Pokazywanie postów oznaczonych etykietą B. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą B. Pokaż wszystkie posty
środa, 13 lutego 2013
wtorek, 12 lutego 2013
poniedziałek, 11 lutego 2013
Fafik's travels 29 - Opowieść bieszczadzka
Słyszałem, że wczesna jesień jest najlepszym okresem na wizytę w Bieszczadach.
Podobno chodzi o widok połonin, które mienią się całą gamą barw.
Kto nie wie, góry te znajdują się na południowo-wschodnim krańcu naszego pięknego kraju. Dojechać tam bez własnego auta jest niezwykle trudno (zajęło mi to około 16 godzin).
Wybrałem się tutaj pierwszy raz w życiu, aby w pięknych okolicznościach przyrody odreagować stres ostatnich miesięcy.
Nie wiem co mnie podkusiło, ale nie wziąłem pod uwagę pogodowego pecha mojego Panka. Wyjeżdżaliśmy przy radośnie świecącym słońcu, a na miejscu już zaczynał nieśmiało siąpić kapuśniaczek, by przez noc zmienić się w regularny deszcz, przez co szlak zmienił się w regularne bagnisko.
Bieszczadzki krajobraz ze szczytów rozpościerał się równie uroczo, choć odrobinę mgliście.
Przy ścieżce zwąchałem dziewięćsił bezłodygowy,
na jednej z grani spotkałem salamandrę plamistą,
a w Chatce Puchatka zaprzyjaźniłem się z myszką.
Przez cały czas w uszach grał mi Frank Ocean.
środa, 13 czerwca 2012
Fafik's travels 28 - Rawicz
Skończywszy opowiadać o Biebrzy, wyjątkowo pozwolę sobie dodać wpis o moim zeszłotygodniowym pobycie w Rawiczu, aby później wrócić do wątku Podlasia.
Rawicz to powiatowa mieścina w Wielkopolsce, znajdująca się mniej więcej w połowie drogi między Wrocławiem i Poznaniem. Generalnie takie miejsca zwykłem nazywać Półdniówkami, bo tyle starcza żeby spokojnym krokiem zapoznać się ze wszystkimi jego atrakcjami.
Deptak wzdłuż którego stoją malownicze kamieniczki.
Planty okalają Stare Miasto, posadzone w miejsce murów obronnych, prawie tak samo jak w Krakowie. Stoi tam między innymi fontanna z rawiczańskim herbem, czyli niedźwiedziem, który z kolei przypomina tego zabawnego z Przemyśla.
W innym miejscu plant usypano tzw. Fisz Górkę, przed którą stoi gruba armatka, a właściwie moździeż, służący do strzałów wiwatowych.
Ze szczytu podobno rozpościera się panorama miasta, ale chyba okoliczne drzewa urosły zbyt wysoko.
Natomiast tuż niedaleko wzniesienia znajduje się dawny budynek Bractwa Kurkowego, w którym obecnie znajduje się miejski Dom Kultury.
To tutaj odbywał się 12 Ogólnopolski Przegląd Sztuki Współczesnej,

na którym jednym z wystawiających swoje prace był Pan Kimonek.
Rzeźbę i malarstwo prezentowano w olbrzymiej sali głównej,
na której później wieczorami odbywały się też koncerty.
Tego dnia, gdy tam gościliśmy, na scenie szalał duet Babu Król, z własnymi interpretacjami poezji Pana Stachury.
Tego dnia, gdy tam gościliśmy, na scenie szalał duet Babu Król, z własnymi interpretacjami poezji Pana Stachury.
Prace graficzne, wystawiono w mniejszej Sali Piecowej (na parterze).
Niestety nijak nie mogę odnieść się do poziomu prezentowanych prac, bom tylko zwykły, pluszowy psiak.
Jeżeli ktoś ma ochotę wyrobić sam sobie zdanie, na temat prezentowanej tam sztuki, to przypominam, że wystawa funkcjonuje do końca czerwca.
Jeżeli ktoś ma ochotę wyrobić sam sobie zdanie, na temat prezentowanej tam sztuki, to przypominam, że wystawa funkcjonuje do końca czerwca.
czwartek, 6 października 2011
Fafik's travels 20 - Podkarpacie: Przemyśl
To nie jest tylko moje zdanie o tej uroczej mieścinie.
Powiedziała to jedna z tubylczyń, dodając że pod nietypowym, pochyłym rynkiem, ciągną się podziemia, w których "tuptają masoni".
Zresztą z obserwacji czysto geomorfologicznych ewidentnie widać, że Przemyśl dziurą jest i basta, gdyż znajduje się w naturalnym zagłębieniu terenu.
Widać to chociażby na poniższym zdjęciu, gdzie po oberwaniu chmury, w kierunku centrum spływa rzeka błota.
Trafiłem tutaj zupełnie przypadkowo, po skończonych warsztatach Panka w Łańcucie.
Spodobało mi się. Jednak służbowe zobowiązania Panka, nie pozwoliły nam pozostać tutaj dostatecznie długo, żeby wnikliwie zapoznać się z wszystkimi atrakcjami.
Zatem w ekspresowym tempie jednego dnia, liznąłem zaledwie wspomniany Rynek, na którym stoi fontanna niedźwiedzia (zwierzę herbowe tego miasta), który wygląda jak wielka... świnka.
W drodze na najwyższe wzgórze, minąłem kilka kościołów, klasztorów, zamek, jakieś klimatyczne kamienice i to wszystko.
Nad miastem góruje olbrzymi Krzyż Zawierzenia na wzgórzu Zniesienie, z którym wiąże się pewna anegdota, o której wiedzą tylko nieliczni.
Dzięki znajomościom mojego przewodnika,
Na sam koniec prezentuję przemyską anomalię przyrodniczą.
Miasto na tyle mi się spodobało, że postaram się tam jeszcze wrócić na dłużej.
Przy okazji pochodzę po niedalekich Bieszczadach, gdzie jeszcze nie miałem okazji hasać.
wtorek, 20 września 2011
Fafik's travels 20 - Podkarpacie: Łańcut
Panek zdążył już Państwa poinformować, że na koniec lipca byliśmy na krótkim wypadzie w podkarpackim.
Łańcut to mała, malownicza mieścina, która głównie słynie z jednego z najpiękniejszych polskich zamków-pałaców.

Wstyd się przyznać, ale zwiedziłem tylko jego park, urządzony w stylu angielskim.
Wnętrza udostępniane są dla grup, zbierających się co jakiś czas, a pochód przez komnaty trwa około godziny.
Na tyłach zamku, przez chwilę pogalopowaliśmy razem z małym chłopcem na panterze, zupełnie jak Witia na kocie, w filmie "Sami swoi".

Radosny to był has, ale lew upamiętniający wspólną wyprawę Potockich, do Sudanu Białego w 1924 roku, zrobił na mnie niesamowite wrażenie, a szczególnie jego... osobliwe spojrzenie.

W drodze powrotnej, natknąłem się na przydrożny krzyż, który obecnie można raczej nazwać przybarnym.

Tymczasem na noclegu w Starym Sadzie, spotkałem Ciasteczkowego Potwora, brzdąkającego na gitarze z jakimś autografem.

Zupełnie grzecznościowo, choć niechętnie, zapozowałem z glinianymi plackami, wyprodukowanymi przez uczestników warsztatów.
Proszę zwrócić uwagę, na małpie głowy, znajdujące się na dole zdjęcia.

Powstały prawdopodobnie w wyniku inspiracji głowami szybenickimi.
Łańcut to mała, malownicza mieścina, która głównie słynie z jednego z najpiękniejszych polskich zamków-pałaców.
Wstyd się przyznać, ale zwiedziłem tylko jego park, urządzony w stylu angielskim.
Wnętrza udostępniane są dla grup, zbierających się co jakiś czas, a pochód przez komnaty trwa około godziny.
Na tyłach zamku, przez chwilę pogalopowaliśmy razem z małym chłopcem na panterze, zupełnie jak Witia na kocie, w filmie "Sami swoi".
Radosny to był has, ale lew upamiętniający wspólną wyprawę Potockich, do Sudanu Białego w 1924 roku, zrobił na mnie niesamowite wrażenie, a szczególnie jego... osobliwe spojrzenie.
W drodze powrotnej, natknąłem się na przydrożny krzyż, który obecnie można raczej nazwać przybarnym.
Tymczasem na noclegu w Starym Sadzie, spotkałem Ciasteczkowego Potwora, brzdąkającego na gitarze z jakimś autografem.
Zupełnie grzecznościowo, choć niechętnie, zapozowałem z glinianymi plackami, wyprodukowanymi przez uczestników warsztatów.
Proszę zwrócić uwagę, na małpie głowy, znajdujące się na dole zdjęcia.
Powstały prawdopodobnie w wyniku inspiracji głowami szybenickimi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)