Dziś pracownia opustoszała...
Cisza...
Bezruch...
Bezwład...
Zapach nafty unoszący się po kątach...
Skwierczące piece do nagrzewania blach...
Pustka...
oraz charakterystyczny stukot butów profesora...
Ja
&
samotna praca...
czyli ciąg dalszy nastroju mimowolnie mi się udzielił...
tym razem opanowałem łzy cieknące jak z krokodyla...
(co za ubaw profesorka miała na fotografii w poniedziałek popołudniu ho ho ho)
chociaż chce mi się już tak na prawdę tylko śmiać...
(wraz z Anetą i jej Wiedźmami ;] )
(wraz z Anetą i jej Wiedźmami ;] )
Zacząłem robić kolejną matryce- drugą część do tryptyku ,,Ofeliona"- tym razem wizerunek dobrze znany z wcześniejszych dokonań. Format 50x70 matrycy został podwojony- czyli pracuje na formacie 100x70 (szarpnięta kieszeń blachą)- stwierdziłem, że czas na coś większego- a owy wizerunek będzie częścią środkową do projektu.
Po konsultacji, profesor stwierdził, że niekoniecznie możemy zamknąć się w ,,popiersiu"- wręcz pójść dalej- po zrobieniu obecnej pracy- można ją kontynuować na kolejnej dużej matrycy, robiąc resztę ciała- czyli rozmytego brzucha, bioder i nóg- co oczywiście ochoczo podchwyciłem- czyli nie tylko powstanie zapowiadany tryptyk- ale również osobna praca, która będzie rozmiarów większych od skali naturalnej, ludzkiej zatopionego w emocjach ,,Ofeliona"...
Podjarałem się jak dziki bąk- dlaczego wcześniej na to nie wpadłem?
Podjarałem się jak dziki bąk- dlaczego wcześniej na to nie wpadłem?
Oczywiście wszystko wyjdzie w trakcie pracy...
Przy porażce przy pierwszej części tryptyku, zastanawiam się czy praca na samej ,,tincie", bez wytrawionego konturu, pójdzie mi sprawnie- choć sam prof i inni odwiedzający pracownie, mówią, że wyszło ok- natomiast sam kwituje to beznadziejnym ,Nieeeee e... to nie tak miało wyglądać..."
Znów odwiedzający studenci z innych pracowni pytali i główkowali:
,,Znów ten pan... No to pięknie"
,,Niczym Ofelia- Zabiłeś tym razem biedaka..."
,,OOOOooooooooo nie będzie już na mnie patrzył..."
,,Skąd Ty wziąłeś takiego przystojniaka? Ja też chcem!"
Po minutach ciszy i samotnej pracy, zmusiłem się na spacer po innych pracowniach- zostałem również zaproszony do pracowni linorytu- prawdopodobnie wezmę sobie ją obok animacji jako dodatkową w przyszłym semestrze- chyba, że czas na dziobanie metalowych matryc zabierze mi najwięcej czasu.
We will see...
Wraz z Kurakiem postanowiliśmy troszkę reformować naszą wiedzę- w ramach wolnych wieczorów i okienek chodzić na wykłady i sympozja z zakresu artystycznego, które odbywają się w muzeach i innych instytucjach. Również mamy w planach zapisać się jako wolni słuchacze na wykłady.
Po wczorajszym wykładzie w Muzeum Narodowym dotyczącym malarstwa Turnera oczami krytyków, na piwie wraz z Kurką stwierdziliśmy, że ostatnio bujamy się na podobnym wózku...
oraz po raz kolejny uświadomiliśmy sobie fakt, ze nasze poznanie się na akademii to nie tylko czysty przypadek- zbyt dużo nas łączy- łącznie z burzliwa przeszłością i burzliwymi relacjami- czytaj dostawianie w dupę za nadmierne emocje, którymi najchętniej się pomiata i zamiata- czy po prostu wykorzystuje, poprzez nadmierną naiwność i ufność...
Wyciąganie swych ośmiorniczych macek do ludzi (cytat dedykowany od Doro, która pięknie się mną opiekuje na prywacie), w nadmiernej ilości bo nie tylko 8 sztuk, ale 800 czasem przyprawie o odcięcie jednej, drugiej, trzeciej- co niestety boli- mimo, że człowiek się nauczył nie dać tego poznać po sobie ;]
w końcu pracowało się na to przez swoje całe życie- czyż nie tak?
Siedząc przy barze (moje stałe krzesełko zarezerwowane) klienci ino kręcili nosem, podciągajac głośno swoje smarki- na co z grzecznym uśmiechem odpowiadałem- ,,Tak, tak- to ja... śmierdzę naftą, benzyną i jestem po pachę brudny... sorki" ;]
Zatem szybciej niż myślałem stałem się tematem nr jeden na cały bar...
Maszka podczas zbierania kufli słyszała jak stoliki debatują na temat ślicznego chłopaka w niebieskim sweterku i kolorowych skarpetkach siedzącym i chichrającym się w niebo głosy jak foka przy barze- ,,czy śmierdzę czy specyficznie pachnę"...
Chłopak kupujący piwo, ładnie mi to rozłożył na czynnik pierwszy zapraszając do siebie do stolika- mówiąc że grafika warsztatowa wszytko tłumaczy, natomiast inne dziewczę stwierdziło, że z chęcią pójdzie ze mną potańczyć o_O pomagając zabierać brudne kufle, stolik okrzyknął- ,,oooo nasz kolega!!!" czyli czas najwyższy trzeba było się zbierać z tego miejsca...
..Brawo Marianek...!" okrzyknęła Maszka klaszcząc w dłonie śpiewając Pana Zenka ;]
Obiecuje, że jutrem zabierając w tany Anetę, będę pięknie pachniał...
bo inaczej się nie odgonię...
od psycholi...
tym bardziej, że na siłę chciałem zatrzymać melancholijny stan- z wariatami się jednak nie da...
zatem dedykacja jak najbardziej trafiona- dziś pytam sam siebie...
a pocałowana Żaba w Księcia się nie zamieniła...
dziwne bajki...
a co do Żaby Raby...
Przesłała mi wczoraj ciekawy film, który nie omieszkam się obejrzeć ;]
no i na zakończenie preludium Dagowe ;]
tym razem w wersji Pin-Up...
,,Daga"
szkic
akryl na dykcie
100x70
czyli kolejny szybciak- w wersji B&W
(powyżej światło dzienne, poniżej światło nocne)
Daga stwierdziła, że się marnuje pozwalając by mi łóżko stygło...
a tym bardziej mając coś takiego jak Termofor!
WSTYD (podobno) ;]
Kurka natomiast porównała do Szopa...
który potrafi w ciągu godów przejść 300km i wrócić z powrotem ;P
kobiety...
eh
no i na zakończenie preludium Dagowe ;]
tym razem w wersji Pin-Up...
,,Daga"
szkic
akryl na dykcie
100x70
czyli kolejny szybciak- w wersji B&W
(powyżej światło dzienne, poniżej światło nocne)
Daga stwierdziła, że się marnuje pozwalając by mi łóżko stygło...
a tym bardziej mając coś takiego jak Termofor!
WSTYD (podobno) ;]
Kurka natomiast porównała do Szopa...
który potrafi w ciągu godów przejść 300km i wrócić z powrotem ;P
kobiety...
eh
Tak potwornie ubawiła mnie anegdota szopowa, że rechoczę jak lemur i nie mogę spokojnie napisać nic więcej ;DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńizi Leji ;)
OdpowiedzUsuńciąg dalszy opowieści szopowej jest taki, że lubi buszować w rzeczach właściciela, kradnąc co nieco do swojego gniazdka oraz ładnie rozkopywać kwiatuszki bawiąc się w ziemi ;]
to nie koniec- jak się do przytula i poświęca wiele uwagi, jest radosny i rozhasany, jeśli się nie poświęca mu tego czasu wpada w depresję i później ciągle śpi mając focha...
Jestem Szopem o_O
ej ale to miał być poważny i melancholijny wpis... nie wyszło mi?
OdpowiedzUsuńtaaaa, lubi buszować, choć nie powinien ;)
OdpowiedzUsuńLepiej być szopem niż fotoszopem, w sumie.
Jest tako staro, buddyjsko pradwo - [myśli, myśli intensywnie] "bądź jak teflon, nie przylegaj!!!"
:DDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńWidzę tę scenę, Kimon rzewnie kapie na odbitki, wykładowczyni musi się szybko konsultować ze swoją wewnętrzną przedszkolanką, w popłochu rozsypuje torebkę szukając ligniny do wysmarkania noska...
M.in. za to Cię kocham Kimciu, za umiejętność ryczenia w miejscach publicznych :D :*
Drogi hasający Kimonie, sam powiedziałeś, że nadzieja umiera ostatnia:)
OdpowiedzUsuńMając lat cztery bodajże, zapragnąłem mieć rodzeństwo. Wszyscy dookoła mieli, tylko nie ja. Otrzymawszy od babci kilka monet (wtedy to była spora gotówka) wyruszyłem na łąkę, by przekupić bociany, które w zamian za kasę miały przynieść mi siostrę albo brata.
No i się doczekałem- po dziewięciu latach:))
p.s. A może by tak spróbować ze żywą żabą??
p.s.2 Termofor dobry na zimowe noce, ale radził bym go zamienić na coś bardziej gadatliwego :))