Za niecały tydzień, przestanę zamęczać Was i siebie, ciągłym odliczaniem do premiery filmu oraz obrazu ;]
Później ewentualnie będzie moja recenzja obejrzanego (długo wyczekiwanego) dzieła, a także Wasza recenzja tego, co zobaczycie tutaj. I choć boję się tego okrutnie, traktuję to jako swego rodzaju (publiczną) terapię, która może pozwoli na zmianę optyki ;)))
Ten węgierski plakat (z "mydełkiem" na plecach), dla jednych może niewiarygodnie spłycać i wypaczać interpretację filmu, do "śliskiego" problemu, naprędce i wstydliwie startego kawałkiem papieru toaletowego, który raz na zawsze spłynie rurami kanalizacyjnymi z naszych oczu, a także może sugerować, że mamy do czynienia z artystycznie aspirującym pornolem, nastawionym na tanie szokowanie. Z drugiej strony, w brutalny i dosłowny sposób, prowokuje do zastanowienia się nad grzesznością ciała, jak również obrazuje starą prawdę, że wstyd przychodzi nie przed, czy w trakcie lecz po wszystkim.
Po przeanalizowaniu dziesiątek recenzji, wywiadów (reżyser, aktor i aktorka) oraz zwiastunów, mam coraz mniejsze obawy, że wyjdę z kina zawiedziony. Bałbym się bardziej tego, że seans sieknie mnie mocniej po psychice, niż się tego na chwilę obecną spodziewam ;/
ten plakat trafia do mnie najbardziej...
OdpowiedzUsuńmuszę też uspokoić, że mimo problemów, obraz ujrzy światło dzienne na czas...
Aaaaa...to jednak mydło.
OdpowiedzUsuńKimonku, chwała Ci za to ;]
OdpowiedzUsuńPanie Wu, skąd ta pewność, bo nie sądzę że organoleptyczna ;>
Uznałem, że to mydło, dla świętego spokoju:)
OdpowiedzUsuńCokolwiek miało by to być, pewne jest, pobudza wyobraźnię:))
Jeśli to sperma, to ktoś musiał wykazać się niesamowitą precyzją wytrysku ;DDD
OdpowiedzUsuńJeśli to sperma, to szczerze gratuluję zręczności:)))
OdpowiedzUsuńZdolniacha jak mało który ;)
OdpowiedzUsuń