (tyłach okładek), w gazetach codziennej prasy, magazynach naukowych, bo takie czytywał, ścinkach kartek czy kopertach, gdy pisał listy i wysyłał kartki...
To ostatnie akuratnie po Tatinie przechwyciłem i do tej pory mi zostało, że wysyłając listy, skrobie na kopercie małe ilustracje. Dżudżuś (przyjaciółka, którą zostawiłem w Sanoku po przeprowadzce) zawsze oczekiwała tych kopert z obrazkami (które podobno do tej pory wszystkie trzyma- od pierwszej). Ale oprócz Niej były inne osoby, które również dostawały ode mnie listy, w których również pojawiały się swoiste szkice- każdy oczywiscie inny- takie małe bazgroły :)
nie miałem wtedy telefonu, a później nawet mając jakoś nigdy nie był dla mnie ważny- do tej pory nie jest- mając w kontaktach tylko ludzi mi na prawdę bliskich (15 nr? jakoś tak)...
kiedyś miałem telefon zamówieniowy, ale w końcu i to zniwelowałem, korzystając z usług internetu.
teraz (odkąd mam komputer i internet- czytaj 3 lata) wysyłam listów mniej, choć czasem jeszcze mi się zdarzy zrobić niespodziankę :)
a co do tuszu...
tusz jest dla mnie największym ,,odstresaczem"- zaraz po bieganiu (o błogi losie, który sprawił mi buteleczkę tuszu i stalówkę)- który pochłania mnie troszkę w inne tory egzystencjalne- tak jak w malarstwie czy rysunku skupiam się na pracy, odcinając to co dzieje się dookoła- ja i dziabong, w tuszu nie mam takiej kontroli nad tym co robię, będąc zupełnie gdzieś indzie, gdzieś dalej, obok?
jest to na zasadzie- ciah, prah, ciah, prah i mamy gotowego chrabąszcza :)
nadzorujący mnie ostatnio Cypisior, stwierdził, że sam podkradnie mi te materiały, próbując swoich możliwości- na zdrowie Młodszaku ;>
dostałem niedawno dedykacje muzyczną, która powaliła mnie na łopatki w salwie ,,panicznego" (tak tak, panicznego- posiadam taki) śmiechu...
zrobiłem minę ło taką ło:
o_O
robiąc yyyyyyyyy i śmiejąc się jednocześnie (mnie nie można w taki sposób rozochacać)
i usłyszałem rzecz jasna- czy ja zawsze się chichram?
odpowiadam:
nie zawsze- ale często, bardzo często... ...nawet jak mam cieczkę...
dzisiejszy dzień sponsoruje Pan ,,Bonobo" ;>
mniam
:)
a skoro szkice jedzeniowe, więc i wyżej wspomniana Dżudżuś podczas jednej z naszych wielorakich wypraw za miasto w Bieszczadzkie włości pod namioty z konserwą w łapie z przed... mmmm 10 lat :D
nasza kolaboracja młodości, może być porównana do pewnego teledysku... właśnie przypomniałem sobie, że nie dostała dwóch ostatnich rozdziałów mojej książki, które były wysyłane w każdym z tych listów... z mojej winy... upssssss
no i na zakończenie dokarmianie zwierząt przez Sheep (och jak ja nie lubię zup (oprócz dyniowej)... i nigdy nie lubiłem...)
zastanawiam się po co robiłem sobie kwadracik z pierwszego zarostu na żuchwie?
Przechodząc sinusoidę dziwnego splotu wydarzeń, zastanawiam się na ile w tych wszystkich zawirowaniach, moje emocje trzymane są w ryzach, a kiedy zaczynają uciekać mi przez palce tracąc nad nimi kontrolę. Chwilami cierpliwość jest stawiana do poziomu punktu kulminacyjnego, jednak chyba przez cały ostatni okres (ostatni jak ostatni, bo chyba od ponad pół roku) nauczyłem (a może wypracowałem system obronny?) wypompować z tonu, to co nie potrzebne, a tym bardziej dusić w sobie kiełkujące jadem emocje. Nie jest łatwo, ale kto powiedział, że będzie? Nie mogę patrzeć się na kogoś, nie zastanawiając się czy aby zrobiłem wszystko co w mojej mocy, by nie dopuścić do takiej a nie innej sytuacji. Jeśli było rozwiązanie- mogę jedynie przełknąć ślinę i zagryźć za zębami głupi i cięty jęzor.
Asertywność podreptała razem z cierpliwością- może dlatego, że ciągłe oczekiwanie, czekanie (czy nawet tęsknice) i spoglądanie za okno, sprawiają że zaczynam wiedzieć czego chce i po co to chce. O dziwo, nie są to kaprysy i zachcianki, ale przemyślane dążenie do piękna. Nawet nie realizacji, ale do tego piękna.
Czym jest to piękno?
Piękno jest jak wargi, które codziennie zamierają na Twoim poliku nie mówiąc ani słowa, jak przyspieszony oddech, który czuje się na karku podczas każdego stosunku, jak nieokiełznane bicie serca podczas każdego uniesienia emocji, jak dotyk, który w swym wewnętrznym cieple, daje jednocześnie tyle samo subtelności jak i bezpieczeństwa wielkich ramion, jak poranne spojrzenie z pod kołdry, któro mówi Ci dzień dobry gdy masz jeszcze śpiocha w oku, jak zapach przesączonej od tej drugiej osoby pościeli, który mógłby unosić się nieustannie, jak ucho któro czeka na pocałunek i palce, które swoimi opuszkami gładzą każdy spadający na głowie włos...
to jest piękno...
zakochałem się w tym kawałku, o tych panach nie mówiąc
czyli szkicowych preladiasów i ich fragmentów ciąg dalszy...
Ostatnio dużo pracy, lecz mniej możliwości...
Mniej możliwości, więcej nosa kręceniem...
Więcej nosa kręceniem- więc jestem nieznośny...
akryl na dykcie
pierwsze starcie
100x70
(całość)
starcie drugie
starcie trzecie
Zasnąłem dziś jak bobas na uczelnianym parapecie...
Prędko obudziło mnie Kurakowo-Kaprowe oblicze, które postawiły mnie do pionu...
Usłyszałem od Ptaka, że mam bardziej kobiecy tok myślenia niż Ona i w ciągu kilku minut znalazła rozwiązanie dla trapiących mnie ostatnimi dniami małych dizasterów ;>
tym akcentem oko leciało mi na dalszym wykładzie z grafiki rodzynkowej, choć entuzjastycznym pląsem powinienem się radować swoim ,,fenomenem" z fotografii...
,,WTF?"
o_O
tak wyglądała moja reakcja na fakt nieświadomie zrobionego zdjęcia, któremu została przypisana cała koncepcja, genialność i inne sroty drity... które mam wykonać i kontynuować w najbliższy weekend, powrotem na swe przemyskie włości- ,,Twardowski... jest to idealne miejsce a Ty masz łapę"...
Czarny Marian ma Czarną Łapę ;>
wow
Pytanie teraz jak mam uwierzyć w konceptualizm tego przypadku, o którego geniuszu nie mam zielonego pojęcia?
a mnie dodatkowo przez ostatnie miesiące kita urosła ;P
chyba zainwestuje w produkcje pędzli, nim fryzjera odwiedzę (grzywę sam przed lustrem ścinałem- swymi ,,ręcoma"- nie pytać proszę z jakim efektem- nie muszę przynajmniej zaczynać się śmiać, by wzbudzać już uśmiech nr 10- samym widokiem- tyts)...
choć podobno robią skup na internetowych poletkach- może z pod kreski finansowej wyjdę? zawsze to jakiś grosz na farbki ha ha
Mimo, że nie jestem urodzonym przemyślaninem, to jednak prędko wsiąkłem w tamtejszą, specyficzną mentalność. Jak to Doro kiedyś określiła- ,,nie jest to tylko mentalność- Przemyśl to stan umysłu..." ;) Zatem moje serducho jak najbardziej należy do tego miasta, gdzie oczywiście mam miejsce zwane potocznym językiem ,,domem".
Domem nie tylko jako mieszkaniem, ale ludźmi, miejscami, klimatem i bla bla bla
Jeśli ktoś nie był- pfff niech żałuje :P wszystko jest do nadrobienia...
Zatem nie mogłem przejść obojętnie, przy wyremontowanym niedawno Dworcu Kolejowym, który miałem ostatnio przyjemność oglądać, podczas powrotu ze świątecznego wolnego :)
Fakt pozostaje faktem, że robi wrażenie- tym bardziej, że jest to po prostu... dworzec :)
a ja pełną piersią i podniesioną głową patrzyłem i patrzyłem :D
coś się ciężko zaczyna i coś się pięknie kończy :)
ale dlaczego się pojawił na blogu?
Ponieważ przy renowacji i konserwacji (freski, złocenia i sztukateria) zabytkowego, neobarokowego dworca, pracowały osoby dobrze mi znane- wręcz bardzo bardzo, bo z mojego rocznika z poprzednich studiów (arch wnętrz) - zatem pełen podziwu muszę im pogratulować ponad rocznej pracy przy tym kolosie, szczerze doceniając prace ludzi na rusztowaniach.
Jako jedni z nielicznych, mogliście zobaczyć efekty pracy już w październiku, przed jej ukończeniem, gdzie jedna z konserwatorek (machająca poniżej swą łapką) ugościła Fafika, powalając mu na błogie hasanie po rusztowaniu ;)
fot. Fafik
Padły wtedy też słowa:
"Jest różowy, chujowy i tak ogólnie",
które rozeszły się po Przemyślu szybciej niż myślałem, a tym bardziej doszły do kolegów z rusztowania przyprawiając o niekończący się rzecz jasna śmiech ;)
Z racji, że jest to pierwszy post blogger'owy w nowym roku, chciałbym zapowiedzieć mały projekcik rysunkowo- malarski, który o dziwo, nie ujawni się w całości, lecz w detalach, fragmentach szkiców i obrazów, by w momencie, kiedy przyjdzie odpowiednia data (koniec stycznia)- pokazać całość ;) związane jest to również z pewną niespodzianką... więc to leci na dzień dobry :)
(jest to też nowy, tegoroczny patent, na prezentacje szkiców i obrazów- zawsze przed całościowym chrabąszczem, będzie ukazywany jako preludium jego mały fragment)
Dalej nie mam aparatu do dokumentacji bieżącego materiału, więc dopiero w przyszłym tygodniu, projekt zacznie ukazywać się kroczek po kroczku :)
Po nim, rzecz jasna podreptają kolejne chrabąszcze, grafiki, obrazy, wieści z pracowni warsztatowej i ploteczki... dużo emocjonalnych ploteczek, bo przyszedł w końcu czas by rozprawić się szczerze z przeszłością i doświadczeniem ;)
jako K.I.M.'uszka (cium za uszka?) oficjalnie otwieram kolejny, nowy roczek na Passion'ie ;]
;)
również Lil' Kim szykuje swój powrót na 2012- Jej pierwsza płyta (nie licząc mixtape ,,Black Friday" z zeszłego roku z moim ulubionym kawałkiem, będącym zapowiedzią oficjalnego krążka) po wyjściu z więzienia- 2006 roku... ponoć nadchodzący EP'ek, to nowe wcielenie Kimuszki. Z jednej strony zacieram swe dłonie, z drugiem jestem pełen obaw, bo ostatnio bierze się za dziwne kolaboracje, niekoniecznie dla Niej dobre ;/ Dzidziu... tylko nie disco- pląs... Nie Ty!