Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Daga. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Daga. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 11 marca 2012

Surrogate... Embryo... Daddy... Parenthood...



 ,,Surrogate..."
(pierwszorzędnie szkic miał nosić tytuł ,,Pregnant")

tusz na kartonie

100x70

Zupełnie przypadkowo (pierwsze zamierzenie w ilustracji dla Joli, było ukazanie kobiety w ciąży) szkic, który miał nie być kontynuacją moich prywatnych zamierzeń i projektów, stał się kolejną opowieścią, brakującym puzzlem do ,,Daddy's" (!klik!)...

Dopiero teraz ukazuje prawdziwa historię!!!

Eh ciągle z tym walczę...



 ,,Embryo..."

tusz na kartonie

fragment szkicu ,,Daddy... part 1
(100x70)



 ,,Daddy..."
part 3
(klik)

tusz na kartonie
100x70




,,Parenthood..."
tryptyk

tusz na kartonie

3x 100x70

Daga (na szkicu- klik) zapytała dziś przy porannej kawie, czy chciałbym mieć dzieci...
Odpowiedziałem, że oczywiscie- i to nie jedno (co Daga skwitowała- ,,to oczywiste")! 
Czy swoje, czy adoptowane- nie wiem, ale pragnienie w sercu jest dość spore... i co rusz wychodzi na jaw ;)

Nigdy tego nie ukrywałem a nawet otwarcie o tym powiadam- i widać to gołym okiem podczas przebywania z dzieciakami- zmieniam się wtedy całkowicie- mały, rozhasany i beztroski Kimi (wybór celowy), nagle w mgnieniu oka... dojrzewa i potrafi zachować twarz jako Arek ;> 
Stąd tak wielkie zaangażowanie (które obecnie przechodzi posuchę od roku z racji braku czasu) w pracy terapii zajęciowej z dzieciakami, wolontariacie i wychowawca (paradoks w moim wypadku co?)... Nawet mam papiery na to, więc nie jestem takim pustakiem jakby niektórym się wydawać mogło ;) łoł

To tylko kwestia czasu ;>
Wydaje mi się, ze obecne stany emocjonalno-psychologiczne są również spowodowane brakiem ,,dawania" siebie tym małym dziabongom i zbytnim skupianiu się na sobie- zupełnie niepotrzebnie chwilami- życie jest za krótkie by się w nim ,,taplać". Straciłem priorytety, które kiedyś ukształtowały mój (taki, czy nie inny) charakter, zastanawiam się tylko w którym  miejscu popełniłem błąd- bo jest on ciągle nie rozwiązany.

Ukradkiem zdradzę, bo nie powiadałem tego tak dosadnie (choć czasem przebąkuje), że planem na przyszłość (dość daleką jeszcze- wymagającą ciągłych wyrzeczeń i pracy) jest otworzenie pracowni- nie stricte artystycznej, ale połączonej z terapią zajęciową dla dzieciaków- szczególnie tych niepełnosprawnych. Studiowanie grafiki na ASP było i jest zwykłą zachcianką poznania technik trawionych i spełnieniem swojego marzenia z dzieciństwa (niespełniony w ambicjach próżniak), a nie przyszłościowym zawodem- pasją prywatną (która może interesować jednych, lub spływać po drugich). 
Po ukończeniu dyplomu (jeśli go w ogóle skończę- niezbadane są wyroki boskie) kolejny wyjazd (nowe miasto, nowe życie) i kontynuacja edukacji na Pedagogice.
Nie poszedłem w zeszłym roku (gdy nie dostałem się po raz pierwszy na ASP), tylko dlatego, że nie czułem się jeszcze na siłach, chcąc spróbować zupełnie czegoś innego- pracy w korporacji (nigdy więcej, wolę dziadować- ucieczka do Krakowa się kłania).

Więc chyba jasna jest odpowiedź dlaczego nie czuje się artystą- bo tak na prawdę w głębi serducha się ich boje (artystów)! Dlatego bardziej rozumiem osoby, które traktują to jako pasję, coś wewnętrznego, w przyszłości robiąc zupełnie co innego- stąd też zaangażowanie i traktowanie swoich prac jest takie jakie jest- powtórzę się- forma autoterapii :)

Dlatego słowo rzemieślnik bardziej mi osobiście odpowiada :)

Ale póki co, czas na ten cały plan sobie ciężko zapracować ;>


miłej i słonecznej niedzieli życzę :)

p.s.
Dostałem również od Dagi kalendarz- czas poukładać sobie również sposób pracy i ustawieniu co jest ważne, co ważniejsze a co mniej ;)
małymi kroczkami- ale do przodu

czwartek, 1 grudnia 2011

mieć czy zjeść?



,,Mieć ciastko
zjeść ciastko..."

chciałoby się,
niestety tak się nie da-
choć jest to bardzo wygodne.

Zatem przyszła reforma danego stwierdzenia:

,,Mieć Michałka
&
zjeść ciastko..."

to jest dopiero sztuka!


Sztuką i odwagą jest też fakt płakać, wtedy gdy wszyscy się na Ciebie patrzą, tym bardziej na ulicy czy na zajęciach, gdzie odważnie powinienem mówić o swoich pracach i projektach...
Ostatnie kilka dni nie należały do najłatwiejszych...

Stanąłem w drzwiach korytarza... 
Daga spojrzała na moje zapłakane oczy- nic nawet nie pytała...
Wiedziała... 
Przeczuwała...
Upadła na podłogę razem ze mną i mocno przytuliła, ocierajac swoim ramieniem moje płynące lawinowo łzy... Wtuliłem się i jeszcze głośniej zapłakałem, ona razem ze mną- z bezsilności...
Leżałem w tym korytarzu kurczowo trzymając się jej ramienia i swetra, drżąc i smarkami zalewając jej strój wyjściowy...

Kolejną nocą zasypialiśmy wspólnie długą rozmową w jednym łóżku.

Pokazuje ostatnio swoją słabość i siłę zarazem- walcząc ciągle o to samo...
Śmieje się & płacze...
Dziobie, rozśmieszam, słucham, wspieram i za chwile znów płacze...

Nigdy wcześniej nie płakałem ze smutku, zawsze płacz był wynikiem radości...
role się odwróciły i poczułem to doznanie.


 Tego wieczora ramieniem swoim otoczyła mnie Cudowna Wiedźma...
Moment kiedy pogłaskała mojej dłoni... jednocześnie przyprawił o ciepło w swej sile i smutek w swojej słabości. Obydwoje bujamy się na tym samych emocjach. 
Walczymy o coś, co już na samym starcie porażką się okazuje...

Ja uczę się chować swoje macki, Aneta uczy się je wyciągać...

Pół kilo ciastek,wino, pączki, michałki oraz kolacja (standard spotkaniowy) jak zwykle miały przyprawić przynajmniej o szczyptę osłody i podłechtania próżności, że zasługujemy na odrobinę myślenia o sobie poprzez dogadzanie kubków smakowych...




Wystarczy obecność... 
(no i w końcu zaklepane- zaległe toasty)
Jedno słowo, które przez najbliższe 2 tygodnie znów brzęczeć będzie po mojej głowie.

Na drugim zdjęciu można zobaczyć magiczny, aluminiowy palec Anety, którym mam sobie machać przed oczami, kiedy kolejnym razem łezka będzie mi się kręcić w oku...

a ja w ramach rekompensaty mam przekazać rysunki uczelniane Pana Mariana (w którym Aneta zakochała się od pierwszego wejrzenia na szkicowy akt), z którymi przyszedłem w odwiedziny pod pachą po zajęciach.
Chociaż to rysunkowy GNIOT!

Wojowniczka! 


zatem dziękuję...

bo te spotkania są czymś więcej niż tylko przyjacielską rozmową...
jest to coś ponad lewitująca kulą miodu, czy głazem narzutowym :*

a za muzykę również dziękuję :*




środa, 30 listopada 2011

Cisza?...



Dziś pracownia opustoszała...
Cisza... 
Bezruch... 
Bezwład...
Zapach nafty unoszący się po kątach...
Skwierczące piece do nagrzewania blach...
Pustka...
oraz charakterystyczny stukot butów profesora...

Ja 
samotna praca...

czyli ciąg dalszy nastroju mimowolnie mi się udzielił...
tym razem opanowałem łzy cieknące jak z krokodyla... 
(co za ubaw profesorka miała na fotografii w poniedziałek popołudniu ho ho ho)
chociaż chce mi się już tak na prawdę tylko śmiać...
(wraz z Anetą i jej Wiedźmami ;] )



Zacząłem robić kolejną matryce- drugą część do tryptyku ,,Ofeliona"- tym razem wizerunek dobrze znany z wcześniejszych dokonań. Format 50x70 matrycy został podwojony- czyli pracuje na formacie 100x70 (szarpnięta kieszeń blachą)- stwierdziłem, że czas na coś większego- a owy wizerunek będzie częścią środkową do projektu.
Po konsultacji, profesor stwierdził, że niekoniecznie możemy zamknąć się w ,,popiersiu"- wręcz pójść dalej- po zrobieniu obecnej pracy- można ją kontynuować na kolejnej dużej matrycy, robiąc resztę ciała- czyli rozmytego brzucha, bioder i nóg- co oczywiście ochoczo podchwyciłem- czyli nie tylko powstanie zapowiadany tryptyk- ale również osobna praca, która będzie rozmiarów większych od skali naturalnej, ludzkiej zatopionego w emocjach ,,Ofeliona"...
Podjarałem się jak dziki bąk- dlaczego wcześniej na to nie wpadłem?

Oczywiście wszystko wyjdzie w trakcie pracy... 
Przy porażce przy pierwszej części tryptyku, zastanawiam się czy praca na samej ,,tincie", bez wytrawionego konturu, pójdzie mi sprawnie- choć sam prof i inni odwiedzający pracownie, mówią, że wyszło ok- natomiast sam kwituje to beznadziejnym ,Nieeeee e... to nie tak miało wyglądać..."

Znów odwiedzający studenci z innych pracowni pytali i główkowali:

,,Znów ten pan... No to pięknie"

,,Niczym Ofelia- Zabiłeś tym razem biedaka..."
,,OOOOooooooooo nie będzie już na mnie patrzył..."

,,Skąd Ty wziąłeś takiego przystojniaka? Ja też chcem!"

Po minutach ciszy i samotnej pracy, zmusiłem się na spacer po innych pracowniach- zostałem również zaproszony do pracowni linorytu- prawdopodobnie wezmę sobie ją obok animacji jako dodatkową w przyszłym semestrze- chyba, że czas na dziobanie metalowych matryc zabierze mi najwięcej czasu.

We will see...



Wraz z Kurakiem postanowiliśmy troszkę reformować naszą wiedzę-  w ramach wolnych wieczorów i okienek chodzić na wykłady i sympozja z zakresu artystycznego, które odbywają się w muzeach i innych instytucjach. Również mamy w planach zapisać się jako wolni słuchacze na wykłady.

Po wczorajszym wykładzie w Muzeum Narodowym dotyczącym malarstwa Turnera oczami krytyków, na piwie wraz z Kurką stwierdziliśmy, że ostatnio bujamy się na podobnym wózku...
oraz po raz kolejny uświadomiliśmy sobie fakt, ze nasze poznanie się na akademii to nie tylko czysty przypadek- zbyt dużo nas łączy- łącznie z burzliwa przeszłością i burzliwymi relacjami- czytaj dostawianie w dupę za nadmierne emocje, którymi najchętniej się pomiata i zamiata- czy po prostu wykorzystuje, poprzez nadmierną naiwność i ufność...
Wyciąganie swych ośmiorniczych macek do ludzi (cytat dedykowany od Doro, która pięknie się mną opiekuje na prywacie), w nadmiernej ilości bo nie tylko 8 sztuk, ale 800 czasem przyprawie o odcięcie jednej, drugiej, trzeciej- co niestety boli- mimo, że człowiek się nauczył nie dać tego poznać po sobie ;]
w końcu pracowało się na to przez swoje całe życie- czyż nie tak?


Po zajęciach w warsztacie, na pożegnaniu Maszkowym w pracy, padła debata... 
Siedząc przy barze (moje stałe krzesełko zarezerwowane) klienci ino kręcili nosem, podciągajac głośno swoje smarki- na co z grzecznym uśmiechem odpowiadałem- ,,Tak, tak- to ja... śmierdzę naftą, benzyną i jestem po pachę brudny... sorki" ;]

Zatem szybciej niż myślałem stałem się tematem nr jeden na cały bar...
Maszka podczas zbierania kufli słyszała jak stoliki debatują na temat ślicznego chłopaka w niebieskim sweterku i kolorowych skarpetkach siedzącym i chichrającym się w niebo głosy jak foka przy barze- ,,czy śmierdzę czy specyficznie pachnę"...
Chłopak kupujący piwo, ładnie mi to rozłożył na czynnik pierwszy zapraszając do siebie do stolika- mówiąc że grafika warsztatowa wszytko tłumaczy, natomiast inne dziewczę stwierdziło, że z chęcią pójdzie ze mną potańczyć o_O pomagając zabierać brudne kufle, stolik okrzyknął- ,,oooo nasz kolega!!!" czyli czas najwyższy trzeba było się zbierać z tego miejsca...

..Brawo Marianek...!" okrzyknęła Maszka klaszcząc w dłonie śpiewając Pana Zenka ;]

Obiecuje, że jutrem zabierając w tany Anetę, będę pięknie pachniał...
bo inaczej się nie odgonię... 
od psycholi...

tym bardziej, że na siłę chciałem zatrzymać melancholijny stan- z wariatami się jednak nie da...

zatem dedykacja jak najbardziej trafiona- dziś pytam sam siebie...



a pocałowana Żaba w Księcia się nie zamieniła... 
dziwne bajki...

a co do Żaby Raby... 
Przesłała mi wczoraj ciekawy film, który nie omieszkam się obejrzeć ;]

no i na zakończenie preludium Dagowe ;]
tym razem w wersji Pin-Up...


 ,,Daga"

szkic
akryl na dykcie
100x70

czyli kolejny szybciak- w wersji B&W

(powyżej światło dzienne, poniżej światło nocne)


Daga stwierdziła, że się marnuje pozwalając by mi łóżko stygło...
a tym bardziej mając coś takiego jak Termofor!
WSTYD (podobno) ;]

Kurka natomiast porównała do Szopa...
który potrafi w ciągu godów przejść 300km i wrócić z powrotem ;P


kobiety...
eh

wtorek, 22 listopada 2011

,,Ofelion..." szkic malarski...




,,Ofelion..."
podmalówka olejna wykończona akrylem
na dykcie

100x70

czyli kolejny szkic, tym razem w kolorze ;]

ostateczny szkic akrylowy powstał w niecałą godzinę- podmalówka olejna została zrobiona jakiś czas temu, ogarniając ino plamy barwne...

czarno biały szkic o wiele lepiej mi się podoba, jednak przy oględzinach tego tematu, zastosowałem chyba wszystkie możliwe media...

kolor nie jest moją najmocniejszą stroną i chyba nigdy nie będzie- luźniej się czuje w balansowaniu miedzy bielą a czernią... 
dlatego może wstyd jest mi pokazać obrazy, które powstały na wakacjach czy nawet i wcześniej...
patrząc na dokonania młodych artystów (malarzy) ciągle jest we mnie mało wiary co do pracy na płótnie, nie daje z siebie tyle ile bym chciał, przez co zniwelowałem obrazy malarskie do minimum- mimo że zaległe nadal kwiczą i piszczą...

a ja ciągle boje się kompromitacji i krytyki...




 Zacząłem walczyć z przesileniem jesiennym, które od wczoraj zaczęło nieuchronnie i mnie dotykać- ale ruch/bieg na świeżym powietrzu prędko rozwiewa melancholijne, nadciągające jak burza myśli...
Nie daje się tak łatwo myślami o porażkach, niedołężnej i żmudnej pracy nad projektami z plakatu i fotografii (idzie mi to jak krew z nosa na studiach- jednak co manual to manual)  czy tego czy w tym miesiącu będę miał co do gara włożyć, a tym bardziej zapłacić za kolejny semestr studiów ;]

zima prędko nadchodzi, co odczuwam wzrastającym apetytem i nieprzespanymi nocami- dziobanie- i zawalaniem wstawania rano- jak i wczoraj tak i dziś przespałem poranne zajęcia...

bo ciepłe łóżko... to ciepłe łóżko ;]



 Obecny Ofelion, będzie równocześnie drugą odsłoną tryptyku w grafice warsztatowej, prawdopodobnie jutrem zakończę pracę nad starą matrycą, i zacznę dziobać kolejną...
tym razem wezmę blachę na swe włości (po całym etapie akwatinty- czytaj kwaszenia), by przyśpieszyć pracę nad tryptykiem i doszlifować go do perfekcji mezzotintą...


 Od kilku nocy (a raczej poranków) nawiedzają mnie sny powrotu cypisowego zza granicy :)
kiedy wchodzi z tobołkami do domu, stoi w drzwiach, siedzimy przy stole jedząc śniadanie czy leżąc w łóżku rozmawiając i radując się swoją obecnością :)

stęskniłem się za dzieciakiem :)

już psychicznie przygotowuje się na jego okrzyk- JAK TU ŚMIERDZI FARBAMIIIII I TERPENTYNĄ!!!

więc jako domownicy doszliśmy do wniosku, że dostane znów swoją izolatkę ;]



 Daga- Cypisówka (dumna z rzemieślniczej pracy) wlazła mi w kadr, podczas gdy sama w pośpiechu (jak zwykle spóźniona) wybierała się na biznesowe spotkanie ;]



muzycznie nadal siedzę w latach 80' ;]



zatem dzisiejszy wieczór sponsoruje Whitney ;]

niedziela, 20 listopada 2011

,,Ofelion..." Maszka & Pan Weider


 ,,Ofelion..."

szkic roboczy- poglądowy

akryl na dykcie
100x70

czyli pracy nad projektem ciąg dalszy...

praca długa, żmudna i męcząca- ale jest to proces nieunikniony w trawieniu tego tematu...
bardzo spodobał mi się fakt, że szkic równie dobrze wygląda w pionie :)





Dziś z Dagą zrealizowaliśmy wstępne przymiarki do nadchodzących chrabąszczy, Jej bariera co do swojego wizerunku pękła jak bańka mydlana :)
będzie to miła konfrontacja- Cypis & Cypisówka :)
są do siebie bardzo podobni, co za tym idzie, będzie to miłe połączenie ich rysunków czy obrazów obok siebie...
Jak Cypisior powróci zza granic państwa- za tygodni kilka- stęskniłem się za dziecięciem-doprowadzę do sportretowania tych dwóch twarzyczek na jednym płótnie w dość symbolicznej (i nawet przebąkiwałem o tym) stylistyce :)

 Mimo, że niedawno coś pod nosem burczałem, że dostałem propozycje wystawy i odrzuciłem to na drugi plan z racji, że nie czuje się na siłach wychodzenia z chrabąszczami, to zostałem znów mile zaskoczony wiadomościami :) 
tym razem chyba jednak się skuszę...
prawdopodobnie przełom stycznia i lutego- ale jeszcze nie będę pisał o szczegółach, bo ciągle niepewność we mnie jest...
założyłem sobie, że kolejną wystawą będzie pokazanie szerszemu gronu duetu ,,Ham&Kid"- naszych prac, projektów, pokazanie samych siebie itd. itp., ale w tym wypadku nie wiem czy jest to dobry pomysł, tym bardziej, że wiele planów się pokrzyżowało... 
a może byłoby to pożegnalnym zwieńczeniem naszej miłej i niezapomnianej przygody, współpracy i różnorakich doznań?

ale to nie tylko ode mnie zależy :)

w planach wiszą również ciekawe przedsięwzięcia- więc nadchodzący nowy 2012 rok zapowiada się dosyć intensywnie :) co oczywiście mnie bardzo cieszy-
czyli jednym słowem zacierka ;P




Doszliśmy dziś z Maszką do wniosku, że moje porażki chyba nie tylko dotyczą mojej ciemnej karnacji (,,Marian- nie wychodzi ci to bo jesteś... czarny"), ponieważ obydwoje popełniamy te same gafy, jadąc na tym samym wózku...
dziś przewertowaliśmy wszystkie zdjęcia od początku naszej znajomości, która prędko przerodziła się w piękną przyjaźń- to tak jakby wsadzić mnie do kobiecego ciała :)
zobaczyliśmy jak się zmieniliśmy (charakternie i wizualnie) przez te dobrych parę lat...
a nasze szalone filmiki...

 będziemy mieli czym karmić maszkowe dziecięcia ;>

zatem zrobiliśmy sobie amokową od śmiechu podróż do przeszłości- nie obyło się tez bez emocjonalnych i melancholijnych rozważań ;]







Ostatnie chwilę, również utwierdziły mnie w fakcie, że jestem nieatrakcyjnym i fuj fuj człowiekiem- czas podążyć w pracy nad samoakceptacją o krok dalej...
(jest to temat, którego nie można ze mną poruszać...)

Biegam już bardzo bardzo długo, moja talia się zmieniła, stałem się bardziej smukły i wytrzymały... 
a nogi w porównaniu do całego ciała wyglądają w udach jak belki...
oprócz codziennych (no prawie), lekkich biegów (8-10km) i ćwiczeń, staram się raz w tygodniu dać sobie w kość w półmaratonie- czyli w treningu trasę podwoić- czyli ponad 20 km...
czuje się lepiej, fakt...

ale to za mało...

dlatego od dziś (po kolejnym biegu) postanowiłem sprawdzić się w ,,Szóstce  Weidera" ;]
niby za 42 dni mam wyglądać  troszkę lepiej... 
wega tryb funkcjonowania zostaje podwojona o jajko (nie jadam za często) i więcej nabiału...
we will see...

zatem jak podali w ,,instrukcji", można dla porównania zrobić sobie zdjęcia ,,przed" i ,,po"


zatem jest ,,przed"...
za 42 dni ukaże co ze mnie wylazło ;]

muzycznie nadal siedzę w latach 80' ;]
może naszym (Maszkowym) szlagierem jest inny kawałek, ale dziś pod wpływem bardzo spokojnego dnia, porywam się cichutko z ołówkiem do kącika :)