Długo wyczekiwany Koniec Świata nie nastąpił.
Dzięki temu skończyłyby się wszystkie moje troski, których ostatnio życie mi nie szczędziło.
Były one główną przyczyną blogowej absencji i pęknięcia w psychice.
Podobno skończyła się Era Ryb (mój znak zodiaku), a rozpoczęła się pełna nadziei Era Wodnika.
Tak czy siak obydwa znaki są wodne, więc co ma wisieć nie utonie.
Jeśli ktoś wierzy w ten bull shit, proszę bardzo.
O sobie wiem jedno.
Czas zebrać się do kupy oraz poskładać na nowo!
Zanosząc się szaleńczym śmiechem patrzę z nadzieją w przyszłość.
piątek, 21 grudnia 2012
środa, 12 grudnia 2012
12-12-12 12:12
Potem ujrzałem inną Bestię, wychodzącą z ziemi: miała dwa rogi podobne do rogów Baranka, a mówiła jak Smok.
I całą władzę pierwszej Bestii przed nią wykonuje, i sprawia, że ziemia i jej mieszkańcy oddają pokłon pierwszej Bestii, której rana śmiertelna została uleczona.
I czyni wielkie znaki, tak iż nawet każe ogniowi zstępować z nieba na ziemię na oczach ludzi.
I zwodzi mieszkańców ziemi znakami, które jej dano uczynić przed Bestią, mówiąc mieszkańcom ziemi, by wykonali obraz Bestii, która otrzymała cios mieczem, a ożyła.
I dano jej, by duchem obdarzyła obraz Bestii, tak iż nawet przemówił obraz Bestii i by sprawił, że wszyscy zostaną zabici, którzy nie oddadzą pokłonu obrazowi Bestii.
I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło
i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia - imienia Bestii lub liczby jej imienia.
Tu jest [potrzebna] mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba to bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć.
"Anioły Apokalipsy", czyli wernisaż przygotowany przez Dworek Artura - Stacja Orunia w Gdańsku, były podobno ostatnim z corocznego anielskiego cyklu.
Najpierw odbyła się część artystyczna ze śpiewaniem i czytaniem apokaliptycznych tekstów. Jak dla mnie (poczciwego wieśniaka) trochę to było nudnawe, szczególnie gdy za czytanie zabierali się jacyś młodzi ludzie, którzy robili to bez werwy i polotu, niczym na apelu pierwszomajowym w podstawówce. Sytuację ratowała grupa Miut zapewniając fantastyczną oprawę muzyczną oraz Leon Dziemaszkiewicz w roli Bestii Apokalipsy, tarzający się przed zaskoczoną widownią wyjątkowo ekspresyjnie.
Następnie wśród ogłuszających trąb, została otwarta wystawa z pracami 20 twórców. Jak to zwykle bywa, znalazły się tam prace świetne, take se i beznadziejne. Kimonkowy tryptyk nietoperzowy umieściłbym gdzieś pośrodku stawki.
Wystawa potrwa do końca stycznia, zatem o ile świat się nie skończy, gorąco zachęcam do obejrzenia.
Świat chyba rzeczywiście się kończy skoro w reklamie, w której ochoczo bym wystąpił, cenzuruje się integralną część ludzkiego ciała.
Skoro już wybrałem się nad morze, byłbym głupi gdybym nie skorzystał z kąpieli.
W ramach protestu przeciw niczym nieuzasadnionej cenzurze, małpi zad w całej okazałości.
I całą władzę pierwszej Bestii przed nią wykonuje, i sprawia, że ziemia i jej mieszkańcy oddają pokłon pierwszej Bestii, której rana śmiertelna została uleczona.
I czyni wielkie znaki, tak iż nawet każe ogniowi zstępować z nieba na ziemię na oczach ludzi.
I zwodzi mieszkańców ziemi znakami, które jej dano uczynić przed Bestią, mówiąc mieszkańcom ziemi, by wykonali obraz Bestii, która otrzymała cios mieczem, a ożyła.
I dano jej, by duchem obdarzyła obraz Bestii, tak iż nawet przemówił obraz Bestii i by sprawił, że wszyscy zostaną zabici, którzy nie oddadzą pokłonu obrazowi Bestii.
I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło
i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia - imienia Bestii lub liczby jej imienia.
Tu jest [potrzebna] mądrość. Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba to bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć.
Leon Dziemaszkiewicz jako Bestia poruszał się wyjątkowo szybko |
Czytanie tekstów apokaliptycznych |
Apokaliptyczny poczęstunek |
Najpierw odbyła się część artystyczna ze śpiewaniem i czytaniem apokaliptycznych tekstów. Jak dla mnie (poczciwego wieśniaka) trochę to było nudnawe, szczególnie gdy za czytanie zabierali się jacyś młodzi ludzie, którzy robili to bez werwy i polotu, niczym na apelu pierwszomajowym w podstawówce. Sytuację ratowała grupa Miut zapewniając fantastyczną oprawę muzyczną oraz Leon Dziemaszkiewicz w roli Bestii Apokalipsy, tarzający się przed zaskoczoną widownią wyjątkowo ekspresyjnie.
Następnie wśród ogłuszających trąb, została otwarta wystawa z pracami 20 twórców. Jak to zwykle bywa, znalazły się tam prace świetne, take se i beznadziejne. Kimonkowy tryptyk nietoperzowy umieściłbym gdzieś pośrodku stawki.
Wystawa potrwa do końca stycznia, zatem o ile świat się nie skończy, gorąco zachęcam do obejrzenia.
Świat chyba rzeczywiście się kończy skoro w reklamie, w której ochoczo bym wystąpił, cenzuruje się integralną część ludzkiego ciała.
Skoro już wybrałem się nad morze, byłbym głupi gdybym nie skorzystał z kąpieli.
W ramach protestu przeciw niczym nieuzasadnionej cenzurze, małpi zad w całej okazałości.
poniedziałek, 10 grudnia 2012
,,Szkice z drugiego brzegu", Jolanta Stepunn
,,Szkice z drugiego brzegu"
Jolanta Steppun
Gdyby ktoś przypadkiem hasał piątkiem (14 grudnia) w okolicach Stargardu Gdańskiego, zapraszam na autorski wieczór z Jolą Steppun (klik), która prezentować będzie w tamtejszej Bibliotece Publicznej, swój tomik poezji ,,Szkice z drugiego brzegu", który miałem przyjemność w części zilustrować :)
poniżej mała dawka czego można spodziewać się wewnątrz...
piątek, 7 grudnia 2012
,,Anioły Apokalipsy..." wystawa w Gdańsku
Zaproszę dziś na wernisaż zbiorowej wystawy ,,Anioły Apokalipsy", który odbędzie się:
8 grudnia (sobota) 2012 roku,
o godzinie 17.00,
w Dworku Artura,
tuż przy Stacji Orunia
w Gdańsku.
Chrabąszcze dotarły nad morze ;)
(..) W programie performance - muzycy, śpiewacy, aktorzy czytający Pisma katastroficzne i znany performer. Na wystawę zbiorową pt. "Anioły Apokalipsy" składają się prace znanych trójmiejskich artystów i gości z dalekich stron. Temat końca świata i apokaliptycznych przepowiedni stał się pretekstem do indywidualnego potraktowania i użycia rozmaitych technik przez autorów (malarstwo, rysunek, litografia, rzeźba, ceramika, fotografia oraz tzw. obiekty artystyczne).
Wstęp wolny. Zalecany strój dla gości wydarzenia: kolory czarny i fioletowy. (...)
Jak na oficjalnym zaproszeniu można zobaczyć- prezentować będę swój mroczny auto- tryptyk
,,Bat K.I.M."
(czy moje gołe prącie jest warte zapraszania? to już polemika...),
który można było niedawno oglądać w krakowskiej Pozytywce ;)
,,Bat K.I.M."
(czy moje gołe prącie jest warte zapraszania? to już polemika...),
który można było niedawno oglądać w krakowskiej Pozytywce ;)
tak oto stałem się cichym głosem zapowiadanego końca świata...
zaproszę tylko na bloggerowe poletko mego mecenasa, który zajął się całą promocją :)
wtorek, 4 grudnia 2012
Anioły Apokalipsy
NIE WRACAM JESZCZE DO BLOGOWANIA!!!
Dzisiejszy wpis służy tylko zaproszeniu na wernisaż.
"Anioły Apokalipsy" odtrąbią rychły koniec świata już w najbliższą sobotę tj. 8 grudnia 2012 roku, o godzinie 17.00, w Dworku Artura, tuż przy Stacji Orunia w Gdańsku.
Spytacie się, dlaczego właśnie teraz chwilowo przebudziłem się z blogowego letargu? Dlaczego zapraszam akurat na to konkretne wydarzenie kulturalne?
Powód jest prosty.
Przyjrzyjcie się uważnie oficjalnemu zaproszeniu na tą imprezę.
Czy znajdująca się na nim grafika, nie wydaje się Wam znajoma? Jeżeli jeszcze macie wątpliwości, to postarajcie się odczytać ostatnie nazwisko tam zamieszczone i nie zważajcie na błędnie napisany pseudonim.
Z największą radością pragnę ogłosić reaktywację duetu HamKid w odmienionych rolach.
Był układ model-rzemieślnik, teraz jest mecenas-artysta.
A co!?
Przed Końcem Świata wszystko jest możliwe.
Na wystawie wśród prac 19 innych autorów zawiśnie tryptyk "BatK.I.M.".
Wstęp jest wolny. Mile widziane stroje w kolorze zaproszenia, czyli czerń oraz fiolet.
Podczas pokazu swój performance pokaże najsłynniejszy w Trójmieście przedstawiciel tej dziedziny sztuki - Leon Dziemaszkiewicz.
ZAPRASZAM SERDECZNIE!
Dzisiejszy wpis służy tylko zaproszeniu na wernisaż.
"Anioły Apokalipsy" odtrąbią rychły koniec świata już w najbliższą sobotę tj. 8 grudnia 2012 roku, o godzinie 17.00, w Dworku Artura, tuż przy Stacji Orunia w Gdańsku.
Spytacie się, dlaczego właśnie teraz chwilowo przebudziłem się z blogowego letargu? Dlaczego zapraszam akurat na to konkretne wydarzenie kulturalne?
Powód jest prosty.
Przyjrzyjcie się uważnie oficjalnemu zaproszeniu na tą imprezę.
Czy znajdująca się na nim grafika, nie wydaje się Wam znajoma? Jeżeli jeszcze macie wątpliwości, to postarajcie się odczytać ostatnie nazwisko tam zamieszczone i nie zważajcie na błędnie napisany pseudonim.
Z największą radością pragnę ogłosić reaktywację duetu HamKid w odmienionych rolach.
Był układ model-rzemieślnik, teraz jest mecenas-artysta.
A co!?
Przed Końcem Świata wszystko jest możliwe.
Na wystawie wśród prac 19 innych autorów zawiśnie tryptyk "BatK.I.M.".
Wstęp jest wolny. Mile widziane stroje w kolorze zaproszenia, czyli czerń oraz fiolet.
Podczas pokazu swój performance pokaże najsłynniejszy w Trójmieście przedstawiciel tej dziedziny sztuki - Leon Dziemaszkiewicz.
ZAPRASZAM SERDECZNIE!
czwartek, 13 września 2012
Pakuje Manatki...
Powoli pakuje manatki...
...i czas na has w kierunku miejsca wystawienniczego...
Mały przedsmak tego co będzie można zobaczyć:
[...] Wystawa rysunku i grafik, obejmująca tematykę autoportretu, portretu i męskiego aktu, w stylizacji głównie homoerotycznej.[...]
[...] Podczas skromnej ekspozycji, zostaną ukazane oryginalne kadry powstającego, autorskiego komiksu ,,Maori Warriors... [...] :
[...] oraz wspólne dokonania kooperacji ,,Ham&Kid" (model + rzemieślnik) [...]
oraz kilka nowości ;)
Jeszcze raz zapraszam serdecznie :)
se se se
fot.
Sebastian S.
sobota, 8 września 2012
,,June-Bugs & Honeyball..." wernisaż...
Anu i przyszedł czas na ogłoszenia parafialne przy niedzieli ;)
Klub ,,Pozytywka", opublikował już na swojej ścianie (na fejsie), wieści na temat kolejnego Kimoniego wernisażu i wystawy. Planowo wystawa miała odbyć się w Kimuszkowe 25 urodziny, jednak plany zostały zmienione z kilku prywatnych powodów...
whatever ;)
,,Junebugs & Honeyball..."
,,...Wystawa rysunku i grafik, obejmująca tematykę autoportretu, portretu i męskiego aktu, w stylizacji głównie homoerotycznej.
Podczas skromnej ekspozycji, zostaną ukazane oryginalne kadry powstającego, autorskiego komiksu ,,Maori Warriors...", wspólne dokonania kooperacji ,,Ham&Kid" (model + rzemieślnik) oraz męska emocjonalność, zatrzymana na kilkunastu kartach papieru.
Arek Twardowski (K.I.M.). Początkujący rzemieślnik urodzony w Ustrzykach Dolnych, obecnie zamieszkujący w Przemyślu i Krakowie. Absolwent Wydziału Architektury Wnętrz, z przelotnym, burzliwym romansem z Grafiką Warsztatową na Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.
Rysownik, grafik, ilustrator poszukujący swojego języka wyrazu..."
Podczas skromnej ekspozycji, zostaną ukazane oryginalne kadry powstającego, autorskiego komiksu ,,Maori Warriors...", wspólne dokonania kooperacji ,,Ham&Kid" (model + rzemieślnik) oraz męska emocjonalność, zatrzymana na kilkunastu kartach papieru.
Arek Twardowski (K.I.M.). Początkujący rzemieślnik urodzony w Ustrzykach Dolnych, obecnie zamieszkujący w Przemyślu i Krakowie. Absolwent Wydziału Architektury Wnętrz, z przelotnym, burzliwym romansem z Grafiką Warsztatową na Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.
Rysownik, grafik, ilustrator poszukujący swojego języka wyrazu..."
Miłe info (lol), miły lokal, miła atmosfera, zboczone chrabąszcze (SIC!) i darmowe wino...
Klub ,,Pozytywka"
Ul. Bożego Ciała 12
(Serce Kazimierza)
Kraków
14 września 2012
(piątek)
godz. 19.00
Zapraszam tyćku troszki jakby ktoś przechodził obok :)
pogadamy
;)
środa, 5 września 2012
25 Monkey Years...
Ćwierć wieku mamy za sobą...
Dziękuje Ewie za konspirację z tajemniczym nieznajomym paczkowym...
za wszystkie życzenia, pamięć i kopa w liter cztery ;)
:D Get My Money Back!!!
piątek, 10 sierpnia 2012
Pogodynkowy Zbok Qltury
Kolejny zaproszony gość napisał: "Zdjęcia są przewrotne wobec Twojej idei: pokazuję trochę ciała, ale nie jest to w moim odczuciu intymne."
Miałem nie lada zgryz, żeby z tych nadesłanych zdjęć wybrać to jedno "wyjątkowe", zatem równie przewrotnie wybrałem inne niż pozostałe.
Zanim jednak je zaprezentuję, przytoczę historię dodatkowo zamieszczoną w mailu, która w moim odczuciu jest megaintymna i poruszyła mnie bardziej niż same fotki.
Miałem nie lada zgryz, żeby z tych nadesłanych zdjęć wybrać to jedno "wyjątkowe", zatem równie przewrotnie wybrałem inne niż pozostałe.
Zanim jednak je zaprezentuję, przytoczę historię dodatkowo zamieszczoną w mailu, która w moim odczuciu jest megaintymna i poruszyła mnie bardziej niż same fotki.
"Kilka lat temu zrobiłam wczesną wiosną rewolucję w życiu paru osób. Trochę się z tym borykałam, w te i we wte, aż wczesna jesienią, we wrześniu, koleżanka zabrała mnie w podróż. Nie wiedziałam dokąd, z grubsza tylko że do Rosji.
Okazało się, że wyprawa była na północ, do Karelii nad jezioro Oniega. Było mistycznie i mitycznie, jak to w ruskiej bajce: samotny stuletni dom nad jeziorem, żona rybaka i rybak przez las nocą, jurodiwa Ludmiła, do której wieczorami zlatywały się anioły, rano naga kąpiel w jeziorze, rozgrzana prosto z pieczki, wieczorem bania, wszędzie wielkie białe puchate koty, Wilk i Zając w drodze na Wielką Sołowkę, takie tam.
Wszystko mi się tam poukładało, pozamiatało, jak wracałam, to wiedziałam kim jestem, na czym stoję i co jest w życiu ważne (na tamten moment). Żeby wewnętrzną zmianę uzewnętrznić i utrwalić obcięłam włosy prawie na łyso.
Dowiedziała się o tym znajoma znajomej, fotografka, i zaproponowała mi sesję. Nienawidzę bycia fotografowaną, więc się zgodziłam dla poznania swoich ograniczeń. Okazało się, że kiedy nie fotografują mnie, tylko mogę wejść w rolę, ograniczenia znikają i jestem w swoim żywiole."
Foto by Barbara Wadach |
Gdy patrzę na te kilka zdjęć, od razu w głowie wibruje mi jedna melodia.
Ten wybór jest zbyt prosty więc w dedykacji poleci polski szlagier z zakrapianych alkoholem domówek.
Jeżeli stali czytelnicy jeszcze się nie domyślili, kto nam się zaprezentował? Wyjaśniam iż jest to...
Nie będę się powtarzał jak wspaniałym jest człowiekiem.
Dziękuję że jesteś!
;-*
niedziela, 8 lipca 2012
Can't get my life together...
Cielesnych zmagań ciąg dalszy...
Poszukuje inspiracji...
Pragnę inspiracji...
Obserwuje inspiracji...
Doznaje inspiracji...
eh
Zabrakło mi inspiracji...
???
Jednak inspiracja tyka...
Czeka na kolejny wybuch...
Ale powoli- już dawno stwierdziłem, że na chwilę obecną już mi się nigdzie w życiu nie śpieszy.
Ostatnie fotografie, obydwa filmiki w poście oraz stary szkic ,,Sensitivity & Freak'in Beauty", pobudziły do powstania nowego cyklu tuszowego (dość obszernego), który u boku komiksowych zmagań (końcóweczka już się zbliża) i jeszcze innego, dość kontrowersyjnego tryptyku i wspaniałego zamówienia, gotują się w kotle w oparach pracowni, gdzie powalam sobie na odrobinę prywatności w głuchej samotności.
Zmiany... zmiany... zmiany
Tak można nazwać ostatni, miniony miesiąc- a nowe szykują się jeszcze w przyszłym, następnym i kolejnym... W taki oto sposób kolejny raz udowodnię (a udowodnię), że w ciągu roku wszystko może się zmienić o 180 stopni- czy wolnie, czy mimowolnie, to już inna sprawa ;]
ale póki co ci-cho-sza.
W ramach otwierającego, dość erotycznego filmiku (łomatko- mimo, że kadr nie przekracza pewnego poziomu, to wyobraźnia mimowolnie zaczyna pracować, oczami widząc to co trzeba) oraz dementując plotki na temat mojej rzekomej anoreksji- błagam, plotka jest niczym indyjski miecz, który tnie nici relacji międzyludzkich, co pozwolę sobie przemilczeć- dowody (utrzymane w klimacie wstępniaka) na to, że moje ciauko ma się dobrze i nie traci na swojej elastyczności- mimo wytopienia kolejnych kilogramów tłuszczyku (wynikiem ,,dwudniówki" przechwyconej od jednego z Agreścików, którym ochoczo się zająłem, sam doznając boleści).
,,Baby boy you stay on my mind
Fulfill my fantasies
I think about you all the time
I see you in my dreams
Baby boy not a day goes by
Without my fantasies
I think about you all the time
I see you in my dreams..."
Fulfill my fantasies
I think about you all the time
I see you in my dreams
Baby boy not a day goes by
Without my fantasies
I think about you all the time
I see you in my dreams..."
C.D.N.
piątek, 6 lipca 2012
HaDeSetny SZF
Wreszcie jest!!!
Setny odcinek cyklu Saturday Zbok Fever.
Zgodnie z obietnicą złożoną w pięćdziesiątej odsłonie, dzisiaj zaprezentuję się Państwu w pełnej krasie, ale zanim to nastąpi, będziecie skazani na garść statystyk i podsumowań oraz intymnych wyn(at)urzeń ;)
Jak napisałem we wspomnianym wpisie, pierwsze 10 odcinków nie było związanych z pokazywaniem piękna ludzkiego ciała, tylko z rzeczami, które nie wiedzieć czemu ;> kojarzą mi się erotycznie ;D
Później poszły naprzemienne akty kobiet i mężczyzn (wszak wielbić trzeba po równo obydwie płcie).
Posty do cyklu redagowali również współtwórcy tego bloga: jeden zezwierzęcony odcinek napisał Fafik, natomiast dwa następujące po sobie - Kimonek (odpowiednio numery 65 oraz 66).
Zatrzymajmy się chwilę przy tym drugim, szatańskim odcinku, ponieważ wiążą się z nim dość ciekawe spostrzeżenia ;> Otóż na chwilę obecną został on skomentowany 66 razy, a ilość odsłon właśnie oscyluje w okolicach liczby 666, co klasyfikuje ten wpis na pierwszym miejscu (nie licząc kilku odosobnionych przypadków, o czym za chwilę) kliknięć w całej serii.
Przechodząc do tych wyjątków... Wynikają one z nieograniczonych możliwość Google'a, gdzie ludzie ciekawi świata wpisują w wyszukiwarkę hasło ZBOK i w grafikach na pierwszych i dalszych miejscach ukazują się zdjęcia z mojego cyklu, dlatego ilość odsłon pięciu odcinków plasuje się powyżej 1000, a rekordowy odcinek 14 ma ich 2455.
Najczęściej komentowanym odcinkiem był numer 46 i dochapał się 134 komentarzy.
Kończąc nudne podsumowania statystyczne, wspomnę, że wszystkie odcinki razem wzięte kliknięto około 17800 razy, pozostawiając 850 komentarzy.
Jest jeszcze jeden mały powód do świętowania, ponieważ ten wpis jest sześćsetnym (600) postem tego bloga
Ufffff....
Myśleliście, że już będziecie mogli patrzeć na moje nagie zdjęcia ;>
Nic z tych rzeczy ;DDD
Proszę jeszcze uzbroić się w cierpliwość albo użyć scrolla ;P
No właśnie. Jeżeli komuś spieszno do moich aktów lub prezentacji fragmentów ciauka, to prawdopodobnie zbyt mało uważnie obserwował bloga albo ma obsesję na moim punkcie ;) W samym zbiorze poświęconym naturyzmowi pokazałem się około 20 razy.
Uważam, że nagość należy odczarować. Jest dla mnie czymś niepojętym, że na przemoc, krew i makabrę w mediach jest społeczne przyzwolenie, a - wydawałoby się - naturalna dla człowieka (zwierzęcia) golizna wzbudza niezdrowe emocje i fascynacje.
Mógłbym tak jeszcze trochę popisać, ale nie mam sumienia trzymać Was tak długo w tłumionym napięciu (pamiętajcie, że to się łatwo rozładowuje - przynajmniej chwilowo).
Obiecałem - zamiast jednego - zaprezentować trzy zdjęcia.
Chociaż chwilę, chwilę...
Okazuje się, że dwie prezentacje w tym cyklu mam już za sobą ;DDD
Pierwsza odbyła się przy okazji Bożego Narodzenia i pokazywania okładek okolicznościowych płyt dla najbliższych ;)
Kolejna odbyła się w Sylwestra, razem z życzeniami na kolejny rok ;))
Jeśli jeszcze zdradzę, że tak naprawdę dzisiejszy odcinek nie jest setny, bo po drodze wkradł się jeden dodatkowy odcinek, to już chyba jestem zwolniony z obietnicy ;P
Dobra, dobra... Już przestaję się droczyć ;)
Tak siebie postrzegam.
Wszyscy wokół pukają się w czoło, gdy wspominam o obrastających mnie zwałach tłuszczu, ale nic na to nie poradzę ;(
Dodatkowo stan ten jeszcze się pogłębił w związku z niedawno prezentowanym zdjęciem pewnego gościa, którego celowo nie podlinkuję, bo mnie zazdrość zżera, że taki boski i tyle ludzi już wlazło na wpis z jego występem ;D
Wystarczy, że wspomnę o pewnym incydencie z pracy, gdy odmawiając słodycza, tłumacząc się drakońską dietą, pokazałem wspomniane zdjęcie w kontekście zapowiedzianej ankiety. Koleżanki spojrzały na mnie z politowaniem, wręcz z pogardą oraz obrzydzeniem i dalej zaczęły ubóstwiająco wgapiać się w ekran monitora, a kisiel aż im w majtach chlupotał hahaha
Pierwsze zdjęcie, jakie pokażę, było zaplanowane od momentu, gdy zapowiedziałem swój występ.
Pochodzi z nadmorskiej sesji wykonanej przez Ryśka Łucyszyna. Tej samej, z której jest mój ulubiony portret.
Kompletując wszystkie trzy foty, w ostatniej chwili zdałem sobie sprawę, że nie mogę go pokazać, gdyż - w kontekście tej recenzji - w prezentację (jako całość) wkradłby się fałsz, bo na żadnym z nich nie byłoby widać "przerażającego" prącia ;] Pozwolę sobie przytoczyć mały cytat:
"...jako stuprocentowy naturysta, szczycący się średnią europejską, cały czas zachodzę w głowę, po chuj chować chuj, kiedy epatuje się całą resztą???"
Nastąpiła korekta zdjęcia i zamiast aktu ze skrzyżowanymi nogami zasłaniającymi strategiczne partie, będzie wizerunek z rozłożonym podwoziem ;D
Jest lipiec 2003 roku. Mam 27 lat. Plaża naturystyczna w Chałupach. Miesiąc wcześniej wreszcie straciłem dziewictwo z kobietą moich marzeń (od czasów I Komunii Świętej), więc dopiero odkrywam własną płciowość (wcześniej była ona kompletnie uśpiona, bo byłem maksymalnie skupiony na nauce). Jestem strasznie nieśmiałym, zamkniętym w sobie mężczyzną (skutek wychowania i wiejskiego pochodzenia - w LO byłem jedynym wieśniakiem w klasie [+ 6 wieśniaczek] na 30 uczniów). Dopiero teraz odważyłem się bojaźliwie wyfrunąć z rodzinnego gniazda, ale przyświecały mi dwie podstawowe zasady - "Nic co ludzkie, nie jest mi obce" oraz "Kosztuj wszystko, co napotkasz, dopóki nie krzywdzisz innych i nie szkodzisz sobie".
Ten akt jest ważny z wielu powodów. Wystarczy przyjrzeć się twarzy, z której można wyczytać całą gamę skrajnych emocji. Jest zdziwienie (co ja robię, pozując nago zupełnie obcemu facetowi), obawa (co ten człowiek później zrobi z tymi zdjęciami), zakłopotanie (nie mogę powstrzymać erekcji wywołanej nagością własną i innych plażowiczów), radość (zdołałem przełamać kolejną barierę), odrobina złości (na co mi to) i podniecenia (dobrze że wiał wiatr, bo cały się telepałem).
Najlepszym uzupełnieniem tego foto i uczuć z nim związanych jest ta piosenka.
Minęły całe trzy lata. Zainwestowałem w ciało, wyeliminowałem lub ukryłem głęboko sporo kompleksów, zacząłem poznawać swoje atuty i nauczyłem się je wykorzystywać, zatrudniłem się nawet w charakterze modela, pracując codziennie jako pielęgniarz.
Uwielbiam słońce! Niczym Superman gasnę bez energii słonecznej. Późna jesień, zima, a szczególnie przedwiośnie są dla mnie katorgą. Odżywam gdzieś w okolicy kwietnia i przez całe lato ładuję się bez umiaru. Później jestem niczym króliczek Duracella ;) Tylko najbliżsi wiedzą, jaki robię się marudny w pochmurne dni. To będzie prawdziwy cud, gdy kiedyś nie zachoruję na czerniaka, a to przecież taki sam nałóg jak alkoholizm lub nikotynizm. Opamiętam się, jak będzie za późno, ale wychodzę z założenia, że na coś umrzeć trzeba ;]
Kolejne foto jest tego dowodem. Skóra już boleśnie poparzona, ale twardo spiekam ją dalej, a na twarzy odmalowana ekstaza.
Samo zdjęcie pod względem technicznym jest kiepskie (ucięte włosy, brak kończyn dolnych), jednak bardzo je lubię, bo pokazuje moją naturę w letnie dni (pozytywny pląs, chill oraz odrobina szaleństwa). Cały ja ;DDD
W takich chwilach w głowie na okrągło gra mi jedna melodia. Nawet w momencie robienia tego zdjęcia grała. Pewnie dlatego przybrałem taką pozę hahaha
Ryszarda odwiedzałem regularnie przy okazji Międzynarodowego Festiwalu Komiksu w Łodzi. Miał malutkie mieszkanko na poddaszu ogromnego "mrówkowca" z wielkiej płyty, w którym zdołał jeszcze wygospodarować studio fotograficzne. Zrobił mi tam trzy sesje, z których jedna była wyjątkowo udana. Świetnie się przy niej bawiłem, choć fizycznie była dość wyczerpująca (mozolne ustawianie światła, nienaturalne, powykręcane pozy, a nawet stawanie na głowie). Kilka z tych zdjęć, zostało później wybranych do retrospektywnej wystawy Ryśka w 2008 roku (dla przypomnienia relacje przeczytacie tutaj oraz tutaj).
Wspomniany osobnik zachwycił wszystkich swoim sześciopakiem, ale ja również posiadam własną WunderWaffe ;DDD
Komentarz jest zbędny ;D
Niestety z powodu wieku i nieubłaganej grawitacji już tak nie sterczy jak dawniej ;)
Ciekawe, czy ktoś cierpliwie dobrnął do samego końca bez przewijania tekstu ;>
Jeżeli znaleźli się tacy wytrwali, to mieli okazję przeczytać trzeci (obok tego oraz tego wpisu), najbardziej szczery, intymny i osobisty post w historii bloga
Prawdopodobnie spodziewaliście się, że w podsumowaniu mojego występu pojawi się ta piosenka. Być może w wykonaniu Prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki lub wersję niezawodnego Jasia Fasoli ;DDD
Nic z tych rzeczy!
Skoro na początku napisałem, jak siebie postrzegam, zatem na koniec zapraszam na krótki seans filmowy hahaha
Setny odcinek cyklu Saturday Zbok Fever.
Zgodnie z obietnicą złożoną w pięćdziesiątej odsłonie, dzisiaj zaprezentuję się Państwu w pełnej krasie, ale zanim to nastąpi, będziecie skazani na garść statystyk i podsumowań oraz intymnych wyn(at)urzeń ;)
Jak napisałem we wspomnianym wpisie, pierwsze 10 odcinków nie było związanych z pokazywaniem piękna ludzkiego ciała, tylko z rzeczami, które nie wiedzieć czemu ;> kojarzą mi się erotycznie ;D
Później poszły naprzemienne akty kobiet i mężczyzn (wszak wielbić trzeba po równo obydwie płcie).
Posty do cyklu redagowali również współtwórcy tego bloga: jeden zezwierzęcony odcinek napisał Fafik, natomiast dwa następujące po sobie - Kimonek (odpowiednio numery 65 oraz 66).
Zatrzymajmy się chwilę przy tym drugim, szatańskim odcinku, ponieważ wiążą się z nim dość ciekawe spostrzeżenia ;> Otóż na chwilę obecną został on skomentowany 66 razy, a ilość odsłon właśnie oscyluje w okolicach liczby 666, co klasyfikuje ten wpis na pierwszym miejscu (nie licząc kilku odosobnionych przypadków, o czym za chwilę) kliknięć w całej serii.
Przechodząc do tych wyjątków... Wynikają one z nieograniczonych możliwość Google'a, gdzie ludzie ciekawi świata wpisują w wyszukiwarkę hasło ZBOK i w grafikach na pierwszych i dalszych miejscach ukazują się zdjęcia z mojego cyklu, dlatego ilość odsłon pięciu odcinków plasuje się powyżej 1000, a rekordowy odcinek 14 ma ich 2455.
Najczęściej komentowanym odcinkiem był numer 46 i dochapał się 134 komentarzy.
Kończąc nudne podsumowania statystyczne, wspomnę, że wszystkie odcinki razem wzięte kliknięto około 17800 razy, pozostawiając 850 komentarzy.
Jest jeszcze jeden mały powód do świętowania, ponieważ ten wpis jest sześćsetnym (600) postem tego bloga
Ufffff....
Myśleliście, że już będziecie mogli patrzeć na moje nagie zdjęcia ;>
Nic z tych rzeczy ;DDD
Proszę jeszcze uzbroić się w cierpliwość albo użyć scrolla ;P
No właśnie. Jeżeli komuś spieszno do moich aktów lub prezentacji fragmentów ciauka, to prawdopodobnie zbyt mało uważnie obserwował bloga albo ma obsesję na moim punkcie ;) W samym zbiorze poświęconym naturyzmowi pokazałem się około 20 razy.
Uważam, że nagość należy odczarować. Jest dla mnie czymś niepojętym, że na przemoc, krew i makabrę w mediach jest społeczne przyzwolenie, a - wydawałoby się - naturalna dla człowieka (zwierzęcia) golizna wzbudza niezdrowe emocje i fascynacje.
Mógłbym tak jeszcze trochę popisać, ale nie mam sumienia trzymać Was tak długo w tłumionym napięciu (pamiętajcie, że to się łatwo rozładowuje - przynajmniej chwilowo).
Obiecałem - zamiast jednego - zaprezentować trzy zdjęcia.
Chociaż chwilę, chwilę...
Okazuje się, że dwie prezentacje w tym cyklu mam już za sobą ;DDD
Pierwsza odbyła się przy okazji Bożego Narodzenia i pokazywania okładek okolicznościowych płyt dla najbliższych ;)
Kolejna odbyła się w Sylwestra, razem z życzeniami na kolejny rok ;))
Jeśli jeszcze zdradzę, że tak naprawdę dzisiejszy odcinek nie jest setny, bo po drodze wkradł się jeden dodatkowy odcinek, to już chyba jestem zwolniony z obietnicy ;P
Dobra, dobra... Już przestaję się droczyć ;)
Tak siebie postrzegam.
Wszyscy wokół pukają się w czoło, gdy wspominam o obrastających mnie zwałach tłuszczu, ale nic na to nie poradzę ;(
Dodatkowo stan ten jeszcze się pogłębił w związku z niedawno prezentowanym zdjęciem pewnego gościa, którego celowo nie podlinkuję, bo mnie zazdrość zżera, że taki boski i tyle ludzi już wlazło na wpis z jego występem ;D
Wystarczy, że wspomnę o pewnym incydencie z pracy, gdy odmawiając słodycza, tłumacząc się drakońską dietą, pokazałem wspomniane zdjęcie w kontekście zapowiedzianej ankiety. Koleżanki spojrzały na mnie z politowaniem, wręcz z pogardą oraz obrzydzeniem i dalej zaczęły ubóstwiająco wgapiać się w ekran monitora, a kisiel aż im w majtach chlupotał hahaha
Pierwsze zdjęcie, jakie pokażę, było zaplanowane od momentu, gdy zapowiedziałem swój występ.
Pochodzi z nadmorskiej sesji wykonanej przez Ryśka Łucyszyna. Tej samej, z której jest mój ulubiony portret.
Kompletując wszystkie trzy foty, w ostatniej chwili zdałem sobie sprawę, że nie mogę go pokazać, gdyż - w kontekście tej recenzji - w prezentację (jako całość) wkradłby się fałsz, bo na żadnym z nich nie byłoby widać "przerażającego" prącia ;] Pozwolę sobie przytoczyć mały cytat:
"...jako stuprocentowy naturysta, szczycący się średnią europejską, cały czas zachodzę w głowę, po chuj chować chuj, kiedy epatuje się całą resztą???"
Nastąpiła korekta zdjęcia i zamiast aktu ze skrzyżowanymi nogami zasłaniającymi strategiczne partie, będzie wizerunek z rozłożonym podwoziem ;D
Jest lipiec 2003 roku. Mam 27 lat. Plaża naturystyczna w Chałupach. Miesiąc wcześniej wreszcie straciłem dziewictwo z kobietą moich marzeń (od czasów I Komunii Świętej), więc dopiero odkrywam własną płciowość (wcześniej była ona kompletnie uśpiona, bo byłem maksymalnie skupiony na nauce). Jestem strasznie nieśmiałym, zamkniętym w sobie mężczyzną (skutek wychowania i wiejskiego pochodzenia - w LO byłem jedynym wieśniakiem w klasie [+ 6 wieśniaczek] na 30 uczniów). Dopiero teraz odważyłem się bojaźliwie wyfrunąć z rodzinnego gniazda, ale przyświecały mi dwie podstawowe zasady - "Nic co ludzkie, nie jest mi obce" oraz "Kosztuj wszystko, co napotkasz, dopóki nie krzywdzisz innych i nie szkodzisz sobie".
Ten akt jest ważny z wielu powodów. Wystarczy przyjrzeć się twarzy, z której można wyczytać całą gamę skrajnych emocji. Jest zdziwienie (co ja robię, pozując nago zupełnie obcemu facetowi), obawa (co ten człowiek później zrobi z tymi zdjęciami), zakłopotanie (nie mogę powstrzymać erekcji wywołanej nagością własną i innych plażowiczów), radość (zdołałem przełamać kolejną barierę), odrobina złości (na co mi to) i podniecenia (dobrze że wiał wiatr, bo cały się telepałem).
Foto by Ryszard Łucyszyn |
... jesteśmy piękni niezależnie od tego co mówią
Tak, słowa nie potrafią nas poniżyć
Jesteśmy piękni, każdy na swój sposób...
Tak, słowa nie potrafią nas poniżyć
Jesteśmy piękni, każdy na swój sposób...
Minęły całe trzy lata. Zainwestowałem w ciało, wyeliminowałem lub ukryłem głęboko sporo kompleksów, zacząłem poznawać swoje atuty i nauczyłem się je wykorzystywać, zatrudniłem się nawet w charakterze modela, pracując codziennie jako pielęgniarz.
Uwielbiam słońce! Niczym Superman gasnę bez energii słonecznej. Późna jesień, zima, a szczególnie przedwiośnie są dla mnie katorgą. Odżywam gdzieś w okolicy kwietnia i przez całe lato ładuję się bez umiaru. Później jestem niczym króliczek Duracella ;) Tylko najbliżsi wiedzą, jaki robię się marudny w pochmurne dni. To będzie prawdziwy cud, gdy kiedyś nie zachoruję na czerniaka, a to przecież taki sam nałóg jak alkoholizm lub nikotynizm. Opamiętam się, jak będzie za późno, ale wychodzę z założenia, że na coś umrzeć trzeba ;]
Kolejne foto jest tego dowodem. Skóra już boleśnie poparzona, ale twardo spiekam ją dalej, a na twarzy odmalowana ekstaza.
Samo zdjęcie pod względem technicznym jest kiepskie (ucięte włosy, brak kończyn dolnych), jednak bardzo je lubię, bo pokazuje moją naturę w letnie dni (pozytywny pląs, chill oraz odrobina szaleństwa). Cały ja ;DDD
Foto by Krystupas |
Ryszarda odwiedzałem regularnie przy okazji Międzynarodowego Festiwalu Komiksu w Łodzi. Miał malutkie mieszkanko na poddaszu ogromnego "mrówkowca" z wielkiej płyty, w którym zdołał jeszcze wygospodarować studio fotograficzne. Zrobił mi tam trzy sesje, z których jedna była wyjątkowo udana. Świetnie się przy niej bawiłem, choć fizycznie była dość wyczerpująca (mozolne ustawianie światła, nienaturalne, powykręcane pozy, a nawet stawanie na głowie). Kilka z tych zdjęć, zostało później wybranych do retrospektywnej wystawy Ryśka w 2008 roku (dla przypomnienia relacje przeczytacie tutaj oraz tutaj).
Foto by Ryszard Łucyszyn |
Foto by Ryszard Łucyszyn |
"Przez moje serce przechodzą dreszcze
Postawiłeś moje życie na głowie
Masz najpiękniejszą dupę na świecie"
Nie ma to jak skromność buahahahahahaPostawiłeś moje życie na głowie
Masz najpiękniejszą dupę na świecie"
Niestety z powodu wieku i nieubłaganej grawitacji już tak nie sterczy jak dawniej ;)
Ciekawe, czy ktoś cierpliwie dobrnął do samego końca bez przewijania tekstu ;>
Jeżeli znaleźli się tacy wytrwali, to mieli okazję przeczytać trzeci (obok tego oraz tego wpisu), najbardziej szczery, intymny i osobisty post w historii bloga
Prawdopodobnie spodziewaliście się, że w podsumowaniu mojego występu pojawi się ta piosenka. Być może w wykonaniu Prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki lub wersję niezawodnego Jasia Fasoli ;DDD
Nic z tych rzeczy!
Skoro na początku napisałem, jak siebie postrzegam, zatem na koniec zapraszam na krótki seans filmowy hahaha
BUCKET!!!
;DDD
Subskrybuj:
Posty (Atom)