niedziela, 12 maja 2013

1/3 ADO

Minęły już ponad 4 miesiące od rozpoczęcia projektu Ophelion.
Po takim czasie mogę już pokusić się o jakieś przemyślenia, spostrzeżenia czy anegdoty.
2013.01.14.
Przez pierwszy miesiąc (styczeń) robiłem go praktycznie dla siebie, nie mówiąc o nim nikomu. Szlifowałem layout, opis oraz wprawiałem się w samodzielnym pstrykaniu zdjęć, bo na pomoc innych mogę liczyć sporadycznie.
Z tymi samojebkami nie jest tak łatwo, bo na rzucenie się do wody albo w śnieg mam całe 10 sekund opóźnienia migawki, więc muszę się nieźle nastarać aby dobiec do miejsca pozowania i przekonująco udawać trupa vel topielca.
2013.04.08.
Dlatego przepraszam wszystkich malkontentów za to, że są one tak podobne i robione najczęściej w padzie na twarz lub bok. Dzieje się tak głównie z oszczędności czasu (szybciej się pada na ryj) i bezpieczeństwa (widzi się w co upada). Samemu też nie jestem zadowolony z tych zdjęć, głównie z powodu rozchodzących się kręgów na wodzie (ale jak się nie ma co się lubi...), bo gdyby nie one, fotki byłyby zajebiaszcze, a tak są tylko fajne :)

W lutym wtajemniczyłem już w pomysł dosłownie kilka osób, tak na zasadzie testera wrażeń, dlatego w marcu oficjalnie wypłynąłem na szerokie wody... internetu.
Pomalutku, powolutku zaczęły się jakieś skromne linki i podglądania z innych stron świata czy internetowych.
O ile reklama u Kimonka raczej nie dziwi, to wejścia z jakiś egzotycznych miejsc, których nie będę przytaczał już bardzo. Są to jakieś nieznane mi wcześniej portale społecznościowe, do których dostępu nie posiadam, a nawet strony pornograficzne, co jest dość smutne, bo potwierdza się konkluzja, że jak goła dupa i chuj, to od razu musi być porno i duszno. Z drugiej strony wychodzę z dość znanego założenia, iż nieważne jak o Tobie mówią, grunt żeby to robili.
W miniony czwartek blogasek otrzymał pozytywnego internetowego kopa w dupę, gdyż został zareklamowany przez Muzeum Sztuki Erotycznej, które realnej siedziby jeszcze nie posiada (podobno niektóre środowiska ostro protestują), jednak prężnie działa bez stałego miejsca zamieszkania, wynajmując na wystawy różne miejsca oraz intensywnie udziela się na fejsbuku.
DZIĘKI ;DDD

Statystyki "lekko" mi zaszalały, ale po paru dniach wracają do pewnej stabilizacji.
Dość nieśmiało pokazują się poszukiwania bloga w googlu przez wpisywanie fraz "all day opelion" (łącznie lub osobno). Zabijcie mnie jednak, ale nie jestem w stanie wymóżdżyć, jak komuś udało się wleźć na bloga przez wpisanie słowotworu "nustyfuckingporn" o_O
Kraje z jakich ludziska trafiają to podstawowa czwórka, czyli: Polska, Rosja, Stany Zjednoczone oraz Niemcy. Później figurują: Wielka Brytania, Szwecja, Kanada, Francja, Holandia, Dania. Do tego kilkukrotne kliki ze Szwajcarii, Bułgarii, Austrii, Belgii, Hiszpanii, a także perły w postaci Białorusi, Malezji, Iraku, Kazachstanu, Hongkongu, Tajwanu, Turcji czy Chin.

Generalnie pozowanie do samych zdjęć wbrew pozorom sprawiają mi sporo radochy ;D
2013.04.07.
Choć woda czasem zimna jak diabli.
Kilka osób pytało się, czy trudne jest glebnięcie w zaspę?
Już o niebo wolę bardziej śnieg, niż lodowatą wodę, a muszę przyznać, że w białym puchu zdarza się bardzo przytulnie leżeć (gdy temperatura jest bliska zeru, mała wilgotność powietrza i brak wiatru).
Chyba najtrudniejsze było wchodzenie do rzeki przed wielkanocnym świtem.
2013.03.31.
Organizm jeszcze zaspany, wokoło mrok, śnieg, mróz, lekki wiaterek oraz para wydobywająca się z ust modela i fotografa... brrrrrrrrrr...
Czasem muszę się odrobinę zmusić i zmotywować, żeby zapozować w jakimś miejscu,
2013.05.07.
bo dno wyjątkowo błotniste i brudzi na maksa lub sama woda śmierdzi i zarasta glonami.
Jak ma się fotografa i dużo czasu, to można wcisnąć się w ciasny kącik i pozować bezstresowo, bo tenże pilnuje też okolicy przez niechcianymi gapiami.
2013.05.10.
Przypadkowi ludzie są dla mnie źródłem największego stresu, bo wbrew pozorom nie jestem typowym ekshibicjonistą, czyli nie czerpię przyjemności z obnażania się przed obcymi osobami. Podczas zdjęć najpierw robię rekonesans terenu i długą przyczajkę, zanim zdejmę ciuchy i szybko wyskoczę przed aparat.
Jeszcze jak się robi zdjęcia we dwoje, to można jakoś ściemniać, że jakaś szkoła plastyczna albo artysta-fotograf i jego muza, a samemu...?
Najdłuższe czekanie na zdjęcie miałem na zalanym przez Wisłę warszawskim placu zabaw, bo non stop ktoś się kręcił. Ledwo ktoś sobie poszedł, to jak wychodziłem z wody, szedł już następny "obserwator". Chyba godzina zeszła.
Na szczęście nie miałem jeszcze wątpliwej "przyjemności" z Policją lub Strażą Miejską, choć zdaję sobie sprawę, że jest to wielce prawdopodobne w tym "fachu".

W przypadku innego warszawskiego zdjęcia mam do opowiedzenia zabawną anegdotę.
Tego dnia rano wyjeżdżałem z Bydgoszczy, gdzie jeszcze trwała chwilowa wiosna i nie wpadłem na to, że zima może wrócić (w końcu to początek lutego) albo czyha już w stolicy. Ubrany w typowo wiosenne, ładne buty wsiadłem w pociąg i na miejscu zastałem piękną, śnieżną zimę. Udałem się do punktu informacyjnego gdzie zadałem dość dziwne pytanie, zważywszy na strój i pogodę:
- Gdzie znajdę naturystyczną plażę z najładniejszym widokiem na miasto?
Pani dość nieufnie na mnie spojrzała i mówi:
- Yyyyyy... O tej porze to raczej wszystkie plaże są dość... bezludne.
Wskazała mi plażę przy Parku Praskim, naprzeciwko Starego Miasta.
Jadę w to miejsce w tych nieszczęsnych butach, śniegu po kolana i lekko mrozi, a na brzegu stoi dziadek z wnuczką i pstryka miastu fotki. Dziewczę przestępuje z nogi na nogę, chucha w dłonie, a dziadek twardo wali zdjęcia. Myślę sobie zaraz skończy więc poczekam, również dreptając z zimna w miejscu. Czas mija, dziadzio fotografuje, ja nie wytrzymuję i idę do niego:
- Przepraszam. Długo będą Państwo na tej plaży?
- Wnuczka chciałaby już iść bo jej zimno (- Kurwa. Przecież widzę, że trzęsie się jak osika.), ale są takie piękne chmury dzisiaj (- To prawda. Wyjątkowo ładne.), że jeszcze parę zdjęć chciałbym zrobić.
No to walę prosto z mostu:
- Wie Pan, mam taki projekt fotograficzny. Codziennie robię sobie nagi akt w wodzie i właśnie teraz chciałbym go tutaj wykonać. Mnie osobiście Państwa obecność nie przeszkadza, bo jestem naturystą, ale zdaję sobie sprawę, że dla innych może to być widok niezbyt przyjemny.
Starszy Pan spojrzał się na mnie zdegustowany odpowiadając:
- To my jednak sobie już pójdziemy, bo nie bawią mnie takie dewiacje.
Z jednej strony było mi strasznie głupio, z drugiej odczuwałem ulgę i lekko śmiałem się wewnętrznie, bo już dawno nie słyszałem tego słowa.

Jak już pisałem w założeniach projektu, zdjęcia sporadycznie i dość luźno będą nawiązywać do aktualnych wydarzeń, rocznic lub postaci. Wszystkich tropów Wam nie zdradzę (niech się odrobinę Państwo pomęczą), ale kilka mogę podać:
- Sralentynki

(data, serducho na piersi i Chełmno, czyli miejsce przechowywania relikwii świętego Walentego, w tle);
- topienie Marzanny na pierwszy dzień wiosny;
- Święto 3 Maja,
czyli ostatni zryw niepodległościowy naszego kraju (jedyne dynamiczne foto w kolekcji, z ledwo widoczną biało-czerwoną flagą w prawicy), przed całkowitym zniewoleniem pod butem Rosji (czerwone gacie - tak wiem, że wtedy jeszcze nie była tego koloru) i reszty zaborców;
- Wielka Sobota i tradycyjne odwiedzanie instalacji Grobów Chrystusowych (podobno fotka ta wzbudziła kontrowersje);
- Anna Karenina tuż przed tragiczną, samobójczą śmiercią pod kołami pociągu.

Jest jedna rzecz, która od samego początku sprawia mi najwięcej problemów i dyskomfortu.
Futrzenie!!!
Broda sama w sobie jest nawet OK, ale wąsy... Najeść się przez nie normalnie nie mogę, bo wszędzie włażą i ciągle je przeżuwam. Włosy w nosie - masakra. Krzaczaste brwi - szpecą. Włosy pod pachami - zaczynają nieprzyjemnie pachnieć, pomimo intensywnych kąpieli. Łoniacze - prawie całe życie goliłem lub depilowałem, więc ciężko się przyzwyczaić. Kłaki na dupie - zużywam masakryczne ilości papieru toaletowego, nie wspominając o ciągle brudnych slipach. Włosy na nogach i klacie - jedyna rzecz, która kręci większość ludzi.
Sprawy nie ułatwiają rodzina ze znajomymi, mówiąc na każdym kroku jak fatalnie oraz obrzydliwie wyglądam.
- HELOŁ!!! Jeszcze na oczy mi nie padło i lustro posiadam, choć to już zaczyna trzeszczeć, więc pewnie niebawem pęknie na mój widok.
Jest też jeden mały plusik zarastania. Skończył się problem z zaczepiającymi, żebrającymi bezdomnymi. Wcześniej chcieli kasę tak po prostu (nie dawałem) albo na żarcie (jak miałem czas to kupowałem, jak nie to dawałem jakiś wdowi grosz). Obecnie traktują mnie jak swojego, a czasami zagadują jak kumpla, na zasadzie "Co słychać Stary?".

Obecnie nadchodzi najprzyjemniejszy kwartał zdjęć: ciepła woda, słońce, kwiaty kwitną, ptaszki ćwierkają, tylko wędkarzy i ogólnie ludzi nad wodą jakby więcej, no i w pizdu komarów.
Zatem ulubionych w niektórych kręgach "kurczaków w brytfannie" będzie zdecydowanie mniej (trafią się jak będę miał czasu mało, albo pogoda za oknem beznadziejna), natomiast częściej będę wyginał śmiało ciało w plenerze.
2013.05.08.

3 komentarze:

  1. Dopiero teraz przeczytałam Twoje zwierzenia na temat projektu... i ubawiłam się setnie! :-D Anegdotami, no i niektórymi zdjęciami... ;-) Np. tym siedzącym w dziurze pomiędzy konarami. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No i przymiarka do skoku do błotnistego bagna też niezła! :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo się cieszę, że chociaż ktoś załapał... sus-pen-syf-ny żarcik :D

    OdpowiedzUsuń