czwartek, 29 grudnia 2011

Ecce HaM(o)...


 ,,Ecce HaM(o)..."

olej na płótnie

100x70

czerwiec/lipiec

 Odkopany z prehistorii obraz, który podczas wakacji uległ zniszczeniu- ale udało się go odratować- niestety szkody na płótnie (na ramieniu i obojczyku) widoczne są do teraz.



 Kiedy świadomie zacząłem podążać za chrabąszczami, byłem zachłyśnięty tematyką sakralną w portretach i autoportretach. Było to związane z moim (tamtejszym) przejściem na wiarę monoteistyczną, obracaniem się w środowisku sakralnym, czytaniu ksiąg świętych karmelu...
Wydawało mi się, ze Pana Boga za nogi złapałem, myśląc, że odkryłem Amerykę.
Z racji, że moja wiedza książkowa i teoretyczna jeśli chodzi o historię sztuki była nikła, wiec jak się później okazało, nie byłem pierwszym i nie będę zapewne ostatnim, który w swym rozdziale (początkującym) zabiera się za tą tematykę... 

Kiedy przypadkiem trafiłem na wystawę Tadeusza Boruty, ujrzałem w Jego pracach to co w tamtym okresie pragnąłem zrobić... zatem prędko odrzuciłem ten temat, który w pewnym momencie przyniósł mi więcej szkody niż pożytku- ale wtedy jeszcze nie odpuszczałem.
Kiedy hds stał się modelem, chciałem na dzień dobry pójść o krok dalej, nie będąc jeszcze świadomym co robię i w ,,Descent Into Hades" ( igrając z wewnętrznym buntem i ogniem), łącząc sakralność z seksualnością- swoje pierwsze odkrycie i ukazanie swojej potrzeby mówienia o męskiej przyjaźni i miłości.




Obrazy uległy wypadkowi (miałem wtedy szlaban i odwyk od bloggera, więc o tym nie pisałem)- podczas zabrania ich na strych do wyschnięcia, mokre oleje przywitały mnie na drugi dzień na ziemi, wciskając w swoje macki cały brud i kurz.
Do tej pory zastanawiam się czy zrobił to jakiś niemiły sąsiad, czy był to przeciąg- strych się jednak latem wietrzył, czy po prostu ręka boska w końcu mnie ukarała za tą zabawę?

Jedynie obecny ,,Ecce HaM(o)" i dyptyk ,,Visitation" (szkice tu i tu- a preludium obrazu tu- już niebawem na blogu) ocalały jako tako- mając uszczerbki (typu uszkodzenie płótna) i musiałem raz jeszcze je podmalować.

Wśród obrazów była też ,,Pieta"- która została również poprawiona i wraz z bogatym materiałem szkicowym zacznie powolutku się wyłaniać- jedyny z sakralnych motywów, który zawsze będzie dla mnie nieśmiertelny w portretowaniu.

Cały ten etap, był potrzebny by iść dalej a jednocześnie wchodzić w głąb siebie, a powstałe wtedy uczucie, tylko w tym pomogły (,,Rapture In  The Morning...", ,,Unavaible Inspiration..."), by zacząć iść swoją własną drogą- będąc już jej w pełni świadomy, o której pisałem nad ranem.

przypomnienie wstępniaków do ,,Ecce HaM(o)...":













wśród nich jest jeszcze kilka rysunków, jednak w dokumentacji ciągle braki.


Mam za sobą wynaturzenia co do planów do chrabąszczy, zamknięty felieton co do sakralnej stylistyki, a jutrem zapraszam na podsumowanie całego, minionego roku na prywatnej płaszczyźnie.

jeśli moje smaczki muzyczne zostają często pominięte, tym razem zapraszam do obejrzenia :) 
warto (szczególnie po 2 minucie)


Coco Rosie pojawiły się jeszcze na blogu tu & tu

środa, 28 grudnia 2011

Mirror...


 Jeden miesiąc, drugi, zaraz po nim trzeci podreptał, witając już czwarty.
Wydawało mi się (i w sumie nadal mi się wydaje), że dopiero zacząłem przygodę ze studiami, a tu niespostrzeżenie uciekło już tak wiele tygodni, a ja zastanawiam się tylko kiedy?
Czy coś się zmieniło w tym okresie podyktowanym oka mrugnięciem?
Sądzę, że tak... 
nie tylko w samej pracy, patrzeniu na nią ale w samym podejściu do tego co robię.

Nawet nie spodziewałem się, że zacznie to być nieodłącznym elementem mojego funkcjonowania czy trybu dnia. Nawet nie spodziewałem się, że każdego dnia coś wyskoczy z pod mojej łapy, zamykając się jednocześnie w dążeniu do kolejnych realizacji czy pomysłów.
Jest to zabawa- tak, jest to jakiś sposób na wyrzucenia nagromadzonych emocji- też...
Jednak co mnie uderza patrząc z boku- zaczynam w końcu mówić...
nie tylko dziobać, ale przekazywać coś dalej...

 Przeglądam się jak w zwierciadle we własnych rysunkach i zastanawiam się czy dobrze robię, tak bardzo wychodząc z tym co mnie dotyka czy niepokoi. To nie jest strach- tylko pytanie czy nie za wcześnie?
Mam taką potrzebę- a wychodzi to samoistnie.
Autoterapia?

Wiele prac zostało przeze mnie samego ocenzurowanych jakiś czas temu, pokazując tylko fragment swoich ostatnich realizacji i pomysłów o których nawet nie wspominam- odkąd pojawiły się niemiłe maile, czy uwagi ze strony osób (dotychczasowo mi bardzo miłych, kiedy nie poruszam się w materii dość dyskusyjnej), jakoś tak zacząłem zamykać i odcinać pewne sfery od chrabąszczy- mimo że one nadal funkcjonują.
Słowa są słowami, które etykietkę ekshibicjonizmu emocjonalnego nagle zamykane są również w pracach.


 Ham&Kid'owa kooperacja dała mi wiele odwagi, spotkanie Rogalika- Jego twórczości i wejścia w szersze kręgi tematów seksualnych w sztuce, jednak strach (przed samym sobą raczej) ciągle miał jakieś wielkie oczy, przyprawiając o niepewność- a nasz (hds'owy) materiał ciągle nie został do końca ujawniony.

Po ostatnich konsultacjach z rysunku- przed świętami, dotyczącą mojego ostatniego dorobku rysunkowo- szkicowego- szczególnie tego tu nieobecnego na blogu- zostałem kolejny raz uskrzydlony.
Nie w warsztacie (bo jest jeszcze wieeeeele do zrobienia i doszlifowania), technice czy materiale (to też), ale przede wszystkim w tym co chce dalej powiedzieć i poruszać tematykę, która dość często jest zamiatana pod dywan- ,,ok ok, ale takie rzeczy proszę robić w domu, nie tu..."
 Wziąłem głęboki oddech i wypowiedziałem przez swój gardziel co jest moim celem w tych pracach, na jakiej materii chce się teraz poruszać, jakie mam jeszcze pomysły... 
to zobaczyłem po tej drugiej stronie uśmiech. 
Kiedy powiedziałem, że się jeszcze nie jestem pewien czy dobrze robię, usłyszałem- nie bój się i pracuj dalej, bo poruszane tematy są na tyle osobiste, że mogę jedynie wytykać walory techniczne i podrzucić materiał jakim możesz się jeszcze posłużyć.

Zaskoczył mnie fakt, że mimo obecności na akademii, zostaje oddanych oddech- wolność, swoboda a jednocześnie pomoc i siła w determinacji do dążenia w tym co można jeszcze wycisnąć... 
bałem się, że tego nie ma- nie znałem dotychczas takiego trybu funkcjonowania- a pozytywnym zaskoczeniem okazała się wielka pomoc w swoich chrabąszczach- mimo, że nie wiąże z  tym swojej przyszłości tak na prawdę, mimo, że sprawia mi to radość.




Zapowiada się bardzo osobisty okres w chrabąszczach- jeszcze bardziej niż do tej pory. Szczególnie po ostatnich, dość emocjonalnych miesiącach, które dały wiele doświadczenia i jeszcze większej determinacji. Mam nadzieje, że nie strzele sobie samobója mówieniem o miłości...
niewygodnej miłości...
Nie będzie łatwo, bo wyjdzie to poza forum blogowe, ale w końcu już wiem co chce powiedzieć, będąc w pełni tego świadomym.

takie preludium ślinotokowe przed zamknięciem starego roku, a przywitaniem tego kolejnego :]
tłumacze je nieprzespanymi 40 godzinami ;>
no dobra, godzinną popołudniową drzemkę przerwał termofor zalewając mnie potem... 






edit 4:51

ma ktoś aparat do sprzedania???
już drugi tydzień jestem bez sprzętu i dokumentacji...
a szczerze mówiąc ja się po prostu na tym nie znam ;]

"Ach, długo poleżę w wodzie, w sieci wodorostów, zanim uwierzę, że mnie nie kochano, po prostu..."


 Wczoraj powrotem na krakowskie włości, spotkała mnie miła niespodzianka. 
Na portalu VariArt, Daniem Głównym Dnia został wyłoniony ,,Ofelion..." przez członkinie redakcji- Dominikad, która robi przecudne wklęsłodruki.


 Każde wyróżnienie jest dla mnie bardzo miłym doznaniem, a sam fakt, że trzecia grafika, która wyszła z pod mojej ręki- a przy której poświęciłem bardzo dużo czasu- nie przeszła obojętnie- tym bardziej została zauważona przez osobę, która w tej materii siedzi bardzo długo :)


sam opis przy pracy sprawił o małe kołatanie serducha :)
znany mi wiersz:

 "Ach, długo poleżę w wodzie, w sieci wodorostów, zanim uwierzę, że mnie nie kochano, po prostu..." 
(Maria Pawlikowska- Jasnorzewska)

idealnie wpisując się w zakończenie tego roku ;>


akwatinta
100x70



Również wczoraj, dostałem prywatną wiadomość z linkiem...
Otworzyłem i pierwsze co przyszło mi do głowy to słowa:
,,WTF???"
o_O

Nie wiem co to, nie wiem kto to...
W sieci zaistniała jakiś czas temu strona ,,Positive Space".
Znalazłem się tam wśród młodych projektantów, architektów wnętrz jako autor (jako Kermit Dziaba???)- a tam pojawił się jeden z moich projektów z czasów mojej poprzedniej uczelni.


 Zabawna sprawa, ponieważ bardzo prędko po obronie dyplomu z architektury wnętrz, uciekłem od projektowania i udzielaniu się w tym środowisku- łącznie z konkursami- do dziś pamiętam jak moja praca dyplomowa została wyróżniona na jakimś krakowskim konkursie fotograficznym ,,Woda & Architektura" czy jakoś tak, dla młodych projektantów. Z racji, że nie odebrałem telefonów, moja praca została zdyskwalifikowana, bo nie dałem zgody na jej publikacje w eterze publicznym i wysłałem złą rozdzielczość, nie nadająca się do wielkoformatowego wydruku- dostając po fakcie maila ;) i w taki oto sposób moja kariera architekta została zachomikowana- chociaż kto wie, co przyszłość ujawni- projektowanie zapewne przydało mi się podczas konstruowaniu rysunków i grafik, a może kiedyś jedno z drugim zacznie funkcjonować sprawnie?

  Ale fakt pozostaje faktem, że nie jest to moja broszka, choć uważam, że przygoda na byłej uczeni bardzo mnie otworzyła, no i gdyby nie ten fakt nie poznałbym wspaniałych HTF'ów, prof O, który siedzie ze mną teraz w warsztacie a wcześniej kazał zabrać się za inne materie niż kreślenie rzutów, widoków i elewacji, czy też Cukiniowej Wiedźmy ;)



Nocą do termofora dołączyły myśli trawione, które oprócz niesamowitej lawiny ciepłoty, grzania i potu sprawiają o głowy puchnięcie od nadmiaru rozkładania emocji i sytuacji na czynnik pierwszy...

eh...
młodość, emocje & hormony...



;)

wtorek, 20 grudnia 2011

Past...

Zatęskniłem, nawet bardziej niż troszkę, łezkę ocierając ukradkiem, gdy nikt nie patrzył- ale tylko jedną... Prosząc w milczeniu o objęcie w silnych ramionach, chowając się w nich jak małe dziecko szukające bezpieczeństwa... Zasłaniając popołudniem okna, zamykając oczy wciśnięte uchem w poduszkę, powróciłem tam gdzie wracać nie trzeba.
cisza

jednak miejsce przy stole było puste, a kubek stojący na półce nie zmienił swojego miejsca...
zabrakło dłoni, ramion, tętna bijącego z opuszków palca...
 nie zmienia się nic, gdy zmienia się wszystko wokoło...
zmienia się wszystko, gdy dojrzewać nie powinno...
pustka


odnalazłem zdjęcie mojego taty...

po którym jeszcze niedawno pozostał mi tylko ołówek automatyczny...





poniedziałek, 19 grudnia 2011

Obokuri Eeumi


Stawiam nowy dom,
Na ziemi odnalezionej.
Dach pokrywam źdźbłami trzciny,
Starannie związanymi w snopy.

Przy kamiennym murze,
Uczcijmy to złote gniazdo,
Który uwiły setki
Czarnych kań skrzydlatych.

Niedługo nadejdzie ósmy miesiąc,
A ja nie mam żadnego stroju.
Użycz mi bracie choć jeden rękaw,
Bo chcę założyć coś radosnego.
Pragnę odziać dzieci oraz bliskich,
W ostatnie kimono, które posiadam.
Sama okryję się winoroślami,
Zebranymi wysoko w górach.

Księżyca pełni blask w dół spływa
I oświetla ziemię boskim lśnieniem.
Pragnę, by chmury go odrobinę przyćmiły,
Kiedy wkrada się mój ukochany.

środa, 14 grudnia 2011

Wieśniacki artycha - Kościany pseudonim

Stali obserwatorzy bloga wiedzą, że ten symbol jest moim oryginalnym podpisem.
Zatem pewnie nikogo nie dziwi, iż oprócz tatuażu w tym kształcie, zrobiłem sobie również malusieńką (około 1 centymetr) zawieszkę z kości.
W podstawowej koncepcji, za literkę H, robią dwie zwrócone w przeciwnym kierunku ryby, przebite szablą. Jednak zanim dorobiłem do symbolu całe ideolo, powstała właśnie ta zawieszka. Dlatego tutaj, zaszczytną H-rolę, grają kości z kości ;)


Wcześniej nie pokazywałem tego wytworu, bo najzupełniej w świecie o nim zapomniałem, gdyż uległ nieodwracalnemu zniszczeniu.
Na powyższym przykładzie widać, jak delikatnym (wbrew pozorom) i kruchym materiałem jest kość.
Wystarczy chwila nieuwagi, uderzenia kościanym przedmiotem w coś twardego i przedmiot pęka, najczęściej w najcieńszym miejscu.
Dobrze, jeżeli to cienkie jest w miarę grube, to można jakoś spróbować skleić. Niestety tej zawieszki już się nie da zreanimować, a jedynie ładnie złożyć do zdjęcia ;D

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Polecam Poleconym...


 Dzisiejszym rankiem spotkała mnie miła niespodzianka.
Na najbardziej prężnym (na chwilę obecną) portalu artystycznym digart, zostały przez administratorów polecone moje dwie prace do obejrzenia, które można zobaczyć na stronie głównej w dziale rysunku oraz malarstwa.





 olej + akryl na płótnie
60x80



Może nie jest to specjalnie wyróżnienie, ale jest to po prostu miłe, że prace nie przechodzą bokiem- bo mimo, że jestem tam już chyba z trzy lata (a moja galeria ciągle się zmienia- obecnie zostały tam ino HamKid'owe chrabąszcze- efekt celowy), to dopiero teraz jakoś zaglądają osoby z poza ,,kółka wzajemnej adoracji" i stałych obserwatorów.



 ,,Dry..."




autotryptyk

ołówek + czarny akryl

3 x 50x70

To właśnie na digarcie spotkałem się po raz pierwszy z chrabąszczami i twórczością Kapro.
A skoro o nim mowa, przypominam, ze można jeszcze oddać głos na Jego malarstwo w Anata Gallery, za Oceanem. Wystarczy ino kliknąć na Bartka Kapronia, dzięki czemu Jego obraz może ukazać się na okładce albumu z tamtejszymi artystami. Jak na razie jest na prowadzeniu- więc tym bardziej zapraszam i zachęcam by głosować :)



A co do artystycznych wieści, to muszę niestety rozczarować osoby, które chciały zobaczyć w niedalekiej przyszłości moje chrabąszcze... Na przełomie stycznia & lutego miałem mieć swoją drugą wystawę (Ham&Kid) na Krakowskim Kazimierzu, ale niestety musiałem przełożyć termin (bliżej nieokreślony), ponieważ zejdzie mi się to z sesją na studiach oraz mam kilka projektów w styczniu do zrealizowania. Jednak by nie było takich wpadek jak przy pierwszej wystawie, nie chce nic robić w pośpiechu i na wariackich papierach- gdzie ratowali moją nieporadność Kapro z hds'em.

zatem jeśli chodzi o oglądanie chrabąszczy na żywo, niestety jest to na chwile obecna niemożliwe- no chyba, że ktoś wpadnie do mnie na włości na grzane piwo- oczywiście zapraszam ;)

a tym czasem anielskim krokiem, odziany w złote majty (pozdrawiam Anetę) hasam na ,,rodzynkowy" wykład.




;>

sobota, 10 grudnia 2011

,,Ofelion..." akwatinta- wersja ostateczna :)


 ,,Ofelion..."

akwatinta
50x70

odbitka próbna- 6
(papier do grafiki- kremowy)



 ,,Ofelion..."

akwatinta
50x70

odbitka próbna- 7
(papier do grafiki- łososiowy)


 ,,ofelion..."

akwatinta
100x70

odbitka próbna- 8

czyli kolejne próbne przymiarki do ostatecznej wersji ,,Ofeliona..."

Wczorajszy dzień przyniósł w końcu upragniony i zamierzony efekt...
7 godzin trawienia matrycy mocnym kwasem, musiał interweniować asystent, wyganiając nas (mnie & Kuraka- bo tak samo jak Ja wzięła się za ostre, poza zajęciowe dziobanie w warsztacie) po prostu z pracowni...

W bólach, smrodzie i oparach przeskakiwałem swoje niedoskonałości i zaległości w warsztacie...
W ciągu 2 miesięcy chciałem przeskoczyć 3 lata licencjatu, którego nie posiadam z zakresu grafiki warsztatowej, by móc z tego zrobić magisterski dyplom... 
Może jest to hasanie z motyką na słońce, ale walczę nadal pokazując sobie, że nic takiego sie nie opłaca, jak długa praca, pokorna i żmudna praca.

Kolejne odbitki były gorsze od poprzednich, albo lepsze powracając do tego od czego wychodziłem na samym początku, od nowa zakwaszając cienie pojawiające się na twarzy...  
praca bez konturu (akwaforty) nie jest prosta- tym bardziej dla takiego laika jak ja.

Jeśli na starcie nie opanuję realistycznego wrażenia, nie będę mógł później pracować w taki sposób jaki bym chciał uzyskać w późniejszych projektach...

Ale wczoraj po 5 godzinach pracy, w końcu pojawił się zalążek tego co chciałem uzyskać...



 ,,Ofelion...."

akwatinta
50x70

odbitka próbna- ostateczna 9, odbita na odwrocie odbitki 7
(papier do grafiki- łososiowy)

w końcu twarz nabrała takiego kształtu, który w końcu sprawił kołatanie serca, gdy wyciągnąłem ją z prasy... na twarzy pojawił się pot  a jednocześnie  zadowolenie :)

zatem 
uwaga uwaga!
Przedstawiam (jak na razie) zakończoną pracę nad 
,,Ofelionem":


 ,,Ofelion..."

akwatinta

100x70

do 10 razy sztuka ;)

którego można było już obserwować od wczorajszego wieczoru w zakładce grafika warsztatowa ;)
se se se

Praca nad twarzą i torsem zakończona- tło na razie pozostaje bez zmian- pracę nad woda na razie odpuszczam- z racji podpowiedzi prof, któremu podoba się abstrakcyjne tło kontrastujące z realistyczną twarzą.
Na kolejnym posiedzeniu w pracowni zabiorę się za drugą część dyptyku- czyli biodra i nogi.
a jednocześnie dopracuje wcześniejsza matrycę ,,Ofeliona...", na którego nie mogę się patrzeć- fuj fuj, i zacznę kolejną do osobnego tryptyku.

zostaje mi jeszcze odbitka tego ,,Ofeliona" na papierze graficzny (tutaj jest zwykły brystol)


 Szczerze powiedziawszy jestem w końcu zadowolony z tej pracy- chyba pierwszy raz jeśli chodzi o swoje chrabąszcze... Pierwszy raz!
jeszcze tym bardziej że jest to wytrawione w blaszce i mogę powielać tego chrabąszcza w nieskończoność :)
Zapewne za kilka dni, ekscytacja mi przejdzie. 

Jak na razie próżnie jaram się jak dziecko ;)







 Poznaje coraz więcej ludzi, młodych ludzi, którzy tworzą swoje chrabąszcze. 
Ambitni, zdolni, piękni...

Samo przebywanie i podpatrywanie, determinuje do pracy i jest wielką pożywką inspiracyjną i nakręcania się nawzajem do pracy. Obecnosc profesorów, którzy w tym wszystkim doszli do perfekcji, dając teraz siebie pomagając i wyciskając jak najwiecej.

Może jest to zamknięty światek- mały i specyficzny. Poznając każdego z osobna i o dziwo pamiętasz Jego imię (z tym to zawsze miałem problemy). Widzę wiele współpracy, pomocy, rad.
A spotykając Kuraka, jest o wiele łatwiej przechodzić rzeczy, które sprawiają trudności.


tym akcentem pakuje taśkę i wybieram się na komiksowe wariację ;]
nie tylko z racji, że obiecałem pewnej Gnidzie, ale dlatego by zaczerpnąć troszkę wiedzy z tej materii ;)

chociaż zastanawiałem się tez nad hasaniem na casting do ju ken densa, który również dziś na Krakowskich włościach jest organizowany ;) 
byłem 2 lata temu, więc tym razem sobie odpuszczam na rzecz komiksowych chrabąszczy ;DDD

skoro jesteśmy przy ,,ju kenie"- wersja taneczna do piosenki Kimuszki zza oceanu ;)


oraz wersja koncertowa- chyba moja ulubiona- bo widać jaka Kimuszka jest malutka (like me)- no i ma szerokie portasy ;)
mniam mniam



peace!

czwartek, 8 grudnia 2011

Ofelion... Akwatinta- ostateczne starcie...


 ,,Ofelion..."
part 2
odbitka próbna- 2

akatinta

100x70


 czyli zmagań z kwasem ciąg dalszy...

w poprzedniej, pierwszej odbitce wyszła mi maska- którą tym razem (środa) potraktowałem mocniejszym kwasem, co zniwelowało delikatnie kontur twarzy wychodzącej z wody, oraz zarysowałem cieniem wystające z pod tafli wody piersi. Upragniony efekt jest coraz bliżej...

Dziś rankiem zrobiłem sobie (po raz kolejny) wagary z malarstwa na rzecz ,,Kwasu" (Wklęsłodruku) ;] z racji, że w nad ranem ogarnął mnie godzinny termofor (nigdy nie trwał tak długo!), przespaną nockę miałem z głowy...

Podczas porannej kawy powiedziałem sobie- nie! Muszę zobaczyć jaki efekt przyjdzie tym razem! Odkładam malarstwo (bo nie jestem w tym dobry) na rzecz kwasu!
Więc jeszcze przed otwarciem pracowni koczowałem na korytarzu, dziobać dalej...

Po kolejnym podpalaniu matrycy pokrytą kalafonią, bawiąc się mocnym kwasem, wyciągnąłem jeszcze więcej czerni z twarzy i biustu (który wyglądał wcześniej jak ,,sylikonowe bułeczki"- cyt prof)...


,,Ofelion..."
part 2

odbitka próbna- 3

akwatinta 

100x70



Przesadziłem z czernią... ale podczas ,,kwaszenia" matrycy, ciężko jest zobaczyć efekt, który się uzyska, za nim się go nie odbije... 

Ale nie ma tego złego... 
dało to pretekst do wytworzenia w końcu zarostu, który delikatnie pojawi się na twarzy.
Nie dam się... pffff najwyżej spóźnię się na wykłady z historii sztuki ;]

więc gładzik w dłoń i usunąć niepotrzebną czerń...
tak powstały dwie poniższe odbitki- tym razem jako wstępniaki zrobione na mniejszym formacie karteluszki. 



 ,,Ofelion..."
 part 2
próbna odbitka- 4

akatinta

50x70



 ,,Ofelion..."
part 2

próbna odbitka- 5

akatinta

50x70

Pierwsza (tu zaprezentowana- czyli w rzeczywistości 2) i 4 odbitka zostały powieszone na ścianie- a reszta znów ujrzy kosz ;]
na ostatniej jeszcze wykonałem szkic ołówkiem, by móc już jutrem ZAKOŃCZYĆ prace nad Ofelionem :) żebym miał się zatrzeć, to dziada jutro skończę (i wykończę)!

Praca nad włosami, kropelkami wody na torsie, oraz zarost...
czyli w ciul pracy jednym słowem...
Wish Me Luck!


 Nawet nie spodziewałem się, że temat Ofeliona wzbudzi takie zainteresowanie.
Jest to bardzo miłe i przede wszystkim motywujące, kiedy podejmowany temat w pracy zaczyna prowadzić do dyskusji i rozmowy- po co, jak, dlaczego... bo chyba to jest główny cel pracy- przynajmniej tak mi się wydaje.

Nawet padały żarty i spekulacje, czy przypadkiem teledysk Kylie Minogue, nie był inspiracją ;) skwitowałem tylko, że druga strona (hds) jest jej miłośnikiem heheh
a sam prof prowadzący z chęcią przypomni sobie Ofelię na tle poszczególnych epok i artystów, by dalej ciągnąc temat tryptyku ;)

no i oczywiście- dlaczego Ofelia jest Panem ;)
w końcu zacząłem ufać sam sobie w tej materii i środowisku, a przede wszystkim ludziom z którymi obecnie pracuje, nazywając rzeczy po prostu po imieniu.

Może jest to błąd- ale jeśli mają ze mnie wycisnąć tyle ile mi pozwolą i tyle ja z siebie dam, to może zacznie przynosić to większe owoce... 
marze o tym...
zawsze marzyłem, by ktoś mi troszkę pomagał w tych chrabąszczach, mówił, doradzał, krytykował, powiedział- nie e, to jest z dupy, to jest z czapy, zrób tak, spróbuj tak, a może tak- stąd ukłon dla dotychczasowego Prywatnego Doradcy Artystycznego, który nigdy nie śpi :*

dzięki :*



a moje marzenie o grafice warsztatowej w końcu się spełniło :D

zatem muzycznie dziś już wspomniana Kylie ;)



podkradzione od Anety- bo szczerze się przyznam, że wcześniej nie widziałem tego teledysku :D

a jutro zapraszam na specjalną edycję ,,Pink Friday" z racji Kimoniego Candy ;)


wtorek, 6 grudnia 2011

Gentleman z pieskiem

Dziewięć miesięcy!
Standardowa samica Homo sapiens, chodzi tyle w stanie błogosławionym.
Tyle też trzeba było czekać na Candy od Kimonka, do którego zgłosiłem się, buńczucznie dodając, że każdemu lepię się do rąk, nawet jako los na loterii oraz zaznaczając (będąc pewnym wygranej), jak ma wyglądać ten obraz.
W tym czasie było dość głośno, na temat najnowszego odkrycia, dotyczącego najsłynniejszego obrazu Leosia da Vi, jakoby modelką pozującą do niego był... ON, czyli domniemany kochanek artysty. Stąd krótka droga do tego, żeby jedyny obraz mistrza, będący w polskim posiadaniu, niemiłosiernie poniewierany (podróżujący) po świecie, został współcześnie sparafrazowany (model-modelka; podróże Fafika, w kontekście wędrówek obrazu, strój renesansowy-współczesny).


Jakież było wszystkich zaskoczenie (organizatora, "maszyny losującej", moje, innych uczestników oraz biernych obserwatorów), gdy żartobliwe słowa okazały się prorocze.
Właściwie ten moment można traktować, jako narodziny naszej (jeszcze nie nazwanej kooperacji HamKid), gdzie jedno stanowiło nieustannie inspirujące tworzywo, a drugie było stworzycielem.

Tego samego dnia, udałem się na jeszcze zamarznięte jezioro i korzystając z pięknej pogody, wykąpałem się w nim, a przy okazji wykonałem dokumentację fotograficzną, w różnych pozach oraz naświetleniu.
Kimon wykonał kilka szkiców, z których każdemu podobał się inny.
Spontanicznie ogłosiliśmy konkurs, w którym czytelnicy obu blogów wybierali lepszą opcję.
Bonusem do zabawy, była możliwość współtworzenia "dzieła", poprzez wymyślenie jakiegoś dodatku oraz tła.
Żeby było jasno, przejrzyście oraz sprawiedliwie, arbitrem została, poproszona o to Doro, która wybrała propozycję Anety - Sznur pereł proponuję - dla podkreślenia watku "trans".

Pozwolę sobie zacytować uzasadnienie werdyktu, ponieważ idealnie opisuje skończony już obraz:
Najbardziej przemawia do mnie sznur pereł, może być fantazyjnie zawiązany lub analogicznie do "Damy z łasiczką" - swobodny.
Bujność znaczeniowa postaci; jej mocny charakter, monumentalizacja, ukłon w stronę klasyki ["Dama z gronostajem/łasiczką"] jest strzałem w dziesiątkę.
Zwierzątkiem definiującym skojarzenie jest tu Fafik. Przychylam się wszystkimi czterema rękami do tego, aby lepiej go wyeksponować.

Współczesne ubranie bohatera odsyła nas i więzi w teraźniejszości, pozostawiając jednak pole do popisu wyobraźni temporalnej - "co by było gdyby był Jej współczesnym? Jak namalowałby Hadesa Sam Mistrz?", "puszczając oko" w stronę widza strojem i kapturem.
Ciekawym uzupełnieniem i przypomnieniem, że Hades bawi się własnym wizerunkiem bez lęku i z pełną swobodą, byłyby właśnie perły - za całym bagażem znaczeń i skojarzeń.
Bez żalu odrzucam inne, ciekawe propozycje --- absolutne minimum zastosowanych środków jest tu wyznacznikiem smaku - to ukłon w stronę inteligencji widza, czyli Waszą! 


Na zakończenie zabawy, wyraziłem ubolewanie, że niestety jurorka nie zdecydowała się na żadne, freakowe tło ;( 
Po dzisiejszym ujrzeniu skończonego obrazu, muszę powiedzieć, że WARTO BYŁO CZEKAĆ tyle dni oraz ZWRÓCIĆ HONOR MĄDRZEJSZEJ!

Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym nie pomarudził ;D
Wydaje mi się, że Kimon wbrew zaleceniom Doro, nie wyeksponował odrobinę bardziej Fafika.
Tak wiem, że jest on właśnie takiej wielkości.
Po drugie, brak na bluzie, omawianego zakulisowo motywu.
Choć obecnie mam już duże wątpliwości, czy rzeczywiście powinien się na niej znaleźć, nie psując całości? To pytanie skierowane jest do Was, w ramach wieńczącej zabawy ;>


Na zakończenie, pewne dodatkowe uściślenia oraz informacje, odnośnie zakończenia projektu HamKid.
Większości z Was, fakt ten jest zupełnie obojętny, część ubolewa nad końcem, część z radością zaciera łapki.
Jak informowałem w pożegnalnym wpisie u @, chociaż wzajemne nakręcanie dobiegło końca, to dopiero teraz będziecie oglądali tego ostateczne owoce, takie jak dzisiaj lub w piątek.
Zatem niebawem światło dzienne ujrzy finalny, orgiastyczny Szatan, którego fragment prezentował się tak. Natomiast w blasku księżyca, zalśni "Malinowy sputnik" i jeszcze wiele, wiele innych chrabąszczy.


Dedykacja muzyczna, wyjątkowo nie będzie wrzucona bezpośrednio na bloga, bo akurat ten teledysk ma złośliwie wyłączoną opcję prezentacji filmu na stronach ;(


Słowa piosenki są piękne, obrazy w teledysku również, a niedoceniana wykonawczyni, właśnie zaliczyła zgon.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

,,Gentleman with Doggy" czyli ,,hds z Fafikiem..."


 ,,Gentleman with Doggy"

czyli

,,hds z Fafikiem..."

podmalówka olejna na płótnie + akryl
80x60

brak werniksu- po którym kolory staną się jeszcze bardziej intensywne.

(przepraszam za szumy- aparat mi szwankuje)

nad tym obrazem pracowałem pół roku...
nie noc... nie dwie... trzy...
PÓŁ ROKU!!! 
co jakiś czas coś zmieniając, podkręcając i stawiając sobie przed oczy, że jest to pierwszy obraz na którym będzie ukazany wizerunek hds'a...

a dlaczego tak ważny dla mnie?

chyba nie muszę mówić...

zapewne nigdy więcej nie poświecę tyle swojego czasu żadnemu chrabąszczowi...
zatem to pierwszy i ostatni obraz tego typu.

a tak pokrótce przypomnę historię stworzenia & tworzenia...



 Jak wspomniałem wczoraj, a raczej dziś nad ranem, przy rozstrzygnięciu swojego Etnicznie Słodkiego Candy z początku marca, oprócz Agul- wygrał je również hds.
Już podczas zapisu do zabawy, czuło się w powietrzu, że ta relacja pójdzie swoim torem robiąc małe zamieszanie (nie tylko z racji, że powstała już wtedy moja etykieta na Jego poletku). 
Po ujawnieniu wstępnych szkiców tuszem, a następnie ołówkiem, nie mogliśmy się zdecydować na któreś z wysłanych zdjęć- mając swoje dwa osobne typy ( dlatego właśnie te dwa szkice powstały).

Po dużym zainteresowaniu w komentarzach i podchwycenia tematu (uwielbiamy podjudzać, wkręcać i nieść dużo zabawy i pozytywnych wibracji) stwierdziliśmy, że zorganizujemy małą zabawę z czytelnikiem- powstała ankieta, w której mogliście głosować na któryś z wizerunków :)
miało to miejsce równocześnie na moim i hds'a blogu :)

po małym tornadzie komentarzy i burzy pomysłów, gdzie Wiedźma Doro była główną członkinią komisji, padł przez Nią werdykt :)

co ogłosiliśmy tu i tam :)

w końcu też powiem, że wybrany typ pozycji do obrazu przez bloggowiczów, był również moim, który wybrałem z wysłanych zdjęć ;)

Była to kropla w morzu, a raczej preludium do tego co obydwoje przeczuwaliśmy podskórnie...
i stało się...


hds stał się wspaniałym przyjacielem & bezkonkurencyjnym modelem- by pomóc mi przy egzaminach wstępnych na ASP pozując do powstałych aktów. O dalszych naszych losach mogliście czytać, oglądać i słuchać- a w skrócie przeczytać w moim Pożegnalnym Pinku
Mimo, że nasze drogi się obecnie rozeszły, to uważam że był to piękny czas, dla mnie- dla Niego też, mimo że nigdy się do tego nie przyzna ze swoją gruboskórnością :)
bardzo zabawny czas rzekłbym nawet- jak sobie prześledziłem wczoraj nad ranem nasza historię poznawczą miałem wielkiego banana na gębie :)

by nie przegadać po prostu prostu podziękuje raz jeszcze i niech ten Etniczny Słodziak będzie takim pożegnalnym prezentem (na Mikołaja od razu) dla hds'a.

Tym też akcentem zaznaczam i obiecuje, że będę się już starał nie mówić o tej całej sytuacji, relacji, o losach, emocjach i bla bla bla
chrabąszcze & tylko chrabąszcze!

no i jeszcze jedna dedykacja muzyczna :)
 po raz pierwszy dedykowana hds'owi podczas prowadzenia przeze mnie SZF ;)

P.S.
Dopiero dziś przypomniałem sobie, że na koszulce miał się pojawić hds'owy symbol, ale przed wysłaniem paczuszki, rzecz jasna domaluje :)
z całego tego naszego emocjonalnego amoku- po prostu zapomniałem :)

zapraszam niebawem na nowe słodkości :*

prawdopodobnie ucichnę na dzień lub dwa :)




piątek, 2 grudnia 2011

Seahds czyli pożegnanie z różowymi piątkami

Dzisiaj standardowo miał być gościnny występ Małpki, jednak już nie figuruje fizycznie na tym blogu, choć duchowo pewnie czasem się pojawi.
Zamiast jego rozhasanego, radosnego pląsu, chciałbym pokazać Wam szarą rzeczywistość, czyli hard job.

Gdy internetowo poznaliśmy się bliżej (gdzieś w okolicach kwietnia), zamówiłem u niego obraz, który miał być prezentem urodzinowym, wręczonym właśnie dzisiaj.
Kimonek nie ma zwyczaju pokazywać swoich prac, robionych na zamówienie, a ja podczas zlecania prosiłem, żeby przed wręczeniem go, nie pokazywał na blogu.
Jednak po fakcie, chciałbym go (za pozwoleniem wykonawcy) zaprezentować publicznie, w celach czysto reklamowych ;DDD
"Nadmorski hds" 
Podczas zamawiania, miałem tylko jedną prośbę, żeby był namalowany farbami olejnymi, z którymi KIM wcześniej nie pracował. Zatem obraz ten jest absolutnie pierwszym "olejem", z jego wadami i zaletami, który wyszedł spod jego czarnej łapki ;)
Punktem wyjścia był najpiękniejszy portret jaki posiadam, wykonany przez Ryśka Łucyszyna, podczas naszego pierwszego spotkania.
Wracając do portretu, to strasznie podobają mi się kolory, użyte do namalowania... brwi ;D
Zastanawia mnie, czy prawa, dolna część obrazu,

przypomina mi pewien symbol celowo, czy przypadkowo ;>

Jeżeli chcielibyście miło połechtać swoje lub czyjeś ego, to śmiało piszcie do Kimonka, który coraz śmielej rozwija artystyczne skrzydła.
Uważam że warto!!!

Na zakończenie chciałbym coś zadeklarować.
Z racji pustki, którą odczuwam po naszym rozejściu, wpis ten jest ostatnim, piątkowym wpisem na tym blogu.
Od dzisiaj piątek, ustanawia się dniem wolnym od pisania ;)))