poniedziałek, 27 maja 2013

poniedziałek, 13 maja 2013

Making Of The... All Day Ophelion...


06.04.2013.
hds



,,Ofelion zrodził się w ciepłych promieniach zachodzącego, sierpniowego słońca, przy dźwiękach fal rozbijających się o drewniany pomost, z szumiącymi szuwarami w tle, przy wtórze ptasich treli oraz leniwym rechocie żab.
Tyle w kwestii pseudopoetyckiego ględzenia. 
Początkowo miał być zwykłym, męskim aktem, inspirowanym słynnym obrazem Johna Everetta Millaisa, by z czasem ewoluować w coś bardziej ambitnego i niezrealizowanego, a zakończyć się pięcioma grafikami Arka Twardowskiego (dyptyk oraz tryptyk).
Mimo tego nadal czułem pewien niedosyt, dlatego postanowiłem dalej eksploatować motyw "topielca".

Punktem wyjścia są koncepty dwóch kobiet: "365 DrzewCecylii Malik oraz "Ofelia is still aliveIwony Lenik.
Projekt zakłada publikację zdjęć robionych dzień po dniu przez okrągły rok, a ich niezmiennym motywem przewodnim ma być woda w różnych stanach skupienia oraz pełny akt. Dokumentalny zapis mijających dni, zmian cielesnych, miejsc, w których aktualnie byłem, bez artystycznego zacięcia, zbędnych stylizacji, upiększania, żmudnego ustawiania kadrów oraz światła. Fotografie robione przez rodzinę, przyjaciół, znajomych lub zwykłe łazienkowe samojebki. Liczy się sam proces, a nie efekt finalny."


Tak o projekcie ,,All day Ophelion" powiada sam autor...

Wczoraj zapowiedziałem małe preludium, przed dzisiejszym wpisem...

Z największą przyjemnością chciałbym ukazać moje drugie oblicze w kooperacji Ham&Kid'owej, która do tej pory w czynach udzielała się niewiele, rzekłbym nawet, że koślawo, ograniczając się do pozowania i rzucenia od czasu do czasu jakimś pomysłem (czasem dość płytkim) - niby mój mecenas - niby kalosz, niby wozi chrabąszcze na wystawy - niby nie - niby nóżki ;)
Oczywiście pozwalam sobie tylko na uszczypliwe żarty ;D

hds jaki jest każdy widzi.
Kiedy opowiedział mi o projekcie ,,All Day Ophelion" podczas listopadowych odwiedzin w Kraku, którego się zamierza pochwycić, zapoczątkowany naszym niespełnionym marzeniem i małym rąbka uchyleniem w grafikach ,,Ofeliona" (akwaforta, akwatinta), drapnąłem się w głowę raz, drugi, trzeci, czwarty i zapytałem ,, Yyyyy For What?". Odpowiedź mnie jednak nie satysfakcjonowała.

Jeszcze do połowy lutego kręciłem nosem, nie będąc do końca przekonanym tym co się dzieje.
Jeszcze jak projekt miał być ,,NASZ", to tym bardziej zwątpiłem w całościową działalność.
Zerakałem...  Obserwowałem... Zacząłem trawić... Trawić jego osobowość, trawić niedaleką przeszłość, Jego dość luźne podejście do ,,śtuki" oraz skrywany potencjał twórczy, przekraczanie cielesnych granic, barier i swoistej... prostoty.
Jedna szczera rozmowa pokazała, że jednak mam z nim wiele wspólnego nie tylko wczoraj, czy dziś, ale również jutro. Nagle swoim ograniczonym tokiem myślenia zobaczyłem coś więcej. Jednak oddaje to działanie samemu Freak'owi, wspierając (i promując) jak tylko potrafię, a to dopiero początek.


24.04.2013.
hds


Obecnie ładuję akumulatory w obecności Pana Ofeliona, więc jestem świadkiem powstawania owych kadrów (comiesięcznych plansz kalendarza hahaha) oraz podjąłem rękawicę pomocy w robieniu zdjęć, choć jak wiadomo fotograf ze mnie żaden, rzekłbym nawet, że jest to moja pięta- kusząc się również o własne inwencje twórcze w plenerze :)

Za pozwoleniem oraz z największą przyjemnością ujawnię kulisy powstawania ostatniego tygodnia (a raczej 9 dni + 1) pracy nad projektem ;)

...................................................................................................................................................................

Dzień 1

02.05.2013.
K.I.M.

Po kilkugodzinnej podróży i odespaniu dnia poprzedniego, nadal jestem nieco zmęczony. Freak proponuje fotkę z mostu, która już wcześniej go mierziła. Most, Wisełka, topielec, widok z góry- coś tam płynie, coś się topi, granica miasta i pobliskiej wiochy... sratatata.
Niestety zobaczyłem pierwsze bariery, które stoją na przeszkodzie w zdjęciach - ludzie.
Głupio podejść i powiedzieć- ,,Przepraszam, zaraz się rozbiorę, bo robię taki projekt, mam nadzieje, że Pana to nie ubodzi w moralność".




Więc... czekamy.

Pada hasło- TERAZ!
Ciach prach, zrzuca ciuchy, pada do wody na kilkanaście sekund- ja pstrykam, wyłazi i prędko wyciera się ręczniczkiem, pocinając ukradkiem na rowerku- przecież to nie ja- ale o co chodzi?

samego kadru nie czuje- ale milczę...


...................................................................................................................................................................

Dzień 2

03.05.2013.
K.I.M.

Pogoda nadal psioczy (walczę moimi słonecznymi mocami z naturą deszczowego Freaka).
Mamy 3 maja - Święto Narodowe... Zdarzyło się już bodzić hds'owi po emocjach w tunelu, który robił za Jezusowy grób, więc czemu by nie wejść w rolę Polski z łopoczącą flagą, która ostatnimi ruchami dycha przed rosyjskim atakiem, który dość dosadnie gestem pokazuje swoja wyższość.



Krótka próba uchwycenia kadru w mieszkaniu- da się? Da się- idziemy.



Przy obowiązkowym hasie poszukujemy miejsca- który tak naprawdę jest tylko dodatkiem, potrzebujemy tylko stojącej wody.
Zimna... Zimna jak chorera...

Mam problem z równowagą stojąc jak bociek w wodzie, drugą na głowie Dziadka i aparatem nad głową- model odpływa- error, error, ale po którymś razie stwierdzamy, że ,,ujdzie".

Teraz prędko do domu, wykąpać się z toksyn Wisły...
Aż dziw bierze, ze hds nie zaraził się jeszcze jakimś parchem...



....................................................................................................................................................................

Dzień 3

04.05.2013
K.I.M.

Wyprosiłem słonko i postanowiło, połechtać policzka (i moje ciemne pigmenty skórne).
Tym razem sytuacja podobna jak z dnia pierwszego (SIC!), widok z góry ale łapiący ujście Brdy do Wisły i ,,miły" krajobraz. No dobrze- Ofelion prosi- rzemieślnik pstryka.


Niełatwo w sandałkach zejść z niemal pionowej skarpy, ale udało się- chwila chwiania się pomiędzy konarami- i znowu to samo- leżymy, pstrykamy i po ptaku.
Poza ciała- tzw żaba.
Ok. Dopiero po fakcie przyznałem się, ze w ogóle nic nie widziałem na małym monitorku aparatu, bo sam jestem ślepy jak krecior, potykając się o własne nogi jak hasam- czekam tylko aż dar widzenia mi los odbierze.
Zdjęcie... jak zdjęcie. szału nie ma, ale jeszcze się nie buntuję.
Widzę jak moja obecność pomaga w odwadze wskakiwania do wody- już oglądanie się na boki za ludźmi jest mniej wyczuwalne ;)
1:0 dla mnie.



...................................................................................................................................................................

Dzień 4

05.05.2013.
K.I.M.

Penetrując kolejne zakamarki wybrzeża Wisły, postanowiliśmy kontynuować temat dnia poprzedniego i zbliżyliśmy się tym razem do samego ujścia Brdy- bardzo malownicza okolica.

Nastał wieczór. Freak prosto z pracy siada na rower i przyjeżdża do umówionego wcześniej miejsca. Czasu niewiele, bo słonko spać już chce.
Obecność rybaków kilkanaście metrów dalej jest już niezauważalna i ciuchy momentalnie fruną do góry ;) W razie czego trzymam w garści argument, że jestem studentem fotografii na plenerze, robiący akty do zaliczeń. 



W wodzie nagle ukazuje się sylwetka pływającego hipopotama, któremu następnie trzeba podać ręcznik i po kolei warstwy ciuchów...


...................................................................................................................................................................

Dzień 5

06.05.2013.
K.I.M.

Wieczór nastał, znów czasu niewiele. Podobnie jak z dnia poprzedniego umawiamy się w danym miejscu. Tym razem mówię stop i biorę w swoje ręce od początku do końca zdjęcie, ujęcie, miejsce i sposób ekspozycji ciała na wodzie.
Skoro mamy Ofeliona- niech w końcu położy się do cholery na tych plecach!!!


Woda znów już nieco zimna... Mimo, że dzień upalny (jak ja się opaliłam, ho ho).
Powolne wchodzenie do wody ,,od dupy strony", pomaga w rozłożeniu zimna i ciepła na ciele- by szoku nie doznało. Idąc za swoimi grafikami w akwatincie, pozwoliłem sobie na pozę jak z pierwszego ,,chrabąszcza".
Pierwsze zdjęcie wykonane w ,,All Day Ophelionie" na które mogę się popatrzeć i bez ogródek się podpisać szkitką ;)
Co na obiado-kolacje ugotować?
Naleśnikiiiiiiiiiiii!



...................................................................................................................................................................

Dzień 6

07.05.2013.
K.I.M.
Na kolejny błogim spacerze- ten prawdziwie jest błogi, bo co chwile gibiemy się na trawę, mocy brak, jakaś para seks na trawie uprawia- znajdujemy malownicze zatoczki wylewu Wisły- im dalej w las, tym więcej grzybów, a raczej zarośli, co mnie osobiście cieszy. Niestety plener, który siadł mi najbardziej, stał się kością niezgody, ponieważ Freak stwierdził, że nie będzie kąpał się w takim gównie... I gadaj z takim.
Szukamy dalej- ten has wymagał od nas chyba najdłuższego szukania miejsca... 
no i jest... 


Woda nieco śmierdoli, ale na zdjęciu tego nie będzie tego widać ;)
Na przeciwległej gałęzi nieco się gibam (uważaj Maupo na aparat!) i nasłuchuję nadchodzącego rybaka, który przystaje, by poobserwować co w trawie piszczy, a raczej co tak się rzuca w wodopoju ;) 
WĘGORZ! WĘGORZ! 



Dreptu, dreptu i do domu w ciszy (mam focha wraz z cieczką)- fajek mi zabrakło.

....................................................................................................................................................................

Dzień 7

08.05.2013.
K.I.M.

Ha! Pierwsze zdjęcie, z którego jestem zadowolony- konary drzewa zrobiły swoje. Nie umiem robić zdjęć -jestem tylko chwilołapcem, dokumentatorem wydarzeń ulatujących ino, ale tutaj uśmiech namalował mi się na twarzy...

Wychodząc ,,zza krzaków" wpadliśmy od razu na to drzewo, chciałem zostać, aaaaaaale może dalej- no dobrze, no dalej- choć wiedziałem, że i tak tu wrócimy. Krótka rundka i wróciliśmy do miejsca wyjścia ;)
Planowo kadr miał być daleki- jednak gdy Freak położył swe ciało... Niestety nie było tego czegoś...



Podszedłem bliżej, robiąc zdjęcie z góry... Ok, ale znów nie to...
Może perspektywa z boku- prędko zeskoczyłem z konara, no i był to wyśmienity wybór.
Znów obserwacja pana rybaka miała miejsce, jednak ten się wycofał widząc nagiego Staruszka.



Syren(ka) chwile jeszcze potaplała się w wodzie, rzuciła modły na stare drzewo i zaproponowała has na lody i błogie opalanie- nie protestowałem, bom na urlopie i słodkolubna ;)


..................................................................................................................................................................

Dzień 8


09.05.2013.
K.I.M.

Jak dniem poprzednim, zapuszczamy się w nieznane Freak'owi rejony Wisły. Zdjęcie z korzeniami wyszło efektownie, więc i tym razem pada na drzewostan zatopiony w wodach, upatrzony już wcześniej.



Po pierwszej próbie i pierwszej przymiarce, niestety nie jestem zadowolony z kadry- miejsce może i bajeczne, ale... no właśnie ale ale ale.
Kadruje, kombinuje, zaglądam, pstrykam.
Aura pod dniem ,,milczącym"- może to sprawia, ze nie mam i ochoty na ,,bawienie" się w konceptualne igraszki. 



Po kilku przymiarkach, jest i zadowalający efekt, który niesamowicie pobudził moją wyobraźnie, oraz żyłkę chrabąszczową- może by tak stworzyć na kadrach komiksowych opowieść o ADO?

Aura pogodowa nadal sprzyja, mimo nocy wcześniej, pierwszej mojej burzy tego roku...


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dzień 9

10.05.2013
K.I.M.
Za kilka godzin mam pociąg powrotny do Krakowa, jednak nie jest to powód by odpuścić sobie zrobienie zdjęcia i nie umilić poranka długim spacerem- czas jednak goni.


Jak dniem poprzednim, mamy już upatrzony kadr, jednak znów mi nie siada astygmatycznym i dość popsutym już wadą okiem- topielec zatrzymany na konarku...


Wsadzam zatem Dziadka do dziury- bo jak wiadomo jest z niego fajny kundel bury- no i jak znalazł, wpasował się owocnie w miejscówkę ;)

Czas chyba pakować manatki i wracać do rzeczywistości...



------------------------------------------------------------------------------------------------------------



W Ophelionie jest wszystko- jest cała prawda osobowości i ulatującej chwili.
To mi wystarczy.

Teraz jestem po prostu dumny, bardzo bardzo dumny, że hds pochwycił się tego projektu/zabawy/wyczynu/artyzmu. Mimo, że wygląda jak bezdomny kloszard :)

I dziękuje, że mogę być bacznym obserwatorem stojącym z boku, bo czuje i jestem przekonany, że nie została postawiona kropka nad i- a wręcz jest to dopiero kropelka w morzu (a raczej burzy, która się rozpęta- Trzecie Oko mnie nie zawodzi! Ha!).

Pozwalam sobie nawet na małą zasługę rekomendując połowice Ham&Kid'ową Muzeum Erotyzmu- opisując projekt na swoim funpage'u ;)
Dopiero się rozkręcam- czasem nasze role się po prostu odwracają- muszę brać sprawy w swoje ręce ;)


fot. hds


Spontaniczny urlop majowy się udał :)


P.S.
Zapraszam na poletko hds'a, który barwnie opisał swoje perypetie przy tworzeniu projektu All Day Ophelion :)


fot. hds



niedziela, 12 maja 2013

1/3 ADO

Minęły już ponad 4 miesiące od rozpoczęcia projektu Ophelion.
Po takim czasie mogę już pokusić się o jakieś przemyślenia, spostrzeżenia czy anegdoty.
2013.01.14.
Przez pierwszy miesiąc (styczeń) robiłem go praktycznie dla siebie, nie mówiąc o nim nikomu. Szlifowałem layout, opis oraz wprawiałem się w samodzielnym pstrykaniu zdjęć, bo na pomoc innych mogę liczyć sporadycznie.
Z tymi samojebkami nie jest tak łatwo, bo na rzucenie się do wody albo w śnieg mam całe 10 sekund opóźnienia migawki, więc muszę się nieźle nastarać aby dobiec do miejsca pozowania i przekonująco udawać trupa vel topielca.
2013.04.08.
Dlatego przepraszam wszystkich malkontentów za to, że są one tak podobne i robione najczęściej w padzie na twarz lub bok. Dzieje się tak głównie z oszczędności czasu (szybciej się pada na ryj) i bezpieczeństwa (widzi się w co upada). Samemu też nie jestem zadowolony z tych zdjęć, głównie z powodu rozchodzących się kręgów na wodzie (ale jak się nie ma co się lubi...), bo gdyby nie one, fotki byłyby zajebiaszcze, a tak są tylko fajne :)

W lutym wtajemniczyłem już w pomysł dosłownie kilka osób, tak na zasadzie testera wrażeń, dlatego w marcu oficjalnie wypłynąłem na szerokie wody... internetu.
Pomalutku, powolutku zaczęły się jakieś skromne linki i podglądania z innych stron świata czy internetowych.
O ile reklama u Kimonka raczej nie dziwi, to wejścia z jakiś egzotycznych miejsc, których nie będę przytaczał już bardzo. Są to jakieś nieznane mi wcześniej portale społecznościowe, do których dostępu nie posiadam, a nawet strony pornograficzne, co jest dość smutne, bo potwierdza się konkluzja, że jak goła dupa i chuj, to od razu musi być porno i duszno. Z drugiej strony wychodzę z dość znanego założenia, iż nieważne jak o Tobie mówią, grunt żeby to robili.
W miniony czwartek blogasek otrzymał pozytywnego internetowego kopa w dupę, gdyż został zareklamowany przez Muzeum Sztuki Erotycznej, które realnej siedziby jeszcze nie posiada (podobno niektóre środowiska ostro protestują), jednak prężnie działa bez stałego miejsca zamieszkania, wynajmując na wystawy różne miejsca oraz intensywnie udziela się na fejsbuku.
DZIĘKI ;DDD

Statystyki "lekko" mi zaszalały, ale po paru dniach wracają do pewnej stabilizacji.
Dość nieśmiało pokazują się poszukiwania bloga w googlu przez wpisywanie fraz "all day opelion" (łącznie lub osobno). Zabijcie mnie jednak, ale nie jestem w stanie wymóżdżyć, jak komuś udało się wleźć na bloga przez wpisanie słowotworu "nustyfuckingporn" o_O
Kraje z jakich ludziska trafiają to podstawowa czwórka, czyli: Polska, Rosja, Stany Zjednoczone oraz Niemcy. Później figurują: Wielka Brytania, Szwecja, Kanada, Francja, Holandia, Dania. Do tego kilkukrotne kliki ze Szwajcarii, Bułgarii, Austrii, Belgii, Hiszpanii, a także perły w postaci Białorusi, Malezji, Iraku, Kazachstanu, Hongkongu, Tajwanu, Turcji czy Chin.

Generalnie pozowanie do samych zdjęć wbrew pozorom sprawiają mi sporo radochy ;D
2013.04.07.
Choć woda czasem zimna jak diabli.
Kilka osób pytało się, czy trudne jest glebnięcie w zaspę?
Już o niebo wolę bardziej śnieg, niż lodowatą wodę, a muszę przyznać, że w białym puchu zdarza się bardzo przytulnie leżeć (gdy temperatura jest bliska zeru, mała wilgotność powietrza i brak wiatru).
Chyba najtrudniejsze było wchodzenie do rzeki przed wielkanocnym świtem.
2013.03.31.
Organizm jeszcze zaspany, wokoło mrok, śnieg, mróz, lekki wiaterek oraz para wydobywająca się z ust modela i fotografa... brrrrrrrrrr...
Czasem muszę się odrobinę zmusić i zmotywować, żeby zapozować w jakimś miejscu,
2013.05.07.
bo dno wyjątkowo błotniste i brudzi na maksa lub sama woda śmierdzi i zarasta glonami.
Jak ma się fotografa i dużo czasu, to można wcisnąć się w ciasny kącik i pozować bezstresowo, bo tenże pilnuje też okolicy przez niechcianymi gapiami.
2013.05.10.
Przypadkowi ludzie są dla mnie źródłem największego stresu, bo wbrew pozorom nie jestem typowym ekshibicjonistą, czyli nie czerpię przyjemności z obnażania się przed obcymi osobami. Podczas zdjęć najpierw robię rekonesans terenu i długą przyczajkę, zanim zdejmę ciuchy i szybko wyskoczę przed aparat.
Jeszcze jak się robi zdjęcia we dwoje, to można jakoś ściemniać, że jakaś szkoła plastyczna albo artysta-fotograf i jego muza, a samemu...?
Najdłuższe czekanie na zdjęcie miałem na zalanym przez Wisłę warszawskim placu zabaw, bo non stop ktoś się kręcił. Ledwo ktoś sobie poszedł, to jak wychodziłem z wody, szedł już następny "obserwator". Chyba godzina zeszła.
Na szczęście nie miałem jeszcze wątpliwej "przyjemności" z Policją lub Strażą Miejską, choć zdaję sobie sprawę, że jest to wielce prawdopodobne w tym "fachu".

W przypadku innego warszawskiego zdjęcia mam do opowiedzenia zabawną anegdotę.
Tego dnia rano wyjeżdżałem z Bydgoszczy, gdzie jeszcze trwała chwilowa wiosna i nie wpadłem na to, że zima może wrócić (w końcu to początek lutego) albo czyha już w stolicy. Ubrany w typowo wiosenne, ładne buty wsiadłem w pociąg i na miejscu zastałem piękną, śnieżną zimę. Udałem się do punktu informacyjnego gdzie zadałem dość dziwne pytanie, zważywszy na strój i pogodę:
- Gdzie znajdę naturystyczną plażę z najładniejszym widokiem na miasto?
Pani dość nieufnie na mnie spojrzała i mówi:
- Yyyyyy... O tej porze to raczej wszystkie plaże są dość... bezludne.
Wskazała mi plażę przy Parku Praskim, naprzeciwko Starego Miasta.
Jadę w to miejsce w tych nieszczęsnych butach, śniegu po kolana i lekko mrozi, a na brzegu stoi dziadek z wnuczką i pstryka miastu fotki. Dziewczę przestępuje z nogi na nogę, chucha w dłonie, a dziadek twardo wali zdjęcia. Myślę sobie zaraz skończy więc poczekam, również dreptając z zimna w miejscu. Czas mija, dziadzio fotografuje, ja nie wytrzymuję i idę do niego:
- Przepraszam. Długo będą Państwo na tej plaży?
- Wnuczka chciałaby już iść bo jej zimno (- Kurwa. Przecież widzę, że trzęsie się jak osika.), ale są takie piękne chmury dzisiaj (- To prawda. Wyjątkowo ładne.), że jeszcze parę zdjęć chciałbym zrobić.
No to walę prosto z mostu:
- Wie Pan, mam taki projekt fotograficzny. Codziennie robię sobie nagi akt w wodzie i właśnie teraz chciałbym go tutaj wykonać. Mnie osobiście Państwa obecność nie przeszkadza, bo jestem naturystą, ale zdaję sobie sprawę, że dla innych może to być widok niezbyt przyjemny.
Starszy Pan spojrzał się na mnie zdegustowany odpowiadając:
- To my jednak sobie już pójdziemy, bo nie bawią mnie takie dewiacje.
Z jednej strony było mi strasznie głupio, z drugiej odczuwałem ulgę i lekko śmiałem się wewnętrznie, bo już dawno nie słyszałem tego słowa.

Jak już pisałem w założeniach projektu, zdjęcia sporadycznie i dość luźno będą nawiązywać do aktualnych wydarzeń, rocznic lub postaci. Wszystkich tropów Wam nie zdradzę (niech się odrobinę Państwo pomęczą), ale kilka mogę podać:
- Sralentynki

(data, serducho na piersi i Chełmno, czyli miejsce przechowywania relikwii świętego Walentego, w tle);
- topienie Marzanny na pierwszy dzień wiosny;
- Święto 3 Maja,
czyli ostatni zryw niepodległościowy naszego kraju (jedyne dynamiczne foto w kolekcji, z ledwo widoczną biało-czerwoną flagą w prawicy), przed całkowitym zniewoleniem pod butem Rosji (czerwone gacie - tak wiem, że wtedy jeszcze nie była tego koloru) i reszty zaborców;
- Wielka Sobota i tradycyjne odwiedzanie instalacji Grobów Chrystusowych (podobno fotka ta wzbudziła kontrowersje);
- Anna Karenina tuż przed tragiczną, samobójczą śmiercią pod kołami pociągu.

Jest jedna rzecz, która od samego początku sprawia mi najwięcej problemów i dyskomfortu.
Futrzenie!!!
Broda sama w sobie jest nawet OK, ale wąsy... Najeść się przez nie normalnie nie mogę, bo wszędzie włażą i ciągle je przeżuwam. Włosy w nosie - masakra. Krzaczaste brwi - szpecą. Włosy pod pachami - zaczynają nieprzyjemnie pachnieć, pomimo intensywnych kąpieli. Łoniacze - prawie całe życie goliłem lub depilowałem, więc ciężko się przyzwyczaić. Kłaki na dupie - zużywam masakryczne ilości papieru toaletowego, nie wspominając o ciągle brudnych slipach. Włosy na nogach i klacie - jedyna rzecz, która kręci większość ludzi.
Sprawy nie ułatwiają rodzina ze znajomymi, mówiąc na każdym kroku jak fatalnie oraz obrzydliwie wyglądam.
- HELOŁ!!! Jeszcze na oczy mi nie padło i lustro posiadam, choć to już zaczyna trzeszczeć, więc pewnie niebawem pęknie na mój widok.
Jest też jeden mały plusik zarastania. Skończył się problem z zaczepiającymi, żebrającymi bezdomnymi. Wcześniej chcieli kasę tak po prostu (nie dawałem) albo na żarcie (jak miałem czas to kupowałem, jak nie to dawałem jakiś wdowi grosz). Obecnie traktują mnie jak swojego, a czasami zagadują jak kumpla, na zasadzie "Co słychać Stary?".

Obecnie nadchodzi najprzyjemniejszy kwartał zdjęć: ciepła woda, słońce, kwiaty kwitną, ptaszki ćwierkają, tylko wędkarzy i ogólnie ludzi nad wodą jakby więcej, no i w pizdu komarów.
Zatem ulubionych w niektórych kręgach "kurczaków w brytfannie" będzie zdecydowanie mniej (trafią się jak będę miał czasu mało, albo pogoda za oknem beznadziejna), natomiast częściej będę wyginał śmiało ciało w plenerze.
2013.05.08.