Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Podkarpacie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Podkarpacie. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 6 października 2011

Fafik's travels 20 - Podkarpacie: Przemyśl

PRZEMYŚL TO DZIURA...
To nie jest tylko moje zdanie o tej uroczej mieścinie.
Powiedziała to jedna z tubylczyń, dodając że pod nietypowym, pochyłym rynkiem, ciągną się podziemia, w których "tuptają masoni".
Zresztą z obserwacji czysto geomorfologicznych ewidentnie widać, że Przemyśl dziurą jest i basta, gdyż znajduje się w naturalnym zagłębieniu terenu.
Widać to chociażby na poniższym zdjęciu, gdzie po oberwaniu chmury, w kierunku centrum spływa rzeka błota.

Trafiłem tutaj zupełnie przypadkowo, po skończonych warsztatach Panka w Łańcucie.
Spodobało mi się. Jednak służbowe zobowiązania Panka, nie pozwoliły nam pozostać tutaj dostatecznie długo, żeby wnikliwie zapoznać się z wszystkimi atrakcjami.
Zatem w ekspresowym tempie jednego dnia, liznąłem zaledwie wspomniany Rynek, na którym stoi fontanna niedźwiedzia (zwierzę herbowe tego miasta), który wygląda jak wielka... świnka.

W drodze na najwyższe wzgórze, minąłem kilka kościołów, klasztorów, zamek, jakieś klimatyczne kamienice i to wszystko.

Nad miastem góruje olbrzymi Krzyż Zawierzenia na wzgórzu Zniesienie, z którym wiąże się pewna anegdota, o której wiedzą tylko nieliczni.
Otóż krzyż ten, miał obejmować swoimi opiekuńczymi ramionami, znajdujące się pod nim miasto. Niestety podczas stawiania do pionu, budowniczowie postawili go... odwrotnie, zatem statua stoi w pozie "King of the World".

Dzięki znajomościom mojego przewodnika,
mogłem obejrzeć od środka, remontowany obecnie, neobarokowy Dworzec PKP, o którym pracujący tam konserwator zabytków, wypowiedział się krótkim zdaniem - "Jest różowy, chujowy i tak ogólnie".

Na sam koniec prezentuję przemyską anomalię przyrodniczą.

Miasto na tyle mi się spodobało, że postaram się tam jeszcze wrócić na dłużej.
Przy okazji pochodzę po niedalekich Bieszczadach, gdzie jeszcze nie miałem okazji hasać.

wtorek, 20 września 2011

Fafik's travels 20 - Podkarpacie: Łańcut

Panek zdążył już Państwa poinformować, że na koniec lipca byliśmy na krótkim wypadzie w podkarpackim.

Łańcut to mała, malownicza mieścina, która głównie słynie z jednego z najpiękniejszych polskich zamków-pałaców.

Wstyd się przyznać, ale zwiedziłem tylko jego park, urządzony w stylu angielskim.
Wnętrza udostępniane są dla grup, zbierających się co jakiś czas, a pochód przez komnaty trwa około godziny.

Na tyłach zamku, przez chwilę pogalopowaliśmy razem z małym chłopcem na panterze, zupełnie jak Witia na kocie, w filmie "Sami swoi".

Radosny to był has, ale lew upamiętniający wspólną wyprawę Potockich, do Sudanu Białego w 1924 roku, zrobił na mnie niesamowite wrażenie, a szczególnie jego... osobliwe spojrzenie.

W drodze powrotnej, natknąłem się na przydrożny krzyż, który obecnie można raczej nazwać przybarnym.

Tymczasem na noclegu w Starym Sadzie, spotkałem Ciasteczkowego Potwora, brzdąkającego na gitarze z jakimś autografem.

Zupełnie grzecznościowo, choć niechętnie, zapozowałem z glinianymi plackami, wyprodukowanymi przez uczestników warsztatów.
Proszę zwrócić uwagę, na małpie głowy, znajdujące się na dole zdjęcia.

Powstały prawdopodobnie w wyniku inspiracji głowami szybenickimi.